Dzisiejszy dzień okazał się trudny. Temperatura tutaj panująca, ciśnienie i wszystkie inne czynniki wraz ze zmęczeniem, którego jeszcze nie odespałem po podroży, spowodowała, że moja ochota na zwiedzanie była średnia.
Najpierw należało udać się jednak na dworzec autobusowy i kupić greyhound discouvery pass. Przy okazji okazało się, że nigdzie tutaj nie są akceptowane moje ATM card, a płacić można właściwie tylko credit cards. W związku z tym musiałem wypłacić większość mojej gotówki i nosić ją na szyji.
Tańsza niż woda mineralna jest tu coca-cola i wszelkie tego rodzaju specyfiki. Obiad na Manhattanie można zjeść za 8$, dla niektórych z pewnością dobrą wiadomością może okazać się że piwo (niestety nie Goolman) o standardowej objętości to tutaj 710 ml - kosztuje ok. 1$ (w sklepie oczywiście, gdyż ja po knajpach nie chodzę).
Empire State Building jest ciekawy, ale nie jestem pewien czy wart swojej ceny. Zapamiętam zapewne głównie długie koleji i panujący upał. Podobnie z siedzibą ONZ - spodziewałem się po takiej instytucji, że zwiedzanie będzie za darmo, a tu za darmo mnie wpuszczono ledwie do holu, wcześniej karząć wypić wszystkie płyny.
Jedyną ostoją spokoju jest tu Central Park, gdzie można na trawce, albo na ławce spędzić czas. Znajduje się tam nawet pomnik Władysława Jagiełły.
Jeżeli chodzi o hostów, to na szczęście mają swoje zajęcia i nie chcą się integrować - póki co my też nie mamy na to siły. Ich mieszkania także nie nazwałbym sterylnie czystym, ale stało mi się to już obojętne, po tylu couchsurfingowych przeżyciach.
Ogólne wrażenia z Nowego Jorku: nie dziwota, że we wszystkich filmach katastroficznych to miasto ulega zagładzie jako pierwsze,
Ps. wszystkie komentarze czytam z dużym zadowoleniem.
Inne tematy w dziale Rozmaitości