Dziś w nocy rozbił się lądujący w Ługańsku na wschodzie Ukrainy samolot wojskowy IŁ-76. Według różnych doniesień na pokładzie znajdowało się od 30 do 49 żołnierzy oraz członków załogi. Wsie pogibli.
Niestety wredni Ukraińcy, nie czekając na miarodajne wnioski Anodiny oraz na badania zawartości alkoholu we krwi pasażerów, na pośmiertne ekspertyzy psychologiczne członków załogi i prześwietlenie życiorysów ich pradziadków*, ogłosili, że samolot zestrzelili terroryści rosyjscy korzystając z (prawdopodobnie przenośnej) instalacji przeciwlotniczej oraz karabinów maszynowych.
A już miałem dzwonić do Klicha, aby podywagować, czy aby piloci ukraińscy znali rosyjski, czy mieli odpowiednie szkolenia z lądowania w warunkach nocnych oraz czy aby samolot nie zahaczył o potężny krzak bzu.
Zepsuli mi taką zabawę, banderowcy jedni.
*Przypomnę, że w ramach "śledztwa" w sprawie katastrofy smoleńskiej Rosjanie zażądali ujawnienia ewentualnej dokumentacji IPN dot. przodków załogi polskiego tupolewa trzy pokolenia wstecz. Prokuratura w Polsce karnie przekazała żądanie Rosjan do IPN nie kwestionując jego zasadności.
Inne tematy w dziale Polityka