Nastrzykiwarka służy do wtłaczania wody w mięso, i w ten sposób firmy oraz korporacje wędliniarskie powiększają objętość sprzedawanych nam produktów średnio o 30%. Podobnie czyni wielu dziennikarzy i wiele mediów, które nastrzykują swoje teksty wodnistymi, powtarzanymi akapitami nużącymi czytelników - a czytelnik znudzony to potencjalnie nowy konsument wiodących aplikacji internetowych. Te ostatnie sprzedają głównie wodę, ale za to niezwykle koloryzowaną.
Co ciekawe, nastrzykiwarek można używać również do nasączania mięsa marynatą, przyprawami lub "dobroczynną" solanką, po której zakupione mięso jeszcze dosalamy. Monteskiusz pewnie takiej używał, bo jego wyrób jest bardzo spoisty i soczysty (ale nie słony).
Także na Salonie "produkty" są wcale dobre, bo tutejsi blogerzy mogą naocznie, w czasie rzeczywistym sprawdzić, ile artykuł zdobył wejść, komentarzy oraz ciekawych polemik (te zażarte są najbardziej smakowite).
Przy zakupie dżemu, na jego etykiecie pojawia się znana informacja, mówiąca dosłownie, że dżem wiśniowy zawiera np. 70% wiśni, albo, nawet dość często przy lepszych produktach - zawiera 100% porzeczek (co ciekawe w Anglii, gdzie mieszkałem długo, 100% zawartości owoców w dżemach znaleźć nie sposób, chyba że w polskim sklepie).
Może powinien pojawić się ustawowy obowiązek umieszczania na etykiecie gramażu lub procentażu mięsa, w stylu, że w tej lub innej schemikalizowanej parówce-podłogówce znajduje się 25% mięsa i tym podobne. Będzie to kolejny obowiązek nałożony na hieno-korporacje, ale jak inaczej zmusić innych do elementarnej uczciwości? Tyle się tutaj pisze o szkodliwej Unii, ale tylko ona, oraz rządy naszych państw są zdolne przydusić żarłacze kapitalizmu ku dobremu, bo my obywatele jesteśmy zbyt słabi. Taki mamy klimat, mówiąc za klasyczką.
Jesteśmy nastrzykiwani przez wielkie firmy solą, cukrem, tłuszczem i chemikaliami, podczas gdy nasze portfele są odsysane przez owe firmy, oraz za pomocą przemysłu usług zdrowotnych, który zarabia na naszym podstępnie nadwątlonym zdrowiu (także w wyniku naszej naiwoności, lenistwa i inklinacji do wygody).
Powtarzam tu często - sól, cukier i tłuszcz to trzej współcześni jeźdźcy apokalipsy spożywczej. Są jednak inne bestie - samochody (i komputery), które zamieniają nasze żony w tłuste klempy, a mężów w oklapłych inawalidów, którzy w szosowej kłótni czy potyczce z rowerzystą łatwo mu ulegają, bo ten ostatni jest rozgrzany, stąd przygotowany.
O chemii nie dość mówić wystarczająco, choć trąbi się o niej wszędzie.
Co do plastiku, ostatnie badania objaśniają, że w naszych mózgach usadowił się już w ilości prawie 5 gramów na makówkę, i stanowi prawie 0,5% objętości całego mózgu - im osoba młodsza, tym więcej synto-polimeru.
Leibniz mawiał, iż żyjemy w najdoskonalszym ze światów. Cóż, niemiecka filozofia już 300 lat temu szwankowała na takie optymistyczne powiedzonka. Na jego obronę przemawia fakt, że nawet na zdjęciu nie mógł ujrzeć hinduskiej rzeki w całości przykrytej plastikowymi odpadami, czy płonącego składowiska niebezpiecznych odpadów w naszym pięknym kraju. Cóż, filozofia ciągle się rozwija - jak i wzrasta produkcja plastiku na świecie.
Znany slogan mówi - przyszłość zaczyna się już teraz.
https://www.zdrowiego.pl/aktualnosci/9727163,ile-mikroplastiku-masz-w-mozgu-jedna-lyzke-szokujace-wyniki-badan.html
https://www.nature.com/articles/s41591-024-03453-1
Tymoteusz Bojczuk jest filozofem kultury i cywilizacji, himalaistą i podróżnikiem. Publikował eseje w „Aspektach”, „AlboAlbo”, „Ibidem” "Londynek.net" i „Pulsie”. Absolwent filozofii na Uniwersytecie Śląskim.
Autor książki Element Wmówiony oraz Słownika psycholingwistycznego języka polskiego
z komentarzem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo