Tatarka Tatarka
277
BLOG

Kapelusz i sanatoryjne dywagacje

Tatarka Tatarka Wiersze Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Cz.4
Oddala się myślenie o zabiegach, o posiłkach, o spacerach po Lesie Kumiecie. Podróż z Gołdapi do Warszawy odbyła się: czystym, zdezynfekowanym autokarem, który nie mógł wjechać pod recepcję. Pracownik sanatorium, zaopatrzeniowiec, jeżdżący furgonetką pamiętającą czasy komuny, pomógł niepełnosprawnym kuracjuszom dowieźć bagaże do bramy. Niestety, dyrekcja sanatorium zakazała dalszych kursów. Pozostali ciągnęli walizy po szutrowej drodze przeklinając właściciela i marzyli o podwózce meleksem, skoro trwa konflikt między przewoźnikiem a właścicielem.
Jeśli ZUS lub NFZ przestanie wysyłać kuracjuszy do tego obiektu, może dojść do tego, do czego dąży właściciel, czyli przekształcenia funkcji obiektu lub zburzenie i postawienie SPA. 

Julia szybko przemieściła się tramwajem z Dworca Wschodniego do kolejki WKD, potem do podwarszawskiego miasta.
Mieszkanie po trzytygodniowym zamknięciu, mimo wywietrzenia, nie oferowało dobrego wypoczynku. Okna są od południe a za oknem 29 C. Horror. Organizm Juli nie wytrzymał radykalnej zmiany. Rozchorowała się. Kaszel, katar, ból gardła, gorączka 37 stopni 3 kreski. Pocenie się. Świszczenie. Czyżby zaatakował ją koranawirus?
Zatęskniła za zimnym, wilgotnym pokojem za parterze z widokiem na las. Zatęskniła za Romeo. Jednak szybko przegoniła te myśli, bo nie jest młódką, by tęsknić za nieznanym facetem. Za czymś niemożliwym. Las Kumiecie, jego świerki i sosny, szumiał w sercu Juli. Za nim tęskniła.
- Jeśli facet miał tysiąc kobiet, teraz chodzi tylko na piwko – tłumaczyła sobie obojętność Romea na wszystkie zalotne spojrzenia kuracjuszek. – A lasy są wszędzie takie same – pomyślała.
Czas sanatoryjny jest już czasem przeszłym, choć niezupełnie, bo Julia rozmyśla i analizuje różne sytuacje. Co byłoby gdyby… lecz nie potrafiła żadnej sytuacji zaaranżować. Były tylko przypadkowe spotkania.
Choćby to. Na ćwiczenia w basenie czy na zabieg „bicze szkockie” zakładała kostium kąpielowy już w swoim  pokoju. Tego dnia zapomniała zabrać bieliznę. Od budynku A do B trzeba pokonać ścieżkę przez las część po wystających konarach albo obejść ją po trotuarze.
 - Nic to, jakoś przemknę niepostrzeżenie bez majtek i biustonosza...– pomyślała wycierając mokre ciało i zarzuciła nieprześwitującą sukienkę na ramiączkach. Wybiegła. W holu tuż przy drzwiach natknęła się na Romea. Spąsowiała. Nie pamięta co powiedział. Głupio tylko odrzekła:
- O co za miłe spotkanie – i życząc dobrego dnia po prostu zwiała. W drodze uważała, żeby nie wywinąć koziołka.

Lasy są wszędzie takie same. Kieleckie samosiejki brzóz i sosen otaczają rodzinne domostwo Juli. Po przeorganizowaniu waliz, sprzątnięciu i przepraniu, postanowiła pojechać w kieleckie lasy. Sprawdziła w Internecie rozkład jazdy autobusów, aby jak najbliżej dojechać. Tam szybko minie chwilowa niedyspozycja organizmu.
Pojechała na Dw. Zachodni. Odczekała w kolejce do kasy. Podróżni przestrzegali zaleceń związanych z pandemią. Poprosiła o bilet.
 - Autobus nie kursuje – usłyszała odpowiedź.
- Jaaaak tooo??? W Internecie, przecież jest w rozkładzie jazdy!
-  Przewoźnik wycofał się – odpowiedziała kasjerka.
Julia szybko pobiegła do okienka: informacja. Potem na dworcu kolejowym szukała stosownych połączeń. Zrezygnowana wróciła do swego mieszkania.
Kiedy na peronie kolejki WKD schyliła się, żeby podnieść walizkę i jako pierwszą wtaszczyć na pokład wagonika, z niedomkniętej torebki wysypało się coś wprost na tory. Zorientowała się, iż kosmetyczka nie zostanie zmiażdżona kolami pociągu, wycofała się. Po odjeździe pojazdu uklękła na peronie i sięgnęła po nią.
- Dlaczego prześladują mnie środki transportu? Co to oznacza! Dość wróżb – analizowała wakacyjne perypetie, oglądając znane, zaokienne pejzaże.
Po kilku minutach wysiadała na swojskim peronie. Drzwi automatycznie zamknęły się, kolejka ruszyła.
- Boże! Mój kapelusz! Odjechał! – mamrotała – Mój ulubiony kapelusz….
Choć ma ich tuzin, ten był wyjątkowy. Podziwiały go też kuracjuszki, gdy szły na tężnie do Gołdapi albo na tańce do Leśnego Zakątka nad jeziorem.
Julia uwielbiała w chłodne dni leżeć na zimnych deskach pomostu. Nad jeziorem było pusto, a takie widoki uwielbia. Tego dnia mocno wiało. Wiatr poruszał bojami, do których przymocowany był pomost i wyrwał jej kapelusz. Zerwała się na równe nogi, mimo iż niejednokrotnie gramoliła się przy wstawaniu. Kapelusz wrócił z nią do sanatorium. 
Stojąc teraz na peronie, w swym mieście, wiedziała, że kapelusz się nie odnajdzie.
- Aniele Stróżu mój, gdzie kapelusz mój? Taki z ciebie ochroniarz?! Jakaś dama skradnie teraz me myśli, wniknie w me światy. Ach, Romeo, kapeluszu… .

Cz. 5
HYDRA
Poeci kłócą się o kradzież metafor
wypisują sążniste elaboraty
dochodzi do rękoczynów po wódeczności
jakby nie wiedzieli, że to pospolita rzecz

Nurt przepływa między zakolami, wysepkami
wartko płynie gdzieś…

Metafory płyną podniebną aortą
Kto pierwszy wyłowi – jest jego
 W tym samy czasie, na innym kontynencie
inny poeta identyczną metaforę wymyślił.  

Nurt przepływa między zakolami, wysepkami
wartko płynie gdzieś…
 
NIEDŁUGO TAM BĘDĘ
Zagony na horyzoncie rozłożoną księgą
wiatr faluje zielone stronice ozimin
Następny rok nie upłynie w biedzie
Soczysta zieleń ozimin wnika w oczy
jakby to była zapowiedź wiosny
- Jeśli zima nie zmrozi, zapowiadają się obfite plony –
mówiła babcia, gdy odprowadzała Julię do szkoły

KOT
Julia szła przez ulicę kocił łbów
obok latarni z ornamentem przytulonych ciał
przebiegł czarny kot
Kolorystyka złota: czerń nocy i światła blask
Często wraca tędy do domu
choć nie spotkała na drodze nikogo
Nikt serenad pod jej balkonem nie gwizdał
Romeo nie czekał
Przebiegł czarny kot




Tatarka
O mnie Tatarka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura