Gazeta Wyborcza donosi: Jak amerykańskie uczelnie karzą gwałcicieli? Dają im do napisania esej albo wysyłają na przymusowe wakacje. Biały Dom przyznaje, że jedna piąta Amerykanek jest gwałcona albo napastowana seksualnie na uczelni. I obiecuje zmiany.
Coraz więcej skrzywdzonych studentek decyduje się skarżyć swoje szkoły. Według danych Departamentu Edukacji w tej chwili trwa śledztwo w sprawie 35 uczelni. Zgodnie z prawem obecni lub byli studenci mogą pozwać uczelnię, jeśli uważają, że niewłaściwie zajęła się doniesieniami o przestępstwie seksualnym. W takiej sytuacji wszczynane jest federalne śledztwo. Jeśli wykaże, że uczelnia zawiniła, zostaje jej cofnięte finansowanie albo musi zapłacić karę. /cały tekst/
Rozumiem troskę prezydenta, ale nie ogarniam złożoności problemu - dlaczego zgwałcone studentki skarżą się władzom uczelni, zamiast składać doniesienie o przestępstwie policji? Dlaczego nie ma sądowych wyroków dla sprawców i wysokich odszkodowań dla ofiar gwałtów wypłacanych przez gwałcicieli? Dlaczego uczelnie mają zajmować się problemami kryminalnymi? Tego nie rozumiem ...

Inne tematy w dziale Polityka