Leniwe letnie przedpołudnie. Ulice na wpół wyludnione, a co drugi samochód porusza się niepewnie, z zastanowieniem, w intrygujących podskokach i susach.
To mieszkańcy prowincji wybrali się zażyć smaku wielkiego miasta i jak na razie próbują sobie radzić z oszalałym ruchem na całych dwóch pasach jezdni. Wkrótce zdziwią się, że za parking trzeba płacić a i tak nie ma gdzie zaparkować.
Ale myśmy nie prowincjusze, my uciekamy z rozprażonych murów za miasto, na plażę.
Już zjechaliśmy z asfaltu, już pod kołami chrzęści żwir, a znad wody dobiegają przenikliwe głosy bawiących się dzieci.
Jeszcze tylko krótka przebieżka z majdanem - kocami, ręcznikami, koszami, plecakami, z piciem, jedzeniem, strojami kąpielowymi i koniecznie z lekturą - leśną ścieżką i już rozchyla się przed nami rozległa polana wyłożona aż po kraj ciałami w różnym stopniu nagości.
Wybieramy sobie miejsce, w pobliżu wody i cienia, mościmy się i zajmujemy tym co każdy - oglądaniem sąsiadów.
I pierwsza konstatacja - Panu Bogu wyraźnie nie udał się cud stworzenia. Co prawda stworzenie jest, ale do cudu mu daleko.
Na co dzień większość z nas, każdy w miarę możliwości i umiejętności, stara się poprawiać Pana Boga - a to ubiorem, kosmetykami, a kto bardziej zdesperowany ten oddaje się pod nóż chirurga. Tutaj coś dodajemy, tam odejmujemy, tu zakrywamy a tam wystawiamy na widok.
Na ludzkiej próżności i dążeniu do doskonałości wyrósł przemysł konfekcyjno-kosmetyczno-medyczny. Pan Einhorn, swego czasu najlepszy krawiec w Radomiu, Helena Rubinstein, Estee Lauder czy Max Factor - cała trójka z Łodzi, pani T z Kutna, mistrzyni w usuwaniu plamek, pieprzyków, nacinaniu, podciąganiu i usuwaniu - nadają nowy sens Przymierzu - co Pan Bóg schrzanił, to oni naprawiają. Ot, umowa handlowa, z której wszyscy korzystają. Zleceniodawca, podwykonawcy i klienci.
Na plaży jednak, na plaży trudno cokolwiek ukryć, trudno też cokolwiek odpowiednio wyeksponować, gdy wszystko bez mała widoczne - każdy wałek tłuszczu, każdy obwisły mięsień, wystający brzuch i zapadła pierś. Sąsiedzi z koca obok z bliska mogą studiować każdy włos wyrastający z nosa i każdy pryszcz na plecach.
Wygląda na to, że Panu Bogu się bardzo spieszyło. Ledwo wypuścił na świat dinotherium, mastodonta i baktriana zabrał się się za swe opus magnum. Wersja beta - neandertalczyk - do skasowania i od razu homo sapiens sapiens. Bez testów, projektowanie z głowy i lu - produkcja rusza.
A mógłby przecież najpierw popracować nad projektem w Photoshopie - tu ująć, tam dodać, tu odsłonić a tam zakryć. Nawet głupiej bikini line love.ivillage.com/lnssex/sextechnique/0,,drpatti_rtth,00.html nie potrafił równo poprowadzić.
Co prawda mógł koroną stworzenia uczynić strzykwy, ukwiały lub trylobity - a wtedy autora wpisu nie byłoby całkiem a całkiem, a na blogu udzielałaby się powabna kałamarnica - ale marna to pociecha.
Nie traćmy jednak nadziei, jeśli rozejrzeć się wkoło to poza arabską rodziną trzypokoloniewą, dyszącą w czarnych okryciach w cieniu pobliskiego drzewa (im młodszee pokolenie tym jednak coraz bardziej intrygująco odkryte - żeby powiedzieć prawdę) i uroczą starszą parą - ona obfitych kształtów, on zasuszony miły staruszek można - na dalszym planie - dostrzec wdzięcznie prężące się ciała, ruchy pełne wystudiowanej naturalnej gracji.
Po prostu wybraliśmy, jak zwykle, nienajlepszy punkt obserwacyjny.
Akurat niedaleko rozsiadła się kolonia tak poszukiwanych tu rzemieślników z Polski. Powinniśmy byli wziąć zatyczki do uszu, dopada nas niewczesna konstatacja.
Tam dalej czterech młodych mężczyzn coś z zapałem konwersuje. Strzępki słów niesione wiatrem nie pozwalają ocenić czy planują kolejną światową rewolucję czy zebranie rady parafialnej. Zresztą, animusz dyskusyjny szybko mija, bo w pobliżu zagnieździły się trzy blond gracje. I młodzieńcy, niczym na meczu tenisa, bezwiednie wodzą oczyma od jednej do drugiej, w rytm ich procedur ze zrzucaniem wierzchniego i tak skąpego okrycia. A gdy jeszcze okazuje się, że przyjaciółki, tu na obrzeżu, zamierzają opalać się topless, wiadomo już, że kolejnej rewolucji nie będzie.
Zbliża się południe, juź zapalają komunalnego grilla w wielkim betonowym kręgu studziennym. Grilla zapalili ciemnoskórzy i czarnowłosi młodzieńcy - nie ci sami jednak, co planowali światowy przewrót. Kładą na ruszt połcie marynowanej baraniny, indiańsko-miejscowa mieszana grupa dokłada chorizo, ktoś inny z boku piecze trzy potężne karkówki, a z kolei inni smakosze dorzucają zawinięte w aluminiową folię płaty łososia.
Wokół zapalane są kolejne jednorazowe grille - a na nich przypieka się co komu smakuje. Koszer, halal czy wieprzowina - zapachy mieszają się w powietrzu, a ż i nas skręca z głodu i na chybcika wyjmujemy z chłodzącej torby zimne przekąski i sałatki.
I tak sobie myślę - ta plaża to jakby letnia kwintesencja demokracji i tolerancji. Nic nikomu, że sąsiad wsuwa halal, niczyje koszerne uczucia nie są obrażane cudzym zamiłowaniem do wieprzowiny, wegetarianie nie prowadzą akcji misyjnej wśród mięsożernych pogan i odwrotnie.
Jest miejsce dla pięknych i brzydkich, mądrych i głupich.
Tak sobie o tym wszystkim pomyślałem, gdy przeczytałem pobieżnie kilka wpisów psychiatrykowych histeryzujących nad mającym się odbyć wkrótce koncertem Madonny.
Proszę Państwa - Polska latem to też jeden wielki piknik, gdzie jest miejsce dla wszystkich smaków i zamiłowań. I niech tak będzie, niech żaden ideologiczny pałkarz mie waży się zawłaszczać przestrzeni publicznej dla siebie, rozpychając się i krzycząc jaki to on skrzywdzony i jak go obrażają.
A tymczasem, dla tego który chce widzieć na ziemi, wśród traw i ziół odbywa się
Secret sexual life of plants
PS: co to takiego - juź nie można linków wstawiać ręcznie?
Inne tematy w dziale Polityka