Od jakiegoś czasu mamy w biurze nowego kolegę, tym razem do naszego międzynarodowego zespołu dołączył Norweg. Lubię pracę z ludźmi wychowanymi poza granicami Polski bo rozmowa z nimi poszerza horyzonty i tak było także w przypadku pogawędki, którą odbyłem dzisiaj.
Zaczęło się niewinnie, od porównywania statystyk Polski i Norwegii, takich jak powierzchnia, ludność, gęstość zaludnienia i tak dalej. Szybko jednak przeszliśmy na to co naprawdę ciekawe, czyli wskaźniki gospodarcze. Bez większego zaskoczenia stwierdziliśmy, że Norwegia jest od Polski znacznie bogatsza. Według Międzynarodowego Funduszu Walutowego w 2013 roku PKB per capita Norwegii (wg. Parytetu siły nabywczej) wyniósł prawie 55 tys. USD, zaś polski zaledwie 21 tys. USD. Norwegia taki poziom notowała w roku 1988.
Mimo, że dane te są oczywiste, jako Polak poczułem potrzebę, alby pół żartem pół serio znaleźć jakąś kategorię, w której Polska jest lepsza i rzuciłem, że my rozwijamy się szybciej. Kolega tylko na mnie spojrzał i stwierdził „tak, ale my nie musimy się już rozwijać”.
To jedno, krótkie zdanie zupełnie zbiło mnie z tropu i uświadomiło naszą rolę w Unii Europejskiej i tego jak bardzo różnimy się od krajów starej Unii. Co prawda Norwegia nie jest członkiem UE, ale podejrzewam, że przedstawiciele klasy średniej oraz elity krajów takich jak Francja i Niemcy uważają podobnie. Po co im dalszy rozwój gospodarczy, skoro w zasadzie już teraz mieszka się tam dobrze. Dlatego taki nacisk kładzie się tam na politykę klimatyczną, ekologię, czy zabezpieczenie socjalne.
Tymczasem my, Polacy, potrzebujemy rozwoju gospodarczego jak powietrza. Głęboko w naszej świadomości zakorzeniona jest potrzeba doganiania Europy zachodniej w poziomie życia, zarobkach i perspektywach. Tylko rozwój naszego kraju może zapobiec kolejnym falom emigracji i zachęcić ludzi do powrotu. To sprawia, że mamy zupełnie inne priorytety niż kraje „starej” Unii. Choćby w przypadku polityki energetycznej, ponieważ nasz energia powinna być raczej tania, a nie czysta.
Oczywiście ideały europy zachodniej są bardzo wzniosłe i wartościowe, ale Polski w tym momencie na nie nie stać. Naszym priorytetem jest doganianie „zachodu” – rozwój. To sprawia, że ścieżki wartości – przynajmniej w dziedzinie gospodarki – między nami a „nimi” znacząco się rozchodzą. Są być może małe problemy, ale już na etapie priorytetów odpychają one od siebie kraje UE i hamują integrację. Co więcej, w kolejnych latach takich problemów będzie przybywać. Pytanie tylko, czy nie rozsadzą one w końcu Unii Europejskiej.
Absolwent SGH i Uniwersytetu Marmara w Stambule. Zainteresowany ekonomią i sprawami międzynarodowymi, szczególnie Bliskim Wschodem. Treść notek nie odzwierciedla poglądów i opinii redakcji -- żadnej redakcji.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka