Kabaret Starszych Panów - na zdjęciu Jerzy Wasowski, Irena Kwiatkowska i Jeremi Przybora. Opracowanie zdjęcia: Kryptos.
Kabaret Starszych Panów - na zdjęciu Jerzy Wasowski, Irena Kwiatkowska i Jeremi Przybora. Opracowanie zdjęcia: Kryptos.
Kryptos Kryptos
566
BLOG

Przedziwny upadek polskiego kabaretu

Kryptos Kryptos Kultura Obserwuj notkę 3
Podczas gdy wszyscy piszą o sprawie poważnej, jaką jest rosyjska inwazja na Ukrainę, ja konsekwentnie piszę o czymś zupełnie innym. Chociaż mi też nie jest do śmiechu, ale z zupełnie innego powodu.

„Ech, Grażyna, kiedyś to były kabarety, nie to co teraz. Tey, Dudek, «60 minut na godzinę»… A teraz co? Chłop się za babę przebrał i to wystarczy! Ech, szkoda strzępić sobie język, przełącz na Polsat Sport, dziś gra Ajax kontra Bilbao…”

    Na pewno każdy z nas słyszał kiedyś podobną opinię. Na pewno każdy z nas zna zaprzysięgłego „antyfana” polskich kabaretów. Można się z tego śmiać, ale… spójrzmy prawdzie w oczy. Polskie kabarety naprawdę zeszły na psy. Polska scena kabaretowa została zapaskudzona żenującymi kawałami, zajechana wciąż powtarzanymi pomysłami i oszpecona wulgaryzmami, bez których można było przecież sobie poradzić – i to ze świetnym skutkiem. Oczywiście, są chlubne wyjątki. Kabaretowi Moralnego Niepokoju co jakiś czas trafiają się świetnie zagrane skecze, Ani Mru Mru i Smile sprytnie bawią się konwencją, wysoki poziom prezentuje też kabaret Hrabi. Niestety, nie zmienia to ogólnego stanu rzeczy, a ten jest (nomen omen) niewesoły.

    Nie jestem w stanie zaproponować żadnych rozwiązań, żeby to zmienić, ale być może udało mi się zdiagnozować przyczynę. Otóż moim zdaniem, za zepsucie kabaretu w Polsce odpowiada… zmiana skali. Jak to rozumieć? Już śpieszę z odpowiedzią.

    Mimo że satyra znana jest właściwie od zawsze (komedie w starożytnej Grecji, średniowieczni trefnisie itd.), to sam kabaret na dobrą sprawę narodził się dopiero na przełomie wieku XIX i XX, a jego rodzicami były wszelkiej maści teatrzyki rewiowe, operetki i spelunki z „muzyką na żywo”. Po I wojnie światowej nadeszła jednak poważna zmiana – profesjonalne grupy satyryków zaczęły posiadać własne lokale, gdzie regularnie występowali; zaś teksty dostarczali im znakomici literaci (Tuwim, Hemar i inni). Rezultat był taki, że do dziś musi się o tym uczyć młodzież szkolna. Po II wojnie światowej, po „odwilży październikowej” pojawiły legendarne formacje, takie jak Dudek, Tey, STS, Elita, Kabaret pod Egidą i wiele innych. Ponadto w radiu i telewizji prezentowane były audycje satyryczne – „60 minut na godzinę”, „Kabaret Starszych Panów”, kolejne kabarety (czy raczej przedstawienia satyryczne) Olgi Lipińskiej czy „Ilustrowany Tygodnik Rozrywkowy” (w którym pojawiło się słynne „Kocham pana, panie Sułku”). Wielka zmiana nastąpiła w III RP – obok mediów państwowych pojawiły się prywatne, a ze względu na podziały polityczne trudniej było się przypodobać się szerokiej publiczności. Kiedyś wystarczyło umieścić w skeczu jakiś przytyk do komunistycznej władzy, by zyskać popularność, ale w nowych czasach trzeba było uważać, by jakimś żartem nie urazić jakiejś grupy.

    Jednak nie wspomniana zmiana ustroju zabiła polską satyrę. W krajach demokratycznych, takich jak USA czy Wielka Brytania z powodzeniem działali i działają świetni artyści: Latający Cyrk Monty Pythona, Saturday Night Live (aczkolwiek ostatnio zeszli na psy) czy Eric Andre. Problem leży gdzie indziej. Nietrudno zauważyć, że kabaret (jak teatr) zazwyczaj nie jest „masowy”. Możliwość dialogu z publicznością, improwizowania, zabawy z nią sprawia, że występ ma dwa razy więcej wdzięku i dynamiki. Dlatego kabarety dawniej występowały w kawiarniach, klubach i teatrach. Tego współcześni artyści nie mogą sobie łatwo zapewnić, bo ich praca opiera się w dużym stopniu na występach telewizyjnych i na wszelkiej maści „kabaretonach”, „nocach kabaretowych”, czy jak to się nazywa. Te występy oglądają tłumy, ale z takimi tłumami trudno nawiązać kontakt. Poza tym występując dla szerszej publiczności, trzeba siłą rzeczy formułować prostsze żarty, zrozumiałe dla każdego. Szerszej publiczności trzeba się przypodobać, czego nie musiała robić n.p. ekipa Dudka, bo na ich występy przychodzili entuzjaści, którzy wiedzieli, jakiego humoru mogą się spodziewać.

    Taka to właśnie przemiana polskich kabaretów w fabryki skeczy, które muszą wywiązywać się z planu produkcyjnego i bić się o konsumenta (dawniej – widza) doprowadziła do mojej frustracji, którą wyraziłem w tekście. Niestety, w zakończeniu nie będzie happy endu. Zamiast tego proponuję poszukiwać dobrych skeczy tak, jak się łowi ryby – na ogół trafiają się płotki, czasem haczyk złapie chwasty znad brzegu, ale zdarza się czasem trafić na coś naprawdę pysznego.

Kryptos

P.S. W moim felietonie nie poruszyłem kwestii polskiego stand-upu, co do którego również mam parę uwag. Może innym razem.

Kryptos
O mnie Kryptos

Witaj, Drogi Gościu, na moim blogu.   "Szuflada Kryptosa" realizuje koncepcję dziennikarstwa obywatelskiego. Wpisy umieszczam za darmo, w wolnej chwili, bo tak lubię i chcę tak robić. Sztuka, literatura, wielkie idee, sprawy poważne i niepoważne - to wszystko znajdziesz w tym miejscu! "Szuflada Kryptosa": twój ulubiony blog hobbystyczno-humanistyczny!  Zapraszam do lektury! [zdjęcie w tle: Pixabay, zdjęcie profilowe autorstwa Kryptosa i Pawła P.]

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura