Tomasz P. Terlikowski Tomasz P. Terlikowski
860
BLOG

Popaprańcy są na świecie

Tomasz P. Terlikowski Tomasz P. Terlikowski Polityka Obserwuj notkę 226
To jeden z takich tekstów, z których na początku chce się śmiać, potem płakać, a na koniec ogarnia człowieka współczucie dla bohaterów. Mówię o reportażu z ostatnich "Wysokich Obcasów" feministycznego dodatku do "Gazety Wyborczej". Magdalena Grzebałowska opublikowała w nim reportaż pod wszystko mówiącym (o poziomie bohaterów) tytule "Niemowlętami się brzydzę". Na początek proponuje kilka cytatów z tekstu.

"Droga pani, przeciętny kot ma osobowość dorosłego człowieka. Niewiele ma wspólnego z natrętnym, pochłaniającym uwagę dzieckiem. Jest wymarzonym towarzystwem dla Bezdzietnego z Wyboru"

"Tomasz: - Jeśli mam psa, to wychodzę z nim codziennie na półtorej godziny spaceru, kupuję karmę, zabawki, wożę do lekarza. Bardzo lubię psy, ale teraz nie mam żadnego. Bo to odbiera wolność i nakłada odpowiedzialność. Dziecko jest jak pies albo i gorzej"

"Klara: - Nigdy nie lubiłam dzieci, a zwłaszcza ich małpich zachowań: wrzasku, pisku, wycia. Pod koniec podstawówki ostatecznie stwierdziłam, że nie chcę mieć dziecka. Mam 32 lata, trenuję gimnastykę artystyczną, uczę się koreańskiego, na emeryturze zamierzam wrócić do gry na wiolonczeli"

Elka: - Co do niemowląt, to się ich brzydzę. Maluch upaprany czekoladą nie jest słodki. Jest klejący i brudny. Pamiętam sytuację tragiczną. Opóźniony lot z Warszawy, na małej sali pasażerowie chyba czterech lotów, a na krzesełku obok mnie mama z około rocznym dzieckiem. I ta pani nagle odchyla dziecku spodenki, pieluchę i wsadza w powstały otwór nos. Zaciągając się głęboko, świergoli: 'A co my tutaj mamy?'. Myślałam, że zwymiotuję. Bałam się, że podstawi sobie walizkę i zacznie na niej przewijać to dziecko. Na szczęście poszła do łazienki, zostawiając mi opary. Dziękujmy za małe cuda w życiu"

"Tomasz: - Dzieci mnie wkurzają, szczególnie gdy drą mordy. No i wszystko psują. Mam dużo płyt, dobry sprzęt. Jak sobie pomyślę, że ono by mi to dotykało, pakowało farbki w kompakt, ruszało moje winyle, wtykało palce w membranę głośnika, to dziękuję bardzo"

"Klara: - Nie lubię zbędnego i bezsensownego ruchu. Irytuje mnie fikanie nogami, machanie rękoma, podskakiwanie. Nie chcę takich zachowań i takiego wyjca w domu. Nie lubię natrętnych ludzi, a dzieci narzucają swoją obecność i domagają się uwagi w sposób wyjątkowy. Spokój cenię sobie ponad wszystko i nie zamienię go na żadne z tych emocji, o których mówią dzietni. Brzydzę się dotyku obślinionych czy umazanych czekoladą dzieci, zawartości pieluchy oraz widoku wypluwanego przeżutego jedzenia spływającego po brodzie"


Tyle starczy. Nic więcej nie trzeba dodawać. Tekst opowiada o grupie ludzi, którzy szczycą się tym, że są niedojrzali. Tak niedojrzali. Bo ich opowieści o niechęci do dzieci, obrzydzeniu jakie budzi w nich drugi człowiek (bo jak rozumiem ich własne kupy, śliny i inne rzeczy już takiego obrzydzenia w nich nie budzą) - to w istocie opowieść o niechęci dla innych, dla Drugiego, który ich potrzebuje. A może wręcz obrzydzenia dla człowieczeństwa. A taki poziom myślenia i działania można mieć w wieku 16 lat, 18, no może 21, ale nie kiedy ma się ich trzydzieści kilka. O ile bowiem w pewnym wieku można je zrozumieć (a pewnie i jakoś próbować wyprostować) - to później dowodzą one już tylko głębokiej patologii osobowości, głębokiego braku człowieczeństwa.
 
Bycie ojcem i matką to bowiem smak życia. Te kupki, ślinki, gugania i wrzask sprawiają, że wszystko inne nabiera sensu. Praca, małżeństwo, oszczędzanie ma sens, gdy jest jeszcze ktoś: ten trzeci, czwarty, piąty i szósty, kto jest z nami. Pierwszy uśmiech, pierwszy krok dziecka, ale także obserwowanie jak dziecko wkracza w życie - to coś, co dla każdego normalnego, dojrzałego człowieka - jest o niebo ważniejsze od sukcesów zawodowych. Bo to jest coś, co po nas rzeczywiście zostanie. W naszych dzieciach, wnukach itd. Ta naturalna mistyka życia rodzinnego, rodzicielstwa jest w nas głęboko, bardzo głęboko zakorzeniona. Tak jak niezwykle głęboko jest w nas zakorzeniona chęć przekazania dalej nas samych. Oczywiście są ludzie, którzy dzieci mieć nie mogą, ale cierpią z tego powodu. Jeśli jednak w kimś tego nie ma, to trudno traktować to inaczej jak głęboką patologię. Patologię, która niestety coraz częściej staje się chorobą społeczną, której propagowaniem są takie właśnie teksty. A jej kresem jest śmierć rodu, rodziny, narodu i cywilizacji. Na szczęście są jeszcze tacy, którzy myślą i czują inaczej. I na szczęście do nich należy przyszłość. Bo to oni mają dzieci, które w innych budzą obrzydzenie.

A tak na marginesie - to czytając ten tekst - cały czas zadawałem sobie pytanie: czy zaangażowanie niektórych w zabicie dziecka "Agaty", nie jest przypadkiem wyrazem takiej właśnie niechęci do innego człowieka, który jest dzieckiem.

Chrześcijański konserwatysta Tomasz Terlikowski Utwórz swoją wizytówkę A oto i moje dzieła :-) Apel ATK ws. CBA

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka