Sezon ogórkowy w pełni, praktykanci w redakcjach pocą się, by wycisnąć z agencyjnych telegramów i sygnałów od naszych czytelników coś, co od biedy nadawałoby się na lewy górny róg. Poważne dzienniki opinii pochylają się z troską nad tematami, którymi zazwyczaj obracają tabloidy, tak naprawdę to od kilkunastu chyba już lat wszyscy jesteśmy tabloidami, a którymi dzienniki opinii na codzień gardzą. To znaczy dzienniki opinii gardzą i tabloidami i ich tematami. Ale gdy sprzedaż spada - a w Polsce nie ma prenumeraty dostarczanej do domu - trzeba się ratować wszystkim co przyciągnie wakacyjnie rozleniwionego czytelnika lub czytelniczkę, którzy mając do wyboru analityczny wstępniak Michnika czy innego Zaremby albo Pięćdziesiąt odcieni szarości wybierze... no właśnie co wybierze?
Pan Bóg jednak czuwa nad dziennikarzami zsyłając na ziemię a to powodzie lipcowe, a to bankructwa biur podróży, a to koncert Madonny.
Obraz nieszczęsnych rozbitków koczujących na lotniskach w Hurgadzie, Kos, czy Tunezji poruszył, jak zauważyłem żywe uczucia blogerów S24: Dobrze im tak, lemingom. I to rozumiem, i to jest głeboko ludzkie, cieszyć się z nieszczęścia bliźniego, któremu wiedzie się lepiej ode mnie, a któremu zrządzeniem losu powinęła się noga. Gdyby mogli, to wyłączyliby jeszcze rodakom klimatyzację.
Tutejsza prasa wysyła z kolei nieopierzonych żóltodziobów na dziennikarskie śledztwa. Głeboko zakonspirowani badają, czy sprzedawane na ulicznych straganach truskawki mają odpowiednie, aryjskie, wręcz nordyckie pochodzenie. Obrót tym miękkim i nietrwałym owocem miczurinowskiego romansu in vitro między dwoma gatunkami dzikich poziomek amerykańskich zajmuje poczesne miejsce w letniej mitologii szwedzkiej i obwarowany jest gąszczem przepisów. Okazuje się, że Finowie mają takiego samego hoplana punkcie pochodzenia truskawek - z tą różnicą, że w Finlandii to fińskie truskawki są najlepsze na świecie. Np na kartonikach, w których sprzedawane są szwedzkie truskawki musi być podana nazwa zagrody. Ponoć, ponoć, jak twierdzą legendy miejskie, nieuczciwi hurtownicy sprowadzają pod osłoną nocy w specjalnie ku temu wyczarterowanych samolotach truskawki z Niemiec, albo co gorzej z POLSKI (kaszëbskô malëna?) a nastepnie kontrabanda sprzedawana jest w sfałszowanych kartonikach. Huhu, tutejszy Zarząd Rolnictwa wysyła na przeszpiegi swoich inspektorów wyposażonych w sztuczne wąsy, którzy pobierają próbki z podejrzanych partii i wysyła je do instytutu badawczego w Niemczech, gdzie woda zawarta w truskawkach poddawana jest analizie dla ustalenia rzeczywistego kraju pochodzenia.
Haha, wysyłanie niemieckich truskawek do Niemiec w celu ustalenia horturalnego oszustwa to niemal jak oddanie śledztwa /.../ w ręce Rosjan. Zresztą, jak narazie w tym roku wysłano do analizy jedynie 8 próbek. Co stało się z pozostałymi? Zaróżowione palce inspektorów i ich na różowo umorusane policzki nie zwiodłyby nawet inspektora Clouseau.
Notatka miała być o czymś zupełnie innym, ale po napisaniu tego przydługiego wstępu naszła mnie nagła ochota na truskawki. Nieopodal pewien Turek albo Kurd sprzedaje po dwa litrowe kartoniki za 30 koron. Na kartonikach, a jakże nazwa zagrody i stylizowany na lata pięćdziesiąte bukoliczny obrazek.
Narazie, pędzę nim zamknie stragan.
Inne tematy w dziale Gospodarka