Julia Pitera zdejmuje czapkę z głów przed szczerością Donalda Tuska. Jej zdaniem jest godnym podziwu to, że premier przyznał się do palenia trawki. - Pytanie, ile jeszcze popalało i dlaczego dopiero po 20 latach wolnej Polski pierwszy premier się do tego przyznał. Także chapeau bas, wreszcie przerwano pewne tabu - entuzjazmuje się pani minister. Niestety nie wyjaśnia, jakie to korzyści z przełamania tabu mamy odnieść? I jakież to korzyści odniesie Polska z tego, że premier przyznał się do palenia trawy.
Warto jednak pamiętać, że łamanie tabu nie jest wcale niczym dobrym. Tabu ma za zadanie chronić najsłabsze jednostki przed wykorzystaniem, klęską i upadkiem. Ma budować sferę bezpieczeństwa i budować zaufanie. I choć oczywiście rodzi ono hipokryzję, sprawia, że o pewnych rzeczach się nie mówi, to ma również całkiem pozytywny wymiar: nie promuje zachowań z pogranicza, nie buduje wrażenia, że normy i tabu swobodnie można łamać, a potem i tak wyjdzie się na prostą... a nawet zostanie premierem (picie wina w parku daje, co najwyżej możliwość kariery ministra).
Problem polega bowiem na to, że wcale tak być nie musi. Jedni rzeczywiście wyjdą na prostą, a inni skończą w miejscach niespecjalnie przyjaznych człowiekowi. Dla jednych flirt z narkotykami zakończy się na trawie, a inni pójdą głębiej. Skutków więc swoich słów, rzuconych na wiatr, by zbudować sobie jeszcze trochę dobrego PR, premier przewidzieć nie może. A trudno nie dostrzec, że dla niektóych mogą one stanowić zachętę. I o ile silne jednostki, z dobrych rodzin (co niekoniecznie znaczy dobrze sytuowanych) dadzą sobie z tym radę, o tyle gorzej może być z resztą. Im, od łamania tabu, nie będzie się żyło lepiej. A wręcz przeciwnie będzie realnie gorzej.
Inne tematy w dziale Polityka