Tylko nie wiadomo jakiego rodzaju.
1. Ponoc ABW inwigilowała prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Piszę ponoc, bo na poparcie tych sensacji nie ma właściwie nic. Karta ewidencyjna niewiadomego przeznaczenia i kilka anonimowych wypowiedzi niewiadomo kogo. Nie przeszkadza to "niezależnym publicystom" S24 pisac "oczywiste jest, że". Na przykład Jest oczywiste, że prezydent Lech Kaczynski został zarejstrowany w tej antyterrorystycznej bazie danych bez swojej wiedzy. A wiadomo to stąd, że?
Jak na razie nic nie jest oczywiste, dane są zbyt skąpe a interpretacje zbyt obfite, jak na mój smak.
2. Jeśli jednak informacje o inwigilowaniu prezydenta są nieprawdziwe, a fantastyczne spekulacje są jedynie fantastycznymi spekulacjami i insynuacjami, to jedna z gazet wypuściła w świat gigantyczną kaczkę dziennikarską i dowiodła braku profesjonalizmu. Choc po chwili zastanowienia wycofuję to ostatnie - byc może w ten sposób przejawia się profesjonalizm tej właśnie gazety.
3. Skandalem największego jednak kalibru mogłyby się okazac zbyt szczegółowe dementi, musiałyby bowiem, by byc w miarę wiarygodne, odsłonic kulisy działań służb mających na celu ochronę najważniejszych osób w państwie. Więc szczegółowych wyjaśnień nie będzie, bo nie powinno ich byc.
Dopóki więc nie zostaną przedstawione czarno na białym dowody inwigilacji będę obstawał przy swoim: pokazano nam kawałek papieru z nawiskiem prezydenta Kaczyńskiego. Reszta to sztuczki dziennikarskich prestidigitatorów. Łatwiejsze do wykonania niż napisanie tego trudnego słowa. A publika siedzi i rozdziawia buzie z podziwu na widok króla kier wyciągniętego z ucha uroczej asystentki prestidigitatora.
Inne tematy w dziale Polityka