W niedzielę oglądałem z dziećmi film "Fahrenheit 451" - a właściwie jego remake. Młodszy syn był mocno zasmucony tym, że ktoś pali książki. W tym samym dniu można to było obejrzeć na żywo. Pod kościołem w Gdańsku. Myślałem, że nic mnie bardziej nie oburzy.
A jednak. Przeglądając zdjęcia z ogniska zobaczyłem jedną z "hinduskich figurek", które - według dziennikarzy z trojmiasto.pl były palone (liczba mnoga).
Ta figurka to Shiva. Może niedokładna fotografia sprawiła, że pomyliłem z Brahmą (ciężko głowy policzyć na zbliżeniu).
Kościół Katolicki oficjalnie, z wiernymi, z dziećmi, publicznie pali figurkę przedstawiającą boga innej religii. Do tego podobno tych "hinduskich figurek" było więcej. Szacunek dla innych religii level hard.
I ten sam KK się oburza, gdy ktoś powie coś dyskredytującego o swojej świętej księdze. Symbol krzyża użyty na wystawie artystycznej do sądu trafia...
Ciekawe, jaka byłaby reakcja na zrobienie ogniska z krzyży z figurką Jezusa. Takiego publicznego ogniska, do którego każdy może się przyłączyć. Tłumaczonego w taki sposób, że kto ma ducha Shivy w sobie, ten zrozumie.
Zastanawiam się nad publicznym happeningiem pod tytułem "przynieś krzyż/obrazek święty z domu - zrobimy ognisko". Taka ceremonialna forma apostazy. Fajny pomysł, co?
Raczej go jednak nie zrealizuję. Aż takim chamem nie jestem. Do poziomu oficjalnych przedstawicieli KK się nie zniżę - mam jakieśtam sumienie.
Dodatkowa sprawa - palenie masek fajnie się kojarzy z historią "łagodnego misjonarstwa" w Ameryce Północnej, czy też Afryce. Przypomnieli mi panowie w sukienkach, dlaczego warto być dumnym z historii poznawania się białych Europejczyków z narodami z innych kontynentów - tymi, które miały słabsze narzędzia do zabijania od "naszej chrześcijańskiej" cywilizacji życia.