trescharchi trescharchi
1677
BLOG

Marszałkowie województw vs minister Mucha.

trescharchi trescharchi Polityka Obserwuj notkę 3

 

W zeszłym tygodniu odbył się Konwent Marszałków Województw. Włodarze regionów debatowali między innymi nad brakiem kompleksowych rozwiązań prawnych, które w jakiś sposób regulowałyby możliwości zabezpieczenia praw i interesów klientów tych biur podróży, jakie upadną lub ogłoszą niewypłacalność. W końcu sezon turystyczny już za pasem i to naprawdę ostatni dzwonek by się tym zajmować. Szkopuł jednakowoż w tym, że strona rządowa – nierzadko połączona z marszałkami przynależnością partyjną – nie ma na razie pomysłu co z tym fantem zrobić. Wbrew powszechnemu mniemaniu, urzędy marszałkowskie nie mają bowiem żadnego obowiązku zajmowania się polskimi obywatelami tkwiącymi gdzieś za granicą – najczęściej zajmują się tym pod presją opinii publicznej, pewnie też trochę dla PR-u, poniekąd też z przyzwoitości. No, ale ratowanie turystów kosztuje krocie; w dodatku nie zawsze udaje się wyłożone środki odzyskać – jak w przypadku Mazowsza, gdy dopłacono do wyciągnięcia ludzi z Egiptu 190 tysięcy złotych. Ponieważ gwarancja upadającego biura podróży była zbyt mała - województwo musiało zapłacić ze swoich, chociaż formalnie nie miało prawa tego zrobić. Dlatego obecnie nikt z rządu (ani wojewoda, ani minister finansów) nie chce zwrócić panu marszałkowi Struzikowi pieniędzy; biedak poczuł się na tyle zdesperowany, że w styczniu bieżącego roku wystąpił z pozwem przeciwko Skarbowi Państwa, kierowanego przecież – było nie było – przez jego koalicjanta.

Resort pani minister Muchy w specjalnie przygotowanej opinii prawnej potwierdził, że nie ma przepisów nakładających obowiązek ratowania turystów na marszałków. W świetle rozwiązań prawnych samorządy wojewódzkie są wprawdzie dysponentem gwarancji ubezpieczeniowej i jako tacy mają tylko kierować wnioski o wypłacenie pieniędzy przez dającą gwarancję firmę ubezpieczeniową. Nie ma mowy o wynajmowaniu samolotów czarterowych czy autokarów, pędzących po rodaków w potrzebie. Tymczasem w ministerstwie sportu i turystyki trwają prace nad cudownym panaceum na wszystkie kłopoty dotykające zarówno biura podróży jak i turystów. Urzędnicy pani minister Muchy tworzą projekt specjalnego Funduszu Turystycznego, mającego porządkować sytuację w branży. Niestety (albo stety) są tak skrupulatni i drobiazgowi, że do tej pory znamy tylko zarys pomysłu. Przedstawiciele branży nie kryją zdenerwowania i rozczarowania propozycjami pani minister Muchy: brak jest informacji jak Fundusz ma wyglądać, od wielu miesięcy nie wyszedł poza fazę luźnych koncepcji i propozycji, brakuje jakichkolwiek konkretów. Pośpiesznie wycofano się z pierwotnie zapowiadanej koncepcji Funduszu jako podmiotu z osobowością prawną – nagle uświadomiono sobie, że powołanie takiej wersji byłoby „zbyt kosztowne”. Ministerstwo sportu nie przygotowało – mimo obietnic – raportu na temat przyczyn głośnych upadków biur podróży w zeszłym roku. Miast tego pani minister Mucha zakpiła z członków komisji sejmowej, prezentując im coś na kształt pośpiesznie przepisanej z Internetu „prasówki” – było to po prostu przypomnienie zeszłorocznych wydarzeń, bez próby wyciągnięcia własnych wniosków i zaproponowania konkretnej diagnozy. Zirytowani takim podejściem do sprawy byli nawet posłowie Platformy Obywatelskiej. Okazało się wszelako, że – na szczęście – 9 stycznia ministerstwo wreszcie uzyskało zgodę Kancelarii Premiera na przygotowanie „projektu założeń do projektu ustawy”. Bo ta poprzednia wielomiesięczna katorga to miała jednak „charakter nieoficjalny”. Urzędnicy pani minister Muchy bardzo chcieliby, żeby ustawa „zafunkcjonowała przed sezonem”, na szczęście nie podając przezornie o sezon którego roku chodzi.

Marszałkowie zdają sobie zatem sprawę, że z tak niepoważnymi ludźmi jak pani minister Mucha i jej współpracownicy (jeśli dobierała ich wedle tego samego klucza co swojego fryzjera do Narodowego Centrum Sportu, nie może dziwić tempo prac nad Funduszem) rozmawiać się na serio nie da. W zawoalowany sposób przyznał to nawet pan marszałek Struzik z PSL – zapytany, dlaczego po raz kolejny rozmawia z panią minister Muchę przez dziennikarzy, a przecież jest prominentnym działaczem partii koalicyjnej – odparł, że w tym wypadku „to problem państwowy, nie partyjny”. Ponieważ w ministerstwie sportu turystyką zajmuje się wiceminister z ramienia Ludowców, trudno o bardziej czytelny przekaz: nawet mimo takich ułatwień nie ma szans na dogadanie się z panią minister Muchą, która przez miesiące nie potrafi wymyślić nawet projektu ustawy, ryzykując wakacyjną powtórkę z rozrywki i kolejne wydatki urzędów marszałkowskich na ściągnięcie Polaków do domu.

Na razie zatem – na kilka miesięcy przez rozpoczęciem sezonu wyjazdowego – marszałkowie twardo zapowiadają, że wobec braku sensownych rozwiązań prawnych oni kolejny raz pomagać nie będą, skoro nie mają takiego obowiązku. W zaskakującym – zważywszy na to, że większość marszałków jest z Platformy Obywatelskiej lub PSL – dokumencie wieńczącym Konwent Marszałków widzimy wezwanie skierowane do ministerstwa sportu o określenie organu, który powinien zajmować się sprowadzeniem klientów niewypłacalnych biur podróży do kraju. To bardzo symptomatyczne, że koledzy i koleżanki partyjne muszą rozmawiać z panią minister Muchą za pośrednictwem mediów i oświadczeń. Szwankuje komunikacja, szwankują – to akurat było wiadome od samego początku – kompetencje uroczej szefowej resortu, szwankuje terminowość zmian w prawie zapowiadanych przez urzędników. Jak zwykle szkoda, że ucierpią na tym nie marszałkowie czy pani minister, tylko zwykli ludzie wypoczywający gdzieś za granicą. No i naturalnie branża turystyczna: pani minister Mucha obiecywała, że Fundusz (jeśli i o ile powstanie) przyniesie korzyści małym i średnim podmiotom gospodarczym, a potem okazało się nagle, że według pomysłów minimalne gwarancje mają być podniesione o 380 procent, co kolokwialnie mówiąc – zarżnie wiele niewielkich biur podróży.

By żyło się lepiej!

trescharchi
O mnie trescharchi

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka