Pomarańczowe miasteczka pod budynkami IPN, koszulki z napisem "Ja też jestem Bolkiem", maratony oglądania Bolka i Lolka, wiersz Wisławy Szymborskiej poświęcony obłudzie młokosów z IPN i obowiązkowe noszenie tekturowych teczuszek w klapach - to pomysły jakie przyszły mi do głowy w odpowiedzi na "wstrząsający" list grupy inteletkualistów, który znalazłem na stronach "Gazety Wyborczej".
List, na razie podpisany przez skromną liczbę osób, tych samych, co zwykle (m.in. Bronisław Geremek, Andrzej Celiński, Krzysztof Kozłowski, Adam Michnik, Helena Łuczywo, Andrzej Wajda czy Wisława Szymborska). Ale przecież nie o liczbę chodzi. A o znak. Znak sprzeciwu wobec "policji pamięci". I dlatego postanowiłem wspomóc akcję Autorytetów w obronie Autorytetu. Po to, by moje dzieci wiedziały, że ja też, gdy zaszła potrzeba jak Rejtan broniłem Lecha Wałęsy przed mleczarzem, tfu przed Cenckiewiczem i Gontarczykiem, co nocą "teczkami w drzwi łomocąc" niszczą Autorytet...
Wiem, że to co napisałem to cienka ironia. Ale jakoś nie mogłem się zdobyć na nic więcej po przeczytaniu listu "autorytetów". Są granice obciachu, żenady i absurdu, których nie należy przekraczać. A ten list przekracza je wszystkie. Ten tekst to wręcz idealny przykład, jak można doprowadzić własny styl na granicę parodii i nawet tego nie zauważyć. Uwagi o "policji pamięci", o "kampanii nienawiści i zniesławień, która niszczy polską pamięć narodową" - można było przewidzieć w ciemno. I gdyby jakiś parodysta planował napisanie parodii listu intelektualistów, to z pewnością obie te zbitki słowne by w nim umieścił.
Ale już sugerowanie, że historycy stosując wobec Wałęsy "pełne nienawiści metody tamtych czasów" przestaje być śmieszne, a jest zwyczajnie obraźliwe. Bo czy rzeczywiście historycy łamią Wałęsie życie? Czy biją go, gwałcą policyjną pałką, czy szantażują losem rodziny, albo wypalają jakieś symbole na ciele? A może ostrzegają złamaniem kariery, odebraniem paszportu lub przynajmniej wyrzuceniem z pracy? Czy mają przy sobie broń, świecą w oczy biednemu Wałęsie, albo fabrykują dowody win, o których mowy być nie może? Czy ktoś zarzuca im takie przestępstwa? A jeśli tak, to na jakiej podstawie, nie czytając książki? Chciałbym też dowiedzieć się na czym polega "gwałt na prawdzie", jakiego mają dopuszczać się Cenckiewicz i Gontarczyk? I w jaki sposób szkodzą oni Polsce? Przez badania, które mają pokazać meandry ludzkich wyborów? A może przez pokazanie, co możliwe było w III RP, dzięki ścisłemu zblatowaniu służb, autorytetów i części obozu postolidarnościowego...?
To pytania oczywiście retoryczne. Odpowiedzi na nie nie będzie. Bo nie o Polskę i nie o Lecha Wałęsę tu chodzi, a o własny interes, o prawo do bycia jednym intepretatorem dziejów ojczystych i namaścicielem autorytetów. IPN i jego pracownicy ośmielili się wkroczyć w nie swoje rejony, i zdecydowali się odebrać monopol jedynie słusznym siłom. A tego nie można wybaczyć. Rękę, która podnosi się na tę władzę trzeba więc odciąć. Gdy samemu nie starcza do tego sił, trzeba odwołać się do ludu pracującego miast i wsi. I tak zrobili autorzy listu: "Zwracamy się do wszystkich obywateli o przeciwstawienie się wymierzonej przeciwko Lechowi Wałęsie kampanii nienawiści i zniesławień, która niszczy polską pamięć narodową". Niestety pomysłów na to, jak obywatele mają przeciwstawiać się kampanii nie sformułowano. Ale może warto sięgnąć do moich pomysłów...
Inne tematy w dziale Polityka