Nicolas Sarkozy postanowił przynieść Europie pokój zamiast "nowej zimnej wojny". Byli już przed nim politycy przywożący Zachodowi trwały pokój, którego ceną było istnienie niewielkich państewek, gdzieś na skraju mapy. I tak się jakoś działo, że ostatecznie wojna i tak przychodziła na Zachód Europy, mimo starań "wybitnych" budowniczych pokoju. Trudno nie zadać sobie pytania o to, czyt teraz nie może być podobnie.
Co bowiem osiągnął Sarkozy w Moskwie? Odpowiedź brzmi: nic, poza śmiesznością. Rosjanie po raz kolejny obiecali, że kiedyś może wycofają się z Gruzji. Ale inaczej niż podczas poprzedniej wizyty, nie obiecali tego wprost, a ubrali to w słowa, które mogą znaczyć wszystko, i podali terminy, które zawsze będą mogli przesunąć. Na szczycie UE Rosja dostała na wycofanie czas do 8 września, ale już 8 września okazało się, że Unia nie traktuje własnych słów zbyt poważnie i przesunięto termin o kolejny miesiąc. Jeśli za miesiąc Rosja nie wycofa się z Gruzji - to przecież w imię pokoju też pewnie uda się przesunąć i tamten termin, aż wreszcie wojska tak się w Gruzji zasiedzą, że nie sposób będzie przekonać "kochających pokój" przywódców zachodnich, że w ich pobycie jest coś niestosownego.
Postawa Sarkozy'ego, ale niestety także całej UE, oznacza zaś dla Rosji, że może ona sobie pozwolić na dowolny czyn, dowolną agresję. Europa zaś, w imię umiłowania pokoju, chęci prowadzenia dialogu oraz kwestii gospodarczych, przyklepie ją. I jeszcze nagrodzi Rosję za to, że dokonała tylko jednego, a nie więcej za jednym zamachem, ataku.
Co to oznacza dla Polski nie trzeba chyba nikomu pisać. Ścisła współpraca Rosji i Zachodniej Europy to dla polskiej polityki zagranicznej niezwykle zły sygnał. Nigdy się jeszcze nie zdarzyło, by w historii na współpracy Niemiec i Rosji czy Rosji i Francji Polska nie straciła. I nic nie wskazuje na to, by obecnie sytuacja miała się zmienić. Interesy niemiecko-rosyjskie w energetyce kręcą sznurek na szyję właśnie Polski. Gdy powstanie już gazociąg pod Bałtykiem zostaniemy absolutnie bezbronni wobec szantażu gazowego Moskwy. A jeśli uda się wrogo przejąć PKN Orlen (nie zabezpieczony przed taką możliwością) to sytuacja będzie jeszcze gorsza. A nie ma się, co łudzić, że Sarkozy czy Merkel zdecydują się narazić pokój dla bezpieczeństwa energetycznego Polski. Ot, poinformują Rosję, że powinna ona uruchomić dostawy do 8 września, a jeśli tego nie zrobi, to zmienią termin...
Dlatego trzeba zrobić wszystko, by pokazać, że Sarkozy godząc się na nowe warunki Moskwy złamał swoje prerogatywy. Polska (podobnie jak kraje nadbałtyckie) nie może się zgodzić na to, by za jej plecami i w jej imieniu dogadywano się z Rosją i akceptowano rozbiór Gruzji. Trzeba również doprowadzić do jak najszybszego powtórzenia szczytu, ale już bez ustępstw. Z jasnym sygnałem: jeśli Unia nie potępi Rosji i nie wywrze na nią mocnego nacisku gospodarczego, Polska zerwie szczyt i nie dopuści do podpisania jakichkolwiek porozumień z Moskwą.
I nie jest to polityka awanturnicza, ani tym bardziej "potrząsanie szabelką". To zwyczajna świadomość, że Rosja nie jest partnerem do dialogu, ale podupadłym imperium, które próbuje odbudować swój potencjał. Opowiadanie o tym, że Rosja jest zbyt biedna i słaba, by zdecydować się na wojnę z Zachodem jest fikcją, bowiem choć rzeczywiście państwo Putina nie jest bogate, to sił i środków wystarcza mu w zupełności, tym bardziej, że przeciw sobie ma organizację, która zrobi wszystko, by do wojny nie dopuścić. Kolejne ustępstwa Zachodu (a to o nie, a nie o wojnę chodzi Rosji) będą usprawiedliwiane właśnie obawą przed starciem. I tak, bez wojny, za to dzięki głupocie Zachodu, Putin i KGB-owska spółka uzyskają, co będą chcieli. A Zachód będzie zdziwiony, że wytrwale budując pokój doprowadził do nowej "zimnej wojny". Oby tylko zimnej!
Inne tematy w dziale Polityka