Przyglądając się sprawie Wojciecha Sumlińskiego - trudno nie zadać pytania, co by się działo, gdyby do takiej sytuacji doszło rok temu, a aresztowanym na podstawie zeznania jednego świadka (ze służb) byłby nie on, ale któryś z dziennikarzy śledczych "Newsweeka", "Gazety Wyborczej" czy "Polityki". A gdyby jeszcze doszło wówczas do próby samobójstwa - to afera na skalę międzynarodową byłaby gotowa. "Zaszczuty przez służby dziennikarz próbował popełnić samobójstwo" - grzmiałyby media. "Rząd atakuje wolne media" - uzupełniałyby zatroskane autorytety. Politycy opozycji zasugerowaliby konieczność powołania komisji śledczej w tej konkretnej sprawie, a przed budynkami sądów dziennikarze zamykaliby się w klatkach walcząc o wolność słowa.
Przesadzam? To proszę przypomnieć sobie, co działo się w sprawach o wiele mniejszej wagi niż aresztowanie i próba samobójcza Wojciecha Sumlińskiego... Jakie słowa padały wówczas z ust polityków opozycji, co pisały media. A teraz... cisza. SDP zabrało głos (chwała mu za to), ale inne dziennikarskie "autorytety" zamilkły. Nikt nie rozdziera szat na upadkiem demokracji; nikt nie stawia pytania, czy na podstawie zeznania jednego człowieka można zamykać dziennikarza do aresztu; nie ma nawet dyżurnych zatroskanych wolnościami obywatelskimi. Samobójstwo, aresztowanie traktuje się jako normalkę, standard w państwie demokratycznym. List pozostawiony przez Sumlińskiego nie jest przywoływany w debacie, choć zawiera interesujące informacje, i pokazuje stan ducha dziennikarza.
Trudno w takiej sytuacji nie zapytać, dlaczego milczenie? Czy rzeczywiście wszyscy są pewni, że Sumliński jest Jeśli tak, to dobrze byłoby wiedzieć, skąd taka wiedza... A może zwyczajnie orkiestra nie gra, bo nie ma dyrygenta? Nie został dany sygnał, by zacząć grać tę samą, co zwykle melodię? Może wreszcie domniemanie niewinności nie obejmuje dziennikarzy o nie-mainstreamowych poglądach? Niezależnie jednak od odpowiedzi na te pytania, trudno nie dostrzec, że wydarzenia te potwierdzają tezy Jarosława Kaczyńskiego mówiącego o "układzie" medialno-politycznym, w którym istotną rolę odgrywają "służby". A dodatkowo pokazują, że wbrew optymistycznym recenzjo "Doliny nicości" Bronisława Wildsteina, świat, który on opisywał wcale nie jest jeszcze przeszłością. Służby nie rezygnują łatwo, a pudła rezonansowe są wciąż jeszcze dobrze nastrojone.
Inne tematy w dziale Polityka