Od jak dawna trwa dyskusja o/między "rzeczywistością jaka naprawdę jest?" a "rzeczywistością jaką postrzegamy?"?
Z dwóch stron fedrują zawzięcie uczeni - z jednej fizycy, z drugiej lingwiści by dotrzeć do odpowiedzi na ujęte przeze mnie w cytaty pytania. Wyniki ich badań tłumaczą filozofowie.
Wiemy już, że nasze zmysły, nasz aparat poznawczy, nasze pojęcia nie opisują całej złożoności rzeczywistości materialnej (o transcendentnej czyli urojonej nie mówiąc).
Wiadomo, że zmysły i aparat poznawczy pracują w bardzo ograniczonym paśmie, że nie jesteśmy w stanie bezpośrednio obserwować procesów w skali mikro i makro, że żyjemy w świecie ułudy.
Nasze zmysły oszukują nas, wzrok, słuch, dotyk, węch i smak nie przekazują świata zewnętrznego, "jaki naprawdę jest". Widzimy jedynie nieistniejącą 'zieleń' zamiast niemożliwych nam do poznania "rzeczywistych stanów fotonów". Dotyk sugeruje nam 'szorstkość' powierzchni materiału z którego wykonany jest stół, ale nic o jego "prawdziwej strukturze".
Pierwsza fala instrumentów takich jak szkło powiększające, luneta i mikroskop wzmacniała jedynie skalę doznań zmysłowych, odkrywając nam nowe światy.
Ale konstrukcja instrumentów badawczych kolejnych generacji, gdzie obserwacja nie daje się doznać bezpośrednio i wymaga przetłumaczenia na symbole matematyczne uświadomiła nam, jak zawodne i złudne jest poznanie zmysłowe.
Fizycy, aby wyjść poza formuły matematyczne uciekają się do metafor lub tworzą neologizmy językowe, a my możemy jedynie bezradnie im ufać.
9 wymiarów? Dobra, przyjmuję to, choć mi się w głowie nie mieści. A komuś się mieści?
Struny? Fine.
Fale elektromagnetyczne zamiast twardej, dotykalnej materii? Kim jestem, by poddawać w wątpliwość?
Neutrina zapie..jące przez kosmos i przez nasze ciała? przyjmuję w dobrej wierze?
A nasze pojęcia obrazujące byty? Ile już bytów kostucha z brzytwą złożyła do grobu.
Zamierzałem onegdaj stworzyć wpis o pożytkach z gnomiki. Gnomy, utopce, strzygi, zmory, czarownice, trolle, fauny i nimfy - w swoim czasie byty jak najbardziej realne i materialne niczym krzesło i stół - odeszły w nie-byt.
Cała nasza instrumentologię poznawczą, a w niej język na poczesnym miejscu można o kant dupy potłuc.
Szaleją dyskusje o bytach urojonych. Do takich bytów zaliczam dwa wymienione w tytule wątku (ciekawe, że w językach słowiańskich oba mają wspólny źródłosłów).
Otóż nie ma początku i końca!
Nic nie powstaje i nic nie znika (poza naszymi pojęciami i bytami urojonymi).
Dyskusja o początku Wszechświata, czy o początku życia nie ma sensu, ponieważ i samego początku czegokolwiek nie ma. Jest jedynie przemiana i procesy.
A kto nie wierzy niech wskaże na cokolwiek, co obserwowalnie i dowodnie miało swój początek.

Inne tematy w dziale Kultura