Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
617
BLOG

Białoruś i Chiny

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Chiny Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Pekin traktuje Mińsk jak tylne drzwi zarówno do Rosji jak i Unii Europejskiej. W chińskiej polityce to strategiczna przystań do dalszej ekspansji gospodarczej i politycznej. Jednym słowem Białoruś dla Chin ma znaczenie geopolityczne. Chińczycy pojawili się u tego wschodniego sąsiada Polski natychmiast po rozpadzie Związku Sowieckiego. Zadziwia, jak często chińscy notable najwyższego szczebla odwiedzają Mińsk od 1992 r.: sekretarze komitetu centralnego Komunistycznej Partii Chin, premierzy, przewodniczący pseudoparlamentu i innych ciał. Towarzysze przyjmują ich ciepło, wiedzą, jak przyhołubić, jakim językiem gadać.
Wzajemne stosunki kwitną. Pekin i Mińsk podpisały ponad 80 umów i traktatów o współpracy. Prawie nikt ich nie czyta, bowiem pisane są typowym dętym komunistycznym językiem, ale rezultaty są, szczególnie na polu gospodarczym. Białoruś ma mniej do zaoferowania; Chiny za to bardzo dużo, szczególnie know how i kredyt.

Białorusini sprzedają głównie wytwory przemysłu chemicznego, elektronicznego oraz ciężkiego. Chińczycy przysyłają przede wszystkim wytwory najnowszych technologii elektronicznych jako komponenty do składanych na Białorusi systemów elektronicznych na eksport.
Po podpisaniu wspólnej deklaracji o handlu w 2005 r. obroty między oboma państwami wzrastają w postępie geometrycznym. W 2010 r. osiągnęły 2,5 miliarda dolarów, a więc ponad 70 proc. więcej niż w 2009 r. Ale najwartościowsze są kredyty. Do tej pory Chiny przyznały Białorusi 15 miliardów dolarów. Do tego przynajmniej strony przyznają się oficjalnie. Transakcje, gwarantowane przez chiński rząd, obsługuje Exportowo-Importowy Bank Chin oraz Bank Rozwoju Chin. Pekin interesują inwestycje przemysłowe i infrastrukturalne. Zastanawia, że wiele projektów koncentruje się we wschodniej części kraju. Ma to związek z jej niższym stopniem rozwoju, jak również potencjałem wypływającym z sąsiedztwa Rosji.

Obecnie negocjuje się wspólne przedsięwzięcie (joint venture) w dziedzinie inżynierii. Chińczycy mają wyłożyć na to 2,5 miliarda dolarów. Firmy chińskie i białoruskie przygotowują się do wspólnej produkcji części samochodowych oraz do wspólnych projektów budowlanych w Mińsku.
Co z tego wszystkiego ma Pekin? Na krótką metę Chińczycy prawie zawsze mogą liczyć na dyplomatyczne poparcie Białorusinów. Na przykład Białoruś otwarcie twierdzi, że Tajwan to część Chin i powinien zostać do nich włączony. Gdy w 2001 r. na forum międzynarodowym rozegrała się kłótnia między Waszyngtonem a Pekinem o wyspę Hainan, Aleksander Łukaszenka jednoznacznie stwierdził: „Stoimy po stronie Chin”.

Powiedzmy, że są to deklaracje, bo przecież poza wydźwiękiem propagandowym niewiele one znaczą. Mają jednak znaczenie symboliczne – zachęcają inne kraje, niechętne Zachodowi czy tylko neutralne, do naśladowania Białorusi w zamian za wymierne korzyści płynące ze współpracy z Chinami. Najważniejsze jednak są potencjalne zyski dla Pekinu z sojuszu z Mińskiem.
Po pierwsze, Chiny pokazują, że drogą do prosperity i modernizacji może być postkomunistyczna dyktatura, jaka panuje u nich. Wygrywają więc w niektórych miejscach współzawodnictwo z USA, które utrzymują, że zamożność i nowoczesność wypływają z wolności i demokracji. Po drugie inwestycje zagraniczne to najlepsza rękojmia wpływów. Ponadto Chiny mają górę amerykańskich pieniędzy, które muszą wydać jak najszybciej, bowiem USA stale drukuje dolary i inflacja poważnie zagraża temu krajowi. A jak już się wydaje pieniądze na inwestycje zagraniczne i nie ma z tego natychmiastowych zysków, to warto to robić w krajach najbardziej kompatybilnych, a postkomunistyczna Białoruś jest państwem chyba najbliżej Chin na europejskim kontynencie. Po trzecie Chińczycy konsumują dosłownie wszystko. Kraj się rozwija, popyt jest wielki. Stąd biorą nawet zmodernizowane postsowieckie produkty przemysłowe. Na pewno wzięliby też traktory z Ursusa, jakby się tym ktoś zajął. A tego, co Chińczycy sami nie zużyją po zakupieniu na Białorusi, będą mogli w ramach pomocy zagranicznej zaoferować krajom Trzeciego Świata aby i tam wzmocnić swoje wpływy. Wyprodukowany w ramach spółek joint venture sprzęt elektroniczny, choćby komputery, można upchnąć a to w Rosji, a to gdzie indziej w post-Sowiecji, można nawet spróbować podhaczyć się pod jakąś firmę z Unii Europejskiej, aby produkty swoje upłynnić na Zachodzie.

Jedno jest pewne. Chiny rosną w siłę, ich potęga zaczyna się opierać na polskiej granicy, zresztą nie tylko z białoruskiej strony. Polska może z tego skorzystać. Łukaszenka się Chińczyków nie boi, bowiem jako dyktator jest pewien, że może w każdej chwili przerwać ich passę i zapobiec chińskiej dominacji. W Polsce dyktatury nie ma, a obecny system i elity zarówno władzy jak i opozycji, kiepsko są przygotowane na zadawanie się z czerwonym Państwem Środka. Ekspertów, którzy się na tym znają, jest bardzo niewielu, a zresztą ignoruje się ich rutynowo. Na przykład, kto ostatnio pytał o radę Radosława Pyffla? No właśnie.

Marek Jan Chodakiewicz

Lubię to! facebook.com/TygodnikSolidarnosc

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka