Za sprawą książki Grossa przez media znowu przewija się dyskusja. Z jednej strony ludzie, którzy mówią, że Polacy muszą się do swoich zbrodni przyznać, z drugiej strony, że pisanie o tym, że niektórzy Polacy upadli moralnie w czasie wojny to szarganie godności naszego narodu. Dyskusje toczą się na 'wysokim' poziomie. Naukowcy, ambasadorowie. Dyskusja chaotyczna, bez ważnych argumentów, często zakłamująca rzeczywistość.
Dziwię się, gdy słyszę poważnych ludzi, którzy mówią, że Polsce potrzebna jest dyskusja o zbrodniach niektórych Polaków, bo do tej pory się o tym nie mówiło. Dziwię się, ponieważ ja o szmalcownikach wiedziałem już w podstawówce. Nie tylko dzięki szkole, czy tez książkom, ale nawet dzięki filmom o wojnie. To są fakty znane od dawna, to nie jest dla wykształconego nawet średnio Polaka nic nowego. Każdy rozsądny człowiek wie, że w każdej grupie społecznej - również wśród Polaków - zawsze znajdzie się grupa, za którą reszta będzie się wstydzić. Ktoś, kto uważa, że jest inaczej jest ignorantem. Podobnym ignorantem jest ktoś, kto twierdzi, że wcześniej o tym się nie dyskutowało.
Aby opisać moralność jakiejś grupy - narodu na przykład - powinno się opisywać nie tylko zachowania, ale też normy, które obowiązywały. Weźmy sobie dwie grupy społeczne, w których ojciec zabija córkę za to, że cudzołożyła. Może się to wydarzyć w rodzinie fanatycznych buddystów, bądź też fanatycznych islamistów nie traktujących swojej religii jako religii pokoju. W jednej to będzie wielka zbrodnia, w innej - obrona honoru. Najwięcej o danej grupie/rodzinie powiedzą te właśnie normy, a nie samo wydarzenie. W jednej grupie chłosta publiczna za występek przeciw moralności jest nie do pomyślenia, w innej - jest sankcjonowana prawnie.
Opisując to, jak zachowywali się Polacy trzeba więc sięgnąć do norm, które wtedy obowiązywały. Nie wiem, dlaczego te argumenty nie padają zbyt często. Normą było to, że za szmalcownictwo organy naszego państwa - wtedy podziemnego - karały śmiercią (ilość wyroków największa w okupowanej Europie). I o tym również wiedziałem w podstawówce. W tym kontekście 'uznanie naszych win' jest co najmniej nie na miejscu. Nawet jako wstęp do pojednania, jako potwierdzenie, że znamy prawdę.
Nie ma co twierdzić, że zbrodnie Polaków nie miały miejsca - każdy naród ma zbrodniarzy, szczególnie w warunkach, które 'promują' zezwierzęcenie. Każdy naród ma hieny cmentarne. Każdy naród ma ludzi, którzy - według moralności humanitarnej - upadli. W niektórych warunkach takich ludzi jest więcej, niż w innych.
Winny jest ten, kto stworzył warunki, w której zwierzęce postawy były promowane. O tym też wiadomo od dawna - eksperyment Zimbardiego, czy tez książka Victora Frankl'a "A Man's Search for Meaning". W warunkach zwierzęcych człowiek zwierzęceje. Będzie zjadał ciało bliźniego swego, by przetrwać. Będzie okradał, zabijał - gdy zostanie złamany. Zmienne są tylko dla poszczególnych ludzi granice warunków, po których włączy się czysty, zwierzęcy instynkt przetrwania. To nie zależy od narodu. Statystyka działa - w czasach pokoju mamy jedną hienę cmentarną na milion ludzi, w czasach wojny - jedną na 100.000 (strzeliłem liczbę z głowy - ona jest nieważna w sumie). A druga wojna światowa - to nie była wojna humanitarna, w której na terenach okupowanej Polski słuchano Czerwonego Krzyża.
Naród winny - naród kryształowy - co to za dyskusja ? Skupianie się na narodzie to bzdura.
Podobną bzdurą są argumenty typu 'A w NKWD i UB to byli prawie sami Żydzi'. Pewnie, że byli, bo Stalin kazał spośród nich werbować, by potem mieć na kogo zwalić winę i powiedzieć "to nie my". Bo mieli w sobie emocje, który odpowiedni system potrafi przekształcić w okrucieństwo. Gdy słyszę polityka, który rzuca taki argument w rozmowie (często mówiąc 'niektórzy mogliby powiedzieć, ja oczywiście tego nie powiem'), to szlag mnie trafia - jako można być tak głupim ?
Nauka historii od nowa - jedni chcą uczyć drugich, niejako wymusić przyznanie do win, bądź do powiedzenia 'jesteście czyści'. To wynika z jednego - z braku kontaktu między grupami, które chcą - jedna drugiej - coś wytłumaczyć.
Polacy i Żydzi byli długo rozdzieleni. Nie wiemy o sobie zbyt dużo. Oczekujemy przyznania racji, które sa oczywiste. Jedni od drugich. Chcemy, by nam przyznano "nie jesteście zbrodniarzami". Druga strona chce, by jej przyznamo "popełniano na was zbrodnie". W emocjach takie chcenie może pójść o wiele za daleko. Powstają stereotypy, które są krzywdzące.
Część lat spędziłem na obserwowaniu takich stereotypów. Pamiętam, jak po wspólnej wizycie w Oświęcimiu zostałem spytany przez młodego Żyda (sam miałem naście lat) - "I co teraz powiesz, dlaczego nic nie mówisz, zawsze taki rozmowny, co powiesz po tym, czego się dowiedziałeś". Odpowiedziałem mu "słuchaj, o rzeczach oczywistych się nie dyskutuje. Nie musze dyskutować o tym, że to było złe - to jest jasne. Nic nowego się tutaj nie dowiedziałem, to się działo na naszej ziemii, to jest nasza historia, którą bardzo dobrze znamy, tam ginęli również Polacy. Nie czuję potrzeby powiedzenia, że to jest złe - bo to jest chyba oczywiste".
Pytanie te zadał, ponieważ myślał, że my o Holokauście dowiadujemy się od Żydów. Oni o nas mało wiedzą - podobnie, jak my wiemy mało o nich. Poza tym - oni nie wiedzą, że my wiemy. A my nie wiemy, że oni wiedzą. Często człowiek ma w sobie taką emocję, że nie jest w stanie sobie wyobrazić tego, że ktoś inny o tym wie. "A bo ty nie wiesz". Ja wiem, ale tobie się wydaje, że nikt nie może wiedzieć tego, co ty.
Przez kilka lat obserwowałem zmiany nastawienia, zmiany stereotypów. Niektóre osoby, które wypowiadają się w telewizji znam osobiście. Znam ich uprzedzenia, bądź ich brak.
Niestety - pamięć Holokaustu jest w Izraelu - nie można sie temu dziwić - bardzo żywa. Sam słuchałem średnio starego Żyda, który mówił, że to, jak są wychowywane ich dzieci to przeginka, umartwianie się, przenoszenie bólu poprzez pokolenia - mówił, że u nich za dużo się o tym mówi, i niektórym przez to odbija. I ktoś taki organizował spotkania młodzieży z Izraela, Polski i Niemiec :) Mówił, że niektórzy przez to nie potrafią myśleć o niczym innym. Mówił 'żyć trzeba, a nie rozdrapywać rany'. Rozmawialiśmy o stereotypach, o tym, że u nich niektórzy mówią, że Polacy to antysemici. I był mocno przeciw. Podobnie jak większość ludzi z Izraela, których spotkałem. Po co to piszę - po to, by powiedzieć, że to nie jest tak, że 'Żydzi chcą, by ich przepraszać'. Nie jest tak, że 'oni nas obwiniają'. Po incydentach ze skinheadami skomentował to bardzo rozsądnie "wy macie takich, za których się wstydzicie, my też mamy takich, nie ma co tego rozstrząsać i przenośić na cały naród". I to jest zdanie, którym można podsumować całą dyskusję o książkach Grossa - chociaż kaliber kontekstu jest zupełnie inny.
Skąd się biorą takie zachowania jak Grossa ? Człowiek, który czuje się krzywdzony (bądź utożsamia się z krzywdzoną grupą) chce, by inni potwierdzili tę krzywdę. To mu jest potrzebne, do tego dąży - często jest tym zaślepiony, poczucie krzywdy powoduje, że nie myśli jasno. Używa języka, w którym można łatwo wyczytać obwinianie innych. To normalne zjawisko - niektórzy tak reagują. Łatwo to wykorzystać politycznie - skupiać na tym całe grupy społeczne, by zjednoczyć we wspólnej walce o władze. Zaślepić. Co widać również po katastrofie w Smoleńsku. Poczucie bólu i krzywdy jednoczy, wyzwala bardzo mocne emocje. Można je podgrzewać i wykorzystywać politycznie. Mówić o 'ruskich trumnach' czy też 'polskich obozach'.
Gross to dla mnie taki zaślepiony człowiek. Przeczy faktom udowodnionym czarno na białym (kara śmierci dla Polaków ukrywających Żydów). Gdyby miał jakieś sensowne przesłanki, to bym go wysłuchał, ale on takich nie ma. Przesłanką są tylko emocje. Które rozumiem, i mu współczuję. Ale to nie znaczy, że przyznaję mu rację. To nie znaczy, że nie dostrzegam tego, że jego obraz świata jest wypaczony.
Jedyna dyskusja, która może doprowadzić do czegoś sensownego to dyskusja faktograficzna. Faktografia u Grossa jest wypaczona. Jednostronna. Prawdy nie ukazuje - ukazuje wizję prawdy powstałą pod wpływem negatywnych emocji. Nie jest obiektywnym głosem w dyskusji. Jest głosem emocjonalnym, który trzeba uporządkować. Nie można tego głosu odmawiać, ale nie można go traktować poważnie. Nie można go też traktować jako 'głosu Żydów'. Nawet, gdy widzimy w mediach ludzi, którzy tak twierdzą.
To głos jeden z wielu. Emocjonalny, pełen bólu i niesłusznych oskarżeń. Czy jesteśmy w stanie zrozumieć niesłuszne oskarżenia wyrzucone pod wpływem krzywdy ? Czy mądry Polak, mądry Żyd, mądry Paragwajczyk - potraktują ją jako wyrocznię prawdy objawionej? Jeżeli nie - to o co chodzi ? Ano - chodzi o tych, co nie są mądrzy ;)
Zaakceptujmy proste fakty - Polacy wiedzą że niektórzy Polacy brali udział w zbrodniach, Żydzi też to wiedzą, ale wiedzą też, że tacy ludzie byli wyrzutkami społeczeństwa. Celowo nie użyłem wszystkich koniecznych kwantyfikatorów, by pokazać, jak wiele od nich zależy ;) Podstawcie sobie jakie chcecie, i dyskutujcie tak, by były takie, abyśmy sie nie musieli nimi martwić. Jak te kwantyfikatory zmienia książka Grossa ? Jak te kwantyfikatory zmieniają teksty o (baczność!) 'Obrażaniu Narodu Polskiego' (spocznij!) ? Gadki o Żydach w NKWD ?
jestem z białka
Gęby za lud krzyczące sam lud w końcu znudzą,
I twarze lud bawiące na końcu lud znudzą.
Ręce za lud walczące sam lud poobcina.
Imion miłych ludowi lud pozapomina.
Wszystko przejdzie. Po huku, po szumie, po trudzie
Wezmą dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie.
a to nasz wieszcz narodowy, jakże przewidujący nasze czasy - a tak dawno temu te słowa pisał
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura