Pewnego dnia budzisz się i ... wiesz. Wiesz to, czego inni jeszcze nie wiedza, bo ty pierwszy doznałeś olśnienia. A może to nie olśnienie, ale moment, kiedy po zmudnej pracy ostatni element układanki trafia na swoje miejsce. I oto mamy przed sobą pełen obraz - to nic, że przeraża. Najważniejsze, że wiemy, co przedstawia.
Dlaczego od kilku dni Gazeta Wyborcza zajmuje się tak skrupulatnie tropieniem szefa FBI?
Tego nie moglem zrozumieć, bo przecież nie powiedział niczego nowego, co nie było wcześniej powiedziane/napisane i opublikowane w Gazecie Wyborczej.
"Gross przyzwyczaił nas, że w swoich rozważaniach idzie pod prąd. Przełamuje kolejne tabu. W „Sąsiadach” zarzucił Polakom współuczestnictwo w Holocauście (...)."/wyborcza.pl/
"Zbrodnie na Żydach popełniane przez Polaków nie mogą być nadal uznawane za marginalne."/Gazeta Wyborcza/
"Kiedy w końcu Polacy powiedzą głośno: Tak, zrobiliśmy to?"/wyborcza.pl/
Gross i jego dzieła historyczne były promowane przez GW. Każdy, kto negował fakt, że Polacy są współwinni Holocaustu, mógł narazić się na miano antysemity. Ci, którzy wspominali o udziale Polaków w ratowaniu Żydów, zderzali się z opinią, że zaciemniają historię, że umniejszają rolę Polaków w zagładzie narodu żydowskiego(chodziło o to, by Żydów ukrywać jak najdłużej i wyciągnąć od nich maksymalnie dużo złota, brylantów, dolarów).
Zdaje się, że lament GW nad posądzeniem Polski o współudzial w Holokauście słychać w Polsce najgłośniej ... Ten, kto ukradł krzyczy najgłośniej "łapać złodzieja".
W dzisiejszym tekście GW tłumaczy (i nakręca antyamerykańskie i antyizraelskie emocje):
Comey wypowiedział 15 kwietnia w waszyngtońskim Muzeum Holocaustu: "Zwykli ludzie, którzy kochali swoje rodziny, zanosili zupę choremu sąsiadowi i chodzili do kościoła, pomagali w mordowaniu Żydów na masową skalę. (...) Ci mordercy i ich wspólnicy z Niemiec, Polski, Węgier i innych miejsc uważali, że nie robią nic złego".
W Polsce zostało to zrozumiane jako oskarżenie Polaków - całego narodu - o współwinę za Holocaust. Szef MSZ Grzegorz Schetyna mówił, że oczekuje od władz USA przeprosin. Nie pomogły zapewnienia ambasadora Stephena Mulla, że "słowa dyrektora FBI nie wyrażają poglądów amerykańskiego rządu". Ani wyjaśnienia rzeczniczki Departamentu Stanu, że "dyrektor nie sugerował, iż Polska odpowiada za Holocaust".
Jak dowiedziała się "Wyborcza", stosowne przeprosiny zostały nawet napisane przez jeden z departamentów rządu USA. Z intencją, żeby ogłosił je Comey: "Upamiętniając 6 milionów żydowskich ofiar Holocaustu, źle się wyraziłem, opisując kontekst tamtych wydarzeń. W pełni zdaję sobie sprawę, że winowajcą nie jest Polska, która została zniszczona, była okupowana, zniewolona i sterroryzowana".
"Wyborcza"dowiedziała się, że list z przeprosinami nie spodobał się w Białym Domu (...).
Może to nie jest powszechne wrażenie w Polsce, ale ja słów pana szefa FBI nie odbieram jako oskarżenie, którego autorem jest wypowiadający je Comey. Pisałem o tym - jest to tryumf myśli historycznej profesora Grossa i jego promotorów.
Kolejny tekst w GW - Rząd USA: Nie przepraszać Polski - odkrywa przed nami powody, dla których sprawy przybrały taki obrót:
Dlaczego tak trudno zdobyć się na "przepraszam"? Administracja Obamy uchodzi za nieprzyjazną względem Izraela i musi dmuchać na zimne, by nie sprawiać wrażenia, że jest wroga wobec Żydów w ogóle. Ostatnio konflikt się zaostrzył, bo USA negocjują z Iranem w sprawie jego programu atomowego, a temu sprzeciwia się Izrael.
Wielu Żydów w USA i Izraelu ma złe zdanie o Polakach (jak były premier Izraela Icchak Szamir, który twierdził, że "Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki"). Mówił też o tym "Wyborczej" Adam Zucker, amerykański reżyser filmu "The Return" - o Polakach szukających żydowskich korzeni (przedstawia współczesną Polskę bardzo pozytywnie). Na spotkaniach z publicznością w USA atakowali go starsi Żydzi (niektórzy z nich mają zresztą powody, by nie darzyć nas sympatią). Oni uznaliby przeprosiny za "wspieranie wspólników w Holocauście" i za kolejny dowód rzekomego antysemityzmu Obamy.
Wszystko to jest absurdalne, bo cóż ma prawda o Holocauście do sporów z rządem Izraela, ale sprawia, że Obama i jego ludzie znaleźli się na polu minowym. I postanowili się nie ruszać, co w tym wypadku oznacza - milczeć.
- To pokazuje, jak postrzega nas Ameryka. O partnerstwie nie ma tu mowy. Oburzający dowód braku szacunku - mówi wysoki rangą polski dyplomata.
Zatem - taki stąd wniosek - nie jesteśmy partnerem dla wielkiego brata zza oceanu ... I nigdy nie będziemy. Może powinniśmy poważnie szukać sojuszu z równie wielkim bratem na wschodzie, za rzeką? Ktoś to musi Polakom uświadomić. Powoli, systematycznie, krok po kroku ... Jak dzieci zagubione, za rękę przyprowadzić z powrotem do domu.

Inne tematy w dziale Polityka