Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński
492
BLOG

Biskup Polak, prymas Polski, o zawłaszczaniu rzeczywistości

Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 Abp Wojciech Polak, podczas obchodów Święta Dziękczynienia na Polach Wilanowskich w Warszawie powiedział:

Nie pozwólmy, aby ta rzeczywistość została zawłaszczona, aby - jak mówił papież Franciszek - została ideologicznie skolonizowana, również poprzez ustawodawcze próby zrównujące małżeństwo i rodzinę z formami, z takimi sposobami wspólnego życia, które przecież nimi nie są.

Przecież nikt nie będzie biskupa zmuszał do zawarcia małżeństwa ze swoim chłopakiem. Chce żyć w konkubinacie, nikt mu złego słowa nie powie, poza kilkoma marginalnymi homofobami. 

A na poważnie.

Pomijam bełkotliwy język, tak typowy dla polskich dostojników kościelnych. Ni w ząb nie potrafię rozgryźć tych metafor i onomatopei, nie wiem co to znaczy "zawłaszczona rzeczywistość", ani "rzeczywistość ideologicznie skolonizowana" (Żiżek, Kristeva?). Jeśliby próbować doszukiwać się w tych sformułowaniach zrozumiałego przesłania, to zdaje się, że biskupowi nie podoba się, że ktoś inny może widzieć i opisywać rzeczywistość inaczej niż on i jego koledzy z episkopatu. No, ale wyłączność na opisywanie, interpretowanie, a przede wszystkim ideologiczne manipulowanie rzeczywistością jest nienaruszalnym przywilejem Kościoła, nieprawdaż? Jeśli więc dobrze rozumiem słowa i przesłanie, to chodzi tu o zachowanie albo raczej przywrócenie kościelnego monopolu na podawanie jednej wersji opisu rzeczywistości, z kościelnym stemplem imprimatur. Co jest nieporozumieniem, bo monopolu Kościoła już nie ma, i daremne są próby przywrócenia go. A próby są nie tylko nieskuteczne, ale wręcz przeciwskuteczne, bo każda taka uzurpacja dostojników Kościoła antagonizuje tę część społeczności, która poglądów i widzenia świata Kościoła nie podziela i dla której te niewczesne pretensje do ustanowienia na powrót monopolu interpretacyjnego bardzo źle się kojarzą. 

Kościół zakleszczył się na genitliach. Tak w skrócie można określić kampanię ideologiczną Kościoła ostatnich lat. In vitro, gender, związki partnerskie w róznych konfiguracjach stylistycznych - to wydaje się być jeden, jedyny obszar zainteresowania Kościoła. Gdybyśmy mieli do czynienia z osobą, mogłibyśmy mówić o obsesji. Czy wielogłowe instytucje mogą mieć obsesje? Czy mogą zaklinować się na trzy słowa kluczowe i nie widzieć świata poza nimi? I czy wreszcie w imię zwalczania nieokreślonego zagrożenia mogą szczuć ina niczemu niewinną grupę społeczną? No bo jakie zagrożenia - a o zagrożeniach tych ciągle biskupi nauczają - stanowiłoby zrównanie małżeństw homo- z hetero dla tych drugich? Ludzie przestaliby zawierać małżeństwa? Raczej nie, Owszem, zdaje się, że odsetek związków sakramentalnych spada i w Polsce, z osobistej obserwacji widzę, że konkubinat staje się formą przejściową, albo nawet stałą, przed, po, albo zamiast małżeństwa. Ale trudno tutaj znaleźć jakikolwiek związek wynikania z istnienia par jednopłciowych. Czy więcej będzie rozwodów lub odwrotnie, nieszczęśliwych małżeństw tkwiących w toksycznym, wrogim, zabójczym klinczu - dla zachowania pozorów, dla znajomych, dla Kościoła? No więc jaki byłyby to zagrożenia?

Z drugiej strony wygląda, że oprócz obsesji seksualnych Kościół nie ma żadnego innego zainteresowania dla spraw społecznych. Nie ma nic do powiedzenia, poza wyrażeniem radości, że ostentacyjny klerykał został prezydentem Polski. To trochę chudo jak na instytucję roszczącą sobie prawo do wypowiadania się, pouczania maluczkich i wielkich, przyjmującą pozycję arbitra spraw społecznych. Kościół abdykował, nic go poza seksem nie obchodzi.

Tak się składa, że tuż po moim przybyciu do Szwecji miałem okazję pracować w pewnej instytucji kościelnej, Kościoła Szwedzkiego, żeby była jasność, a następnie przez wiele lat przyjaźniłem się ze szwedzkim małżeństwem lekarza i pastora. Żona była pastorem szpitalnym, czyli niosącym pociechę ludziom chorym, nieszczęśliwym, cierpiącym, umierającym. I wyniosłem z tych bliskich kontaktów bardzo pozytywne wspomnienia. Ale tam gdzie Kościół polski milczy, tam Kościół Szwedzki się wypowiada, tam gdzie Kościół polski szczuje na in vitro czy związki partnerskie Kościół Szwedzki prowadził otwartą dyskusję za i przeciw. Tak na marginesie - otwartość Kościoła Szwedzkiego doyczyła również wewnętrznych sporów doktrynalnych, czasami ocierających się o pyskówki co bardziej krewkich i werbalnych pastorów. Taką była w swoim czasie sprawa kapłaństwa kobiet z silną wewnętrzną i głośną opozycją. Małżeństwa par jednopłciowych też były dyskutowane tam i z powrotem i stan obecny jest taki, że są zawierane, dla chętnych, w kościele.

Tam, gdzie Kościół polski milczy. Milczy o wykluczonych, biednych, zagubionych. O tych, którzy z różnych względów nigdy nie dostaną szansy na start. Milczy aż echo dzwoni o świecie poza polskimi opłotkami, jak gdyby okazywał wyniosły brak zainteresowania tym co się tam dzieje. Nie, nie chodzi o narzucanie gotowych rozwiązań politycznych, nie chodzi o popieranie tej czy innej partii - bo to akurat Kościół potrafi, potrafi się mniej lub bardziej otwarcie mieszać w spory aktualnej polityki, przyczyniając się do pogłębiania istniejących podziałów społecznych. Ale gdzie jest głos Kościoła w obronie ofiar wojen? Gdzie jest głos Kościoła przypominający o obowiązku miłosierdzia dla bliźnich w potrzebie? Gdzie przypomnienie, w tej odrażającej dyskusji, która się ostatnio w sprawie uchodźców przez Polskę przetoczyła, że ci uchodźcy to też bliźni zasługujący na pomoc?

To tylko niektóre przykłady zaniechań.

Bardzo miło i ciepło wspominam moje kontakty ze szwedzkimi chrześcijanami. Ale z ręką na sercu, kto z was ma wśród przyjaciół księdza? Kto wyobraża sobie księdza w paczce znajomych? Gdzie są księża w nurcie codziennego życia, z jego radościami i smutkami? Gdzieś tutaj tkwi błąd strukturalny.

 

Patriotyzm jest ostatnim schronieniem szubrawców. Samuel Johnson    

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo