Media jak to media: gumowy polityk, szczęśliwie unicestwiony po raz n-ty PiS (mniejsza o to, że go poparła 1/3 głosujących: przecież to nie są ludzie), celebrytka Grodzka, rozpromieniony Urban oznajmiający urbi et orbi, że o Palikocie ciepło mówił sam papi … tfu, wróć, sam Jaruzelski.
A tym czasem - zupełnie poza polskim matrixem medialnym - niejaki Łukaszenka po raz kolejny publicznie ogłosił, że Polska ma wobec Białorusi roszczenia terytorialne.Około tygodnia temu, komentując szczyt Partnerstwa Wschodniego, perorował: „Polacy to nijak się nie uspokoją! Rozumiecie, no nijak się nie uspokoją! Otóż nie jest dla was tajemnicą: oto nasza granica zachodnia powinna przechodzić pod Mińskiem. Ni mniej, ni więcej. I oto działacze w rodzaju Sikorskiego – on ma przed oczyma „kresy wschodnie”. No to chciałem w tym związku powiedzieć: te całe ich próby w taki czy inny sposób odkroić nam część Białorusi Zachodnie, więc póki żyję i istnieję tutaj jako prezydent kraju – nie doczekają tego.”
Dodam od siebie, że właśnie dzisiaj w Grodnie i w całym „obwodzie” grodzieńskim trwają ćwiczenia struktur obrony cywilnej na wypadek sytuacji nadzwyczajnej. Zaraz po katastrofie smoleńskiej (bodajże 12 kwietnia) w Rosji odbywały się ćwiczenia wojskowe, których scenariusz polegał na ratowaniu uciekinierów z Białorusi i Ukrainy w trakcie konfliktu wywołanego … insurekcją Polaków.
Nie jest to pierwsza wypowiedź Łukaszenki w ten deseń. W styczniu w ramach zachęcania Zachodu do „szczerego i otwartego dialogu” wymienił następującą przeszkodę na drodze ku dobrośći: „W Polsce co poniektórzy śpią i widzą: granica się przesunęła. Granica jest pod Mińskiem. Stalin źle wyznaczył granicę”. MSZ Sikorskiego stwierdził wtedy, że nie będzie komentował. No i racja, po co komentować wystąpienie głowy sąsiedniego państwa w parlamencie w ramach expose nowego premiera? Lepiej skomentować jątrzące i dzielące wystąpienie o. Rydzyka, który insynuuje, jakoby rząd PO miał jakieś uprzedzenia polityczne. Co to, to nie. Nie mają nie tylko uprzedzeń, ale również zahamowań, o czym nie omieszkali poinformować Watykan.
Wczoraj jednak MSZ zareagował (pewnie dlatego, że Łukaszenka czort wie czemu wymienił Sikorskiego z nazwiska), wzywając ambasadora Białorusi Hajsionka. Wysłannik Łukaszenki dowiedział się, iż:“powtarzające się wypowiedzi Aleksandra Łukaszenki, przypisujące władzom polskim intencje rewizji granic państwowych, są pozbawione wszelkich podstaw. […] Tego typu wypowiedzi mają charakter podżegający, są wysoce nieodpowiedzialne i obliczone na sprowokowanie niepotrzebnych problemów w relacjach pomiędzy sąsiadami”.
Kto i po co roznieca paranoję Łukaszenki, możemy tylko gdybać (nie jest to zresztą specjalnie trudne, jeżeli sobie przypomnimy, że Putin zastąpił święto Rewolucji Październikowej świętem Wygnania Polaków z Kremla – nazywa się to Dniem Jedności Narodowej czy jakoś tak). My akurat wiemy, że nie da się wymyślić nic bardziej absurdalnego, niż obecna ekipa rządząca wysuwająca roszczenia terytorialne wobec Białorusi – no chyba, że byłyby to roszczenia o to, że Białoruś nie zatrzymała Białegostoku wcielonego do Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej w 1939 roku. Ani PRL, ani tym bardziej obecni Danzigery różnych narodowości i orientacji nie mieli i nie mają na to całe Podlasie żadnego pomysłu. Świadczy o tym chociażby to, że Białystok w końcu postanowiono nie podłączać do „eksterytorialnej” kolei z Berlina do Królewca (dla niepoznaki opisywanej jako droga przez Bałtyk).
No ale wróćmy do paszy dla naszych baranów. Na próżno szukać w mediach zauważalnego echa dyplomatycznej potyczki MSZ z Łukaszenką. Poparcie papi… wróć, Jaruzelskiego dla Palikota przekazane przez Urbana w znacznie większym stopniu zasługuje na wyeksponowanie i przeżuwanie, niż kolejne oświadczenie uzbrojonej po żeby rosyjskiej marionetki o tym, iż Polska stanowi zagrożenie dla integralności terytorialnej Białorusi.
Inne tematy w dziale Polityka