Amerykanie zawieszają program wahadłowców. W tym roku wszystkie promy kosmiczne zostaną ostatecznie uziemione. Ale to nie oznacza końca badań przestrzeni, która nas otacza.
W 2004 r. prezydent USA George W. Bush ogłosił tzw. Wizję Eksploracji Kosmosu. Zgodnie z nią człowiek miał wrócić na Księżyc do 2020 r. To wtedy zapadła decyzja o zakończeniu programu wahadłowców (STS, czyli Space Transportation z ang. system transportu kosmicznego).
Jednak przyczyna zakończenia programu jest znacznie głębsza.
Konstruując wahadłowce zakładano, że będą to pojazdy wielokrotnego użytku, których przygotowanie do startu będzie wymagało minimum czasu. Pierwsze dokumenty mówiły nawet o 14 dniach. Okazało się to całkowicie nierealne już po pierwszym locie wahadłowca. Nie do końca przewidziano wpływ lotu kosmicznego na podzespoły wahadłowca. Zakładając, że niektórych urządzeń nie trzeba będzie wymieniać przez nawet 100 lotów nie zaprojektowano do nich łatwego dostępu. Tymczasem wiele z nich trzeba było wymienić już po kilku misjach. Nie było także odpowiednich narzędzi i tzw. know how. Wszystko rodziło się w bólach i zabierało czas. Tymczasem wydłużony okres serwisowania drastycznie podniósł cenę całego programu.
Katastrofy pierwsza i druga
- Próba dogonienia pierwotnych założeń skończyła się katastrofą Challengera w 1986 r. To zaś przyczyniło się do nałożenia kolejnych ograniczeń – mówi Krzysztof Kanawka z portalu kosmonauta.net.
Była to także katastrofa PR-owa. Na pokładzie Challengera znajdował się pierwszy cywil – nauczycielka. Media szczególnie więc obserwowały ten lot.
Po katastrofie oprócz oczywistych poprawek w konstrukcji wprowadzono kolejne ograniczenia na wykonywane misje.
- Efekty zmian wprowadzonych po katastrofie rzutowały na cały program lotów załogowych i
możliwości operacyjne wahadłowców, choć równolegle prowadzono pewne studia koncepcyjne zakładające rozwój tego systemu – mówi Kanawka.
1 lutego 2003 roku doszło do katastrofy wahadłowca Columbia. Zginęło siedmiu astronautów.
- Ponownie zmieniono sposób operowania wahadłowcami. Wprowadzono nowe limity i procedury w przypadku niektórych misji wysokiego ryzyka także wsparcie drugiego wahadłowca w ewentualnej misji ratunkowej – mówi redaktor portalu kosmonautycznego.
Katastrofa Columbii to ostatni krok do decyzji o zakończeniu lotów promów kosmicznych. Rok później George Bush zadeklarował ich wycofanie z użycia.
Utrzymanie programu kosmicznego to gigantyczne wydatki. Niezależnie od tego, czy wahadłowce czekają na start, czy wiszą w przestrzeni kosmicznej miesięcznie NASA musiała utrzymywać tysiące pracowników wydając na to około 200 mln usd miesięcznie.
Jak dziś ocenia się program lotów wahadłowcami?
- Zdania wśród ekspertów na ten temat są podzielone. Z jednej strony trzeba pamiętać o założeniach wahadłowca (tani, bezpieczny i wręcz masowy dostęp na orbitę), a z drugiej duże kompromisy, na jakie trzeba było pójść projektując prom by sprostać wymaganiom NASA oraz armii amerykańskiej. Powstał bardzo skomplikowany program z niezwykle złożonym pojazdem, który miał działać wg powiedzenia wilk syty i owca cała. Okazało się to niemożliwe do zrealizowania – mówi Krzysztof Kanawka.
Podjęto decyzję zgodnie z którą program lotów wahadłowców miał się zakończyć razem z budową Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS), czyli w 2010 r. Ale budowa ISS uległa opóźnieniu, zaplanowano kilka dodatkowych lotów. Ostatnie dwa loty promów kosmicznych to misja STS-134 w kwietniu i STS-135 w czerwcu.
Używane przez NASA wahadłowce nie są przystosowane do lotów poza tzw. niską orbitę wokółziemską. A więc nie dałoby się ich wykorzystać do dalszych badań kosmosu. Dlatego też trwają prace nad kolejnym załogowym pojazdem kosmicznym – Orionem.
Co dalej?
W roku 2004 gdy Goeroge W. Bush ogłaszał decyzję o powrocie człowieka na księżyc wydawało się, że w 2011 albo 2013 r. amerykanie latać będą w kosmos Orionami. Ale kolejne problemy techniczne i obcinane fundusze przesunęły program Orion. W 2009 r. zakładano, że Oriony zaczną latać w 2016 lub 2017 r. Stąd wziął się amerykański problem z lotami kosmicznymi. Do czasu stworzenia bezpiecznej konstrukcji Oriona USA będzie zmuszona (podobnie jak inne kraje) kupować od Rosjan miejsca w kapsule Sojuz, która regularnie lata do Międzynarodowej
Stacji Kosmicznej. Taka sytuacja bardzo nie podoba się części amerykańskich polityków. Szczególnie, że Rosjanie podnoszą ceny za miejsce w kapsule. Ostatnie kontrakty to ponad 50 mln dolarów za jedno miejsce. Amerykanie nie mają jednak wyjścia.
NASA współfinansuje także rozwój prywatnych, komercyjnych projektów kosmicznych, licząc, że któryś z nich osiągnie sukces w ciągu najbliższych kilku lat.
Inne planety
- Aktualne priorytety NASA to dalsze badanie Układu Słonecznego i kosmosu poza nim przez sondy bezzałogowe. Planowane są kolejne misje obserwatoriów kosmicznych, a także loty na
powierzchnię Marsa. NASA planuje również wysłać sondy do Jowisza oraz w pobliże korony słonecznej – mówi Krzysztof Kanawka.
W kolejnych latach powinna wejść w życie nowa strategia NASA Flexible Path (ang. elastyczna ścieżka), która zakłada, że ok 2040 r. człowiek powinien wylądować na Marsie. Wcześniej ok 2025 r. planowana jest misja do planetoidy blisko Ziemi. Prawdopodobnie strategia ta będzie realizowana w formie współpracy międzynarodowej.
Oprócz tego NASA wciąż bada naszą własną planetę. Obserwuje atmosferę, bada systemy transportu lotniczego, zajmuje się badaniami biologicznymi i medycznymi.
Maciek Chudkiewicz
Autor bardzo dziękuje redakcji portalu Kosmonauta.net za pomoc w przygotowaniu tekstu.
Inne tematy w dziale Rozmaitości