Szanowny Czytelnik zapewne oczekuje satyry, no bo wyraz "zjednoczona" w połączeniu z wyrazem "partia" kojarzy się dość jednoznacznie. A że obywatelska, to wiadomo.
Otóż nie, notka ta nie będzie satyrą, a jej wymowa jest raczej ponura. Opowiem Ci, najdroższy i nieliczny Czytelniku, o losach rzeczywistej Zjednoczonej Partii Obywatelskiej - albowiem partię o takiej właśnie nazwie utworzono w 1995 roku na Białorusi w wyniku fuzji Zjednoczonej Partii Demokratycznej oraz Partii Obywatelskiej. Zanim Czytelnik stwierdzi, że nic go nie obchodzi historia białoruskiej partii, niech chociaż pobieżnie przejrzy tę notkę do końca.
Partia-matka Zjednoczonej Partii Obywatelskiej, liberalna Zjednoczona Partia Demokratyczna, powstała w roku 1990. Ciężko sprawdzić plotki o decydującym udziale KGB w jej powstaniu, ale faktem jest, że od samego początku za głownego wroga partia uznała nie tyle komunistów, ile konserwatywny, narodowo-demokratyczny Białoruski Front Ludowy - i tak pozostało aż do czasu, gdy nurt konserwatywny został rozdrobniony, a jego lider ratując życie uciekł na Zachód.
Zjednoczona Partia Obywatelska rozpoczynała działalność, gdy ustrój polityczny na Białorusi był względnie wegetariański: Łukaszenka dopiero co doszedł do władzy i poczynał w miarę ostrożnie. Istniały elementy demokracji; fałszowanie wyborów było tylko częściowe; działalność opozycyjną utrudniano, ale represje nie wiązały się z więzieniem lub - Boże broń! - mordowaniem opozycyjnych polityków. Sądom zdarzały się sprawiedliwe wyroki nawet wtedy, gdy pozwanym był sam Łukaszenka. Niezależne środki masowego przekazu nie miały łatwego życia, ale jeszcze nie wszystkie pozamykano.
Rzekomi paranoicy z opozycji konserwatywnej nieustannie ostrzegali przed niebezpieczeństwem zaprowadzenia promoskiewskiej dyktatury za fasadą liberalnej demokracji. Przestrogi te były - a jakże - wyśmiewane i nazywane bredniami nacjonalistycznych oszołomów nie tylko przez reżim, ale również przez liberalne i lewicowe nurty polityczne i środki masowego przekazu. Nic w tym dziwnego, albowiem prominentni działacze Zjednoczonej Partii Obywatelskiej konsekwentnie wspierali Łukaszenkę w trakcie pierwszych (i jak dotąd ostatnich) wolnych wyborów w roku 1994. Pan Lebiedźko, obecny przewodniczący Zjednoczonej Partii Obywatelskiej, zajmował prominentną pozycję w sztabie wyborczym Łukaszenki. Nurt liberalny uważał bowiem, że liberalizmowi na Białorusi zagrażają "faszyści" z narodowo-demokratycznej prawicy, i wobec tego wspierał prorosyjskiego Łukaszenkę. Faszyzm narodowców polegał głównie na tym, że nieufnie patrzyli w stronę Moskwy oraz chcieli naprawienia skutków wieloletniej rusyfikacji.
To właśnie do Zjednoczonej Partii Obywatelskiej dołączyli - licząc na wznowienie kariery politycznej w bardziej sprzyjających warunkach - poplecznicy Łukaszenki po tym, jak wódz posłał w odstawkę prawie wszystkich swoich kreatorów. Żadna inna partia opozycyjna nie miała i nie ma w swych szeregach byłego premiera oraz ministrów z rządu Lukaszenki, byłego przewodniczącego PKW, byłego Prezesa Banku Narodowego oraz wielu innych liberałów, którzy tworzyli Łukaszenkę od zera lub działali w jego rządzie.
Jednakże okres wegetariański trwał niedługo. Już w maju 1999 roku porwano i zamordowano Zacharenkę (były minister spraw wewnętrznych w rządzie Łukaszenki, później prominent ZPO). We wrześniu tegoż roku porwano i zamordowano Hanczara (były Przewodniczący PKW, a roku 1994 szef sztabu wyborczego Łukaszenki; po odstawce prominent ZPO) wraz z wspierającym jego działalność przedsiębiorcą Krasowskim. W lipcu 2000 roku porwano i zamordowano Zawadzkiego, byłego osobistego kamerzystę Łukaszenki.
Jakiż jest morał tej dobranocki o Zjednoczonej Partii Obywatelskiej? Partia ta nadal działa, ale siłą rzeczy jej działacze zamiast piętnowania urojonych "faszystów" z narodowej części prawicy zajmują się kwestią porwań i morderstw dokonanych na przywódcach ZPO przez reżim, który sami stworzyli.
Nie wiem, czy kogoś już wytypowano na polskiego Łukaszenkę. Zresztą nawet najbardziej prorosyjski reżim nie będzie mogł sprowadzić polskości do folklorystycznych falbanek na rosyjskich walonkach, dopóki nie zniszczono doszczętnie Kościoła. Ale historia - w tym niedawna historia państwa tuż za Bugiem - świadczy, że wynarodowieni liberałowie wcale nie mają większej szansy przeżycia w prorosyjskim reżimie. To właśnie ci działacze Zjednoczonej Partii Obywatelskiej, którzy poczęli polityka Łukaszenkę licząc na to, że jego "ręcama" usuną konkurencję w postaci "nacjonalistycznych oszołomów" z nurtów konserwatywnych, narodowych i chrześciajńskich, stali się pierwszymi ofiarami promoskiewskiej dyktatury.
Wiem, że mnie nie usłyszą ci, którzy dzisiaj majstrują przy probówkach z polskim Łukasińskim lub Łukasiewiczem. A nawet jeżeli usłyszą, to zapewne zignorują, no bo przecież Polska to nie ptica ... wróć, Polska to nie Białoruś. Wiem, że nie będą mogli uwierzyć własnym zmysłom do ostatniej sekundy, gdy wyhodowany przez nich homunculus przyniesie im sowitą zapłątę za trudy.