Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew
188
BLOG

Schizofreniczna postawa Niemiec

Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew Polityka Obserwuj notkę 4

image

Rozmowa z prof. Romualdem Szeremietiewem


Jakie strategiczne znaczenie ma wycofanie się Ukraińców i zdobycie przez Rosjan Awdijiwki nazywanej bramą do Doniecka?

– Moim zdaniem zdobycie Awdijiwki przez Rosjan nie ma większego znaczenia – w sensie strategicznym, natomiast ma walor symboliczno-propagandowy. Dowództwo ukraińskie, zdaje się, doszło do wniosku, że nie warto się dłużej wykrwawiać, jeśli idzie o ten rejon, dlatego postanowiło wycofać swoje wojsko. Co z tego wyniknie, czas pokaże, ale nie przypuszczam, żeby oddanie Awdijiwki miało jakieś istotne, przełomowe znaczenie z punku widzenia toczącej się wojny.

Czy Rosjanie ośmieleni zdobyciem Awdijiwki mogą rozpocząć szturm na znacznie większą skalę?

– Tego nie wiem. Jednak nie sądzę, żeby Rosja dysponowała jakimiś znaczącymi siłami, zasobami ludzkimi i sprzętowymi, aby w stosunkowo krótkim czasie móc przeprowadzić jakąś większą operację. Natomiast problemem jest to, że strona ukraińska, jeśli chodzi o armię, przeżywa pewien kryzys związany z odwołaniem głównodowodzącego Siłami Zbrojnymi Ukrainy gen. Wałerija Załużnego oraz innych dowódców. Wydaje się, że wycofanie wojsk z Awdijiwki to jest efekt całej tej sytuacji. Myślę, że władze ukraińskie z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim na czele pogubiły się w tym wszystkim i próbują znaleźć wyjście z tej bądź co bądź patowej sytuacji, wiążąc się z Niemcami. Ale jak dotąd wygląda to dość mizernie.

Jakie szanse ma Ukraina osłabiona tymi personalnymi zawirowaniami w armii, bez dostaw amunicji i broni z zewnątrz?

– Ta pomoc stoi pod znakiem zapytania. Wszystko zależy od tego, czy Stany Zjednoczone będą nadal utrzymywały dostawy uzbrojenia i amunicji dla Ukrainy. Europa Zachodnia, a przede wszystkim Berlin i Paryż – nawet gdyby miały taką wolę – nie mają specjalnie zdolności, żeby móc dostarczyć stronie ukraińskiej odpowiednie ilości sprzętu. Reasumując, nie wygląda to dobrze.

Są jednak kraje gotowe nieść pomoc, jak chociażby Dania, która ostatnio przekazała Ukrainie całą swoją artylerię…

– Owszem, to piękny gest, ale warto mieć świadomość, że wojna, jaka się toczy na Ukrainie, wymaga bardzo dużych, systematycznych dostaw środków bojowych, w szczególności pocisków. Jeden gest, choć oczywiście ważny, nie rozwiąże problemu. Europa nie ma odpowiednich zdolności, by dostarczyć Ukrainie wystarczającą ilość sprzętu i amunicji. Oczywiście takie zdolności mają Stany Zjednoczone, tylko pytanie, czy będą chciały kontynuować wsparcie dla Kijowa. Tymczasem stanęło to pod znakiem zapytania, biorąc pod uwagę to wszystko, co dzieje się ostatnio w Stanach Zjednoczonych w związku z kampanią przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi. Musimy więc poczekać do końca roku, żeby ustalić, co rzeczywiście będzie się dalej działo.

Tylko czy Ukraina ma tyle czasu? Amerykański Kongres ma się zebrać dopiero w marcu br., a republikanie nie są na chwilę obecną zainteresowani debatą o Ukrainie. Czy szanse na szybkie dostawy broni dla Kijowa nie są zbyt duże?

– To prawda. Ukraina znalazła się w bardzo trudnym położeniu, na co złożyły się różne rzeczy, których zbieg pogarsza sytuację i możliwości władz w Kijowie. Moim zdaniem niekorzystną sytuację, jeśli chodzi o sprawy Ukrainy, pogarsza również zmiana władzy w Polsce. Chodzi o to, że to Polska była dotąd hubem i filarem pomocy dla Ukrainy, a władze Rzeczypospolitej – prezydent, premier, rząd – robiły bardzo dużo, utrzymując przede wszystkim ścisły kontakt zarówno z Amerykanami, jak i z Brytyjczykami, a także wywierając presję na Niemców, tak aby pomoc dla Kijowa nie była iluzoryczna, lecz realna. Jednak w którymś momencie prezydent Wołodymyr Zełenski doszedł do wniosku, że rozwiązaniem lepszym dla Ukrainy będzie, jeżeli zacznie swoją politykę wiązać z ośrodkami takimi jak Berlin i Bruksela, które niechętnie spoglądały na Warszawę, na rząd Zjednoczonej Prawicy. I dzisiaj są tego efekty.

Wczorajsze posiedzenie unijnych szefów dyplomacji w kwestii zakupów amunicji dla Kijowa zakończyło się fiaskiem. Na co czeka Zachód, na co czeka Unia, która nie potrafi się dogadać w tak ważnej sprawie?

– Zachód na nic nie czeka – zachowuje się tak, jak zawsze się zachowywał, nie potrafi niczego zrobić na czas, nie umie w odpowiednim czasie podjąć właściwych decyzji, nie potrafi zmobilizować i zgrać swoich możliwości i potencjału, które posiada. Ale my to już wielokrotnie w historii przerabialiśmy. Dlaczego wybuchła II wojna światowa? Dlatego, że Zachód w tamtym czasie zachowywał się wobec Niemiec tak, jak zachowuje się teraz, jeżeli chodzi o relacje z Moskwą. Zatem ta indolencja, którą dzisiaj obserwujemy, to nic nowego.

Jaki sens ma tworzenie wspólnej europejskiej armii, skoro ośrodki decyzyjne Unii Europejskiej mają problemy z wieloma prostszymi, codziennymi sprawami?

– Nawet gdyby zbudowanie wspólnej europejskiej armii było rzeczą realną, to trzeba sobie zadać pytanie: ile czasu będzie trwało stworzenie takiej struktury i ile czasu mamy, żeby się przygotować na odparcie ewentualnej agresji rosyjskiej? I nawet gdyby była realna szansa na zbudowanie takiej armii – szansa, której nie ma – to nie ma też czasu na przeprowadzenie takiej operacji. Istnieje Sojusz Północnoatlantycki ze swoimi strukturami, które – jak widać – w miarę sprawnie posługują się, jeśli chodzi o gromadzenie środków militarnych itd. Dzieje się tak tylko dlatego, że obecnie NATO opiera się głównie na potencjale Stanów Zjednoczonych. I to właśnie ze strony Waszyngtonu już za prezydentury Donalda Trumpa pojawiły się – skądinąd uzasadnione – zastrzeżenia, że zachodni Europejczycy, a zwłaszcza Niemcy, korzystają z gwarancji, jakie daje im NATO, głównie dzięki potencjałowi Stanów Zjednoczonych, że jadą w tym pociągu bezpieczeństwa właściwie na gapę. Takie są fakty, bo wiele państw członków Sojuszu Północnoatlantyckiego, nawet tak potężnych gospodarczo jak Niemcy, nie wykonuje przyjętego na siebie zobowiązania wydatkowania określonej puli 2 proc. PKB na obronność, na budowanie własnych sił zbrojnych. Dlatego Donald Trump powiedział Niemcom wyraźnie, że korzystają z bezpieczeństwa, które Stany Zjednoczone im gwarantują, a jednocześnie nie dość, że nie łożą na budowanie własnej armii, czyli nie wzmacniają NATO, to jeszcze prowadzą rozmaite konszachty gospodarcze z Rosją i de facto finansują zbrojenia Władimirowi Putinowi. Zatem to jest schizofreniczna postawa.

Co więcej, w tym momencie pojawia się pomysł suwerenności militarnej Europy…

– Widać, że ktoś na tych europejskich szczytach, ktoś zupełnie oderwany od realiów doszedł do wniosku, że jak Amerykanów w Europie nie będzie, to pewnie nie będzie też po stronie Rosji powodów do rywalizacji. Tym samym uda się z tą Rosją wszystko dobrze, pięknie i ładnie ułożyć, tylko jest warunek: trzeba się pozbyć Amerykanów. Berlin w swojej schizofrenicznej polityce, zdaje się, z jednej strony wciąż liczy, że uda się dogadać z Rosją i powrócić do kontraktów energetycznych, a z drugiej strony deklaruje, że będzie wspierał Ukrainę, choć nie wiadomo czym i jak. Nic więc dziwnego, że także po stronie niemieckiej pojawiają się już wątpliwości, czy Rosja rzeczywiście skończy na Ukrainie, czy zachęcona bezczynnością Zachodu nie będzie chciała sobie podporządkować również Europy, a więc także Niemiec. Przecież takie procesy w historii, w relacjach niemiecko-rosyjskich już zachodziły, nie tylko współpraca, jak układ w Rapallo z 16 kwietnia 1922 roku czy pakt Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 roku, dominowała w relacjach tych obu państw. Była także operacja „Barbarossa” z czerwca 1941 roku, kiedy wojska niemieckie przekroczyły granicę ze Związkiem Sowieckim, dając początek wojnie niemiecko-sowieckiej. Dzisiaj dążenia rosyjskie są też wyraźne, widoczne i mają na celu podporządkowanie sobie Europy, w tym także Niemiec. Tym, którzy zapomnieli, warto przypomnieć, że wcale nie tak dawno istniała Niemiecka Republika Demokratyczna, i odpowiedzieć sobie na pytanie: jaką rolę spełniała w bloku sowieckim, czym w istocie była? Dlatego obawa, że Rosji może nie wystarczyć Ukraina, że Putin może sięgnąć także po Berlin, ta obawa wcale nie jest pozbawiona sensu. Myślę, że w niektórych ośrodkach niemieckich takie obawy też coraz wyraźniej zaczynają się pojawiać. Patrząc od strony Niemiec, widać kompletną schizofrenię, kompletny mętlik. Wobec tego pojawia się pytanie, co robić. Czy zacząć realnie wspierać Kijów, a tym samym iść na otwartą konfrontację z Moskwą i Putinem przy założeniu, że nie dysponuje się odpowiednimi środkami militarnymi, żeby wesprzeć Ukrainę, czy też konsekwentnie próbować pozbyć się Stanów Zjednoczonych z Europy, licząc na zbudowanie europejskiej armii, która będzie miała za zadanie zapewnić bezpieczeństwo na Starym Kontynencie.

W tym wszystkim dodatkowym problemem jest niestabilna sytuacja w Polsce po objęciu rządów przez Donalda Tuska i jego ekipę.

– Owszem, to dodatkowo komplikuje sytuację, bo Polska jest naprawdę bardzo ważnym ogniwem, jeśli chodzi o rozgrywanie całej operacji pod nazwą „jak powstrzymać Rosję”. „Koalicja 13 grudnia” z Tuskiem na czele jest tutaj bardzo niepewnym partnerem. Mam na myśli stabilność, jaka do niedawna wyróżniała nasz kraj. Brak tego ważnego elementu, jakim była Polska za rządów Zjednoczonej Prawicy, jako państwo frontowe na wschodniej flance, biorąc też pod uwagę nasze relacje, zwłaszcza z Anglosasami, a więc z Amerykanami i Brytyjczykami, wpływa na to, że cała Europa kuleje. Powstaje więc ogromny kłopot. Tak czy inaczej Europa zbyt dużo czasu nie ma, zanim Rosja po Ukrainie pójdzie dalej. Raport przedstawiony przez szefa szwedzkiego wywiadu wojskowego Thomasa Nilssona mówi, że Rosja wkrótce odbuduje potencjał militarny i będzie gotowa do kolejnej ekspansji.

Kłopotów jest zatem bez liku, ale brak broni i amunicji nie jest jedynym problemem, bo świat jest nie tylko militarnie, ale też moralnie rozbrojony, o czym świadczyć może brak woli, by w sposób skuteczny pomóc Ukrainie.

– Jeśli chodzi o uzbrojenie, uzupełnienie braków w sprzęcie i amunicji, to zmarnowano dwa lata od początku agresji rosyjskiej na Ukrainę. W tym czasie można było wszelkie braki uzupełnić, produkując więcej. To pozwoliłoby nie tylko wesprzeć walkę Ukraińców, ale też zgromadzić odpowiedni własny arsenał na wypadek ewentualnej rosyjskiej agresji. Kolejna kwestia – kto wie, czy nie ważniejsza, od której wszystko się zaczyna, to fakt moralnego rozbicia Europy i w ogóle świata zachodniego, bo to dotyczy również Stanów Zjednoczonych i Kanady. Faktem jest, że świat znalazł się w głębokim kryzysie cywilizacyjnym. To znaczy wartości, które towarzyszyły elitom europejskim, amerykańskim, które budowały politykę zagraniczną i de facto podwaliny ładu światowego oraz potęgę tych państw, te wartości legły w gruzach, a przynajmniej zostały zakwestionowane. Otwarcie granic i w związku z tym napływ ludzi obcych nam kulturowo i cywilizacyjnie do Europy Zachodniej, ale też do Stanów Zjednoczonych, które również mają ten migracyjny problem, to postawiło rdzenne społeczeństwa w trudnej sytuacji. Z jednej strony są one rozkładane pod względem moralnym, etycznym przez wewnętrzne czynniki, a z drugiej strony te społeczeństwa nie są w stanie wchłonąć obcych przybyszów, którzy napływają coraz szerszym strumieniem. Ponadto migranci nie asymilują się z nami, zachowują swoją odrębność religijną, kulturową, co więcej – zaczynają nam siłą narzucać swoje zasady. I to jest dodatkowy czynnik destabilizacji, zwłaszcza w państwach zachodnich, ale zgoda Tuska na pakt migracyjny może i nam wkrótce zgotować podobne problemy. To wszystko sprawia, że nasz świat jest malowany coraz ciemniejszymi barwami, a to nie zapowiada niczego dobrego, ponieważ przekłada się także na stosunek i podejście do kwestii budowania bezpieczeństwa własnego i innych państw, jak Ukraina, których bezpieczeństwo jest dzisiaj zagrożone.

Dziękuję za rozmowę. Mariusz Kamieniecki


20 lutego 2024 r.

https://naszdziennik.pl/mysl/292951,schizofreniczna-postawa-niemiec.html







Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka