Zmiana premiera to osobista decyzja Jarosława Kaczyńskiego. Niezwykle trudna, bo Beata Szydło cieszyła się znacznym poparciem. Obowiązkiem dobrego przywódcy jest jednak podejmowanie decyzji nawet wtedy, kiedy są one szalenie trudne albo niepopularne. O konfliktach w rządzie mówiło się od dawna. Na szczęście nie przybierało to ram publicznej awantury. Jednak powodowały one w wielu istotnych sprawach decyzyjny paraliż i ułatwiały powstawanie koterii i lokalnych grup interesów. Kaczyński dał szansę na zmianę tej niedobrej sytuacji Morawieckiemu.
Zaletą nowego premiera jest to, że zna go świat ekonomiczny, ma wizję zmian i odwagę, by ich dokonywać. Jego dużym problemem jest to, że nie przebył drogi politycznej takiej jak większość funkcjonujących dzisiaj w obozie władzy. Twardy elektorat PiS-u będzie więc mu się uważnie przyglądał i oczekiwał, że poprawiając gospodarkę, nie porzuci wartości, które zmobilizowały Polaków w 2015 r. do głosowania na obóz patriotyczny. Kluczowe sprawy to odbudowa suwerennej polskiej polityki, wzmocnienie naszego bezpieczeństwa i wyjaśnienie smoleńskiej tragedii. Są osoby, które gwarantują ten kierunek działań: to przede wszystkim Jarosław Kaczyński, ale także Antoni Macierewicz. Prezydent wszedł w spór z Macierewiczem, ale po stronie tego ostatniego widać chęć zakończenia konfliktu. Nie jest to proste przy otoczeniu głowy państwa, które chce wyjąć Andrzeja Dudę ze wspólnej drużyny.
Morawiecki będzie musiał się wykazać politycznym talentem, by rozwiązać problem. Łatwe to nie jest, ale od tego zależy, czy pozyska trwałe poparcie całego elektoratu PiS-u.
Zmiana premiera poprzedzona została przedziwną negatywną kampanią, której ostrze skierowano na lidera PiS-u. Zdecydowanie się temu przeciwstawiliśmy.
O ile jeszcze można było zrozumieć obronę popularnej premier i nawet znaki zapytania, jeżeli chodzi o zmianę na stanowisku szefa rządu, o tyle podważanie kompetencji przywódczych Jarosława Kaczyńskiego mogło zakończyć się rozpadem obozu rządzącego. Ambicje na zastąpienie obecnego szefa PiS-u
ma wiele ośrodków. Problem w tym, że żaden nie przejawił dostatecznych kompetencji. Na co więc liczyli? Pewnie była to próba zatrzymania zmian, a następnie narzucenia własnych koncepcji politycznych. Bardzo często są one powiązane z doraźnymi interesami. W polityce i to jest dopuszczalne. Granicą jest jednak interes całej formacji i interes państwa. Ta granica została przekroczona, i to z bardzo niskich pobudek.
Tekst pochodzi z najnowszego tygodnika "Gazeta Polska" nr 50/2017 data 13.12.2017