Dociera do mnie, że dla ignorantów - w tym również spindoktorów partii rządzącej - "szczyt zachorowań przypadnie na 15-20 kwietnia" oznacza, że po tej dacie epidemia zniknie, ustanie, rozpłynie się. Przygłupy nie potrafią zwizualizować nawet krzywej Gaussa (jeśli wygasanie epidemii to będzie krzywa Gaussa).
Tymczasem w Chinach, gdzie epidemia wzięła początek liczba zakażonych co prawda od początku marca utrzymuje sie na tym samym poziomie nieco ponad 80 000, ale krzywa nie opada, mimo że 3285 osób zmarło a 73 773 wyzdrowiało. To oznacza , że nowozarażonych przybywa mn. w. w tym równym tempie od miesiąca i nie wiadomo nawet czy nastąpiło już apogeum. A kiedy ono nastąpi to spadek liczby nowych zakażeń będzie zapewne powolniejszy niż wykładniczy przyrost z dni wybuchu.
Tak więc 15-20 kwietnia nie oznacza, że wybory 10 maja będą mogły się odbyć. Nie bedą bezpieczne i rząd powinien przestać oszukiwać obywateli.
Napisawszy to wszystko mam watpliwości czy to dotrze do tych, do których jest przeznaczone. Po wielekroć jestem zaskakiwany nawet nie niewiedzą, tylko zupełną obojętnością na argumenty i fakty.
Eksperci obawiają sie, że wygasanie epidemii może sie przeciągnąć, nadejście lata nie będzie cezurą, ciepłe dni wcale nie muszą spowodować zmniejszenia się liczby zakażeń, covid-19 nie musi mieć charakteru sezonowego jak grypa czy inne zimowe choroby wirusowe.
Wiem, że taki scenariusz jest prawdopodobny. Ja tylko chciałem uświadomić, że nawet przy najbardziej optymistycznych założeniach termin 10 maja jest nierealistyczny a rząd, poszczególni ministrowie, marszałkini Sejmu, politycy PiS powinni przestać kłamać. Nie kieruję tego wezwania do prezesa PiS bo przypuszczam, że nie zrozumiałby ani jednego zdania. On tylko potrafi cytować patriotyczne ramoty Ujejskiego, co jak widać wystarczy by zahipnotyzować połowę Polaków i całą opozycję
