Uwielbiam blogerów, którzy swoją wiedzę uznają za wszechwiedzę. Jednym z nich jest Lestat, który postanowił
skrytykować tekst Piotra Semki z "Rzeczpospolitej". Zamiast jednak polemizować z jego treścią czy z poglądami postanowił stwierdzić, że Semka nie ma prawa się wypowiadać na temat historii strajków, bo nie brał w nich udziału i nic nie robił. Problem polega tylko na tym (pomijając już dyskusyjne stwierdzenie, że prawo do oceny pewnych wydarzeń mają ci, którzy brali w nich udział), że stwierdzenie to nie jest prawdziwe.
Piotr Semka bowiem akurat w tych strajkach - tak majowych jak i sierpniowych uczestniczył. Od 1987 roku bowiem był jednym z redaktorów organu podziemnych władz związkowych na Wybrzeżu, i w takiej też roli występował podczas strajków, przy okazji redagując biuletyn strajkowy. Nie siedział zatem wówczas w Lublinie, ale był w Gdańsku. Ale tego Lestat nie zauważył, bowiem uznał, że jeśli kogoś nie było z nim, to zapewne nie było go nigdzie...
Tyle faktów. Ale trudno powstrzymać się od słowa komentarza: niechęć do pewnych ludzi bywa ślepa, ale nawet w takich sytuacjach warto sprawdzać fakty. Chyba, że jak Hegel uznaje się, że jeśli są one sprzeczne z naszymi opiniami, to tym gorzej dla nich.