Jakob Jakob
359
BLOG

NYC - dzień III - ostatni

Jakob Jakob Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 6
Na wstępie przepraszam za brak wpisu wczoraj mimo wcześniejszych deklaracji. Niestety podróż z Nowego Jorku pokrzyżowała moje plany blogowe. Żeby zachować pewną jasność dzisiejsze newsy podziele na dwa wpisy odpowiadające dniu wczorajszemu i dzisiejszemu. Zgodnie z dobrymi radami jakie otrzymałem w komentarzach udaliśmy się wczoraj z samego rana na Dolny Manhattan. Muszę przyznać, że robi dużo lepsze wrażenie niż górna część. Wieżowce dają dużo cienia, śmieci jest jakby mniej, a i jest co zobaczyć. Skupiliśmy się na oglądaniu rzeczy darmowych, bo na wstępy nie mieliśmy za bardzo czasu. Przeszliśmy się Wall Street (nowojorska giełda z zewnątrz wygląda bardzo monumentalne, podobno w środku jest dużo gorzej), Brodwayem, przepłynelismy darmowym promem na Staten Island koło Statuy Wolności (bardzo ciekawe wrażenia i przyjemna alternatywa dla kosztującej zdaje się 12$ wycieczki wokół Statuy, na którę zresztą podobno i tak nie można wejść od 9/11). Jeśli już mowa o 9/11 to oczywiście obejrzeliśmy miejsce katastrofy i budowaną tam Freedom Tower (prawdę powiedziawszy nie bardzo było co oglądać), pomniki temuż poświęcone, Memoriał Bohaterów Wietnamu. Przez przypadek, oglądając Most Brooklyński dotarliśmy nawet do Chinatown, gdzie nawet nazwy banków są po chińsku. Czasu mieliśmy dosyć dużo, gdyż jak zwykle w NYC nie mogłem spać i od godziny 6 byłem na nogach. O 7.30 mieliśmy nasz pierwszy greyhound do Niagara Falls w Ontario. Oczywiście będąc pod wrażeniem zbliżającej się pierwszej podroży greyhoundem, o którym słyszeliśmy sprzeczne opinie (z tym, że pozytywne raczej tylko z ich własnej strony internetowej), stawiliśmy się tam prawie 2 godziny wcześniej. Nie wiem czy na wszystkich dworcach w USA, ale w Nowym Jorku każdy autobus ma swoją osobną bramkę, która pozwala czekać na niego w klimatyzowanym terminalu bez wychodzenia na zewnątrz. Nie obeszło się oczywiście bez zmiany naszej bramki, więc z bagażami musielismy wedrować po dworcu. Obawiałem się trochę, że pierwszeństwo przy załadunku będą mieli ci, którzy mają wykupione bilety na ten konkretny przejazd, a dopiero gdy zostanie miejsc będziemy wchodzić my - posiadacze Discouvery Passa. Okazało się jednak inaczej - na szczęście dla wszystkich starczyło miejsca. Niestety częśc opowieści o greyhoudzie okazała się przesadzona - w naszym pierwszym autobusie nie było ani internetu, ani prądu, stąd też nie miałem jak dokonać wczoraj wpisu. Przesiadakiśmy się w Buffalo pod kanadyjską granicę, gdzie również internetu się nie uświadczyło. W nowym autokarze był co prawda prąd, ale internet był tylko teoretycznie - sieć wireless greyhound była oczywiście dostępna i podłączona, internet powinien działac, a albo wcale go nie było, albo bywał tylko chwilami. Jeżeli chodzi o inne aspekty standardu greyhounda to nie można narzekać. Faktycznie jest więcej miejsca niż w europejskich autokarach, nieprawdą jest równiez że dzieją się tam dantejskie sceny - przez cały czas było spokojnie i dał się spać. Był tylko jeden negatywny aspekt - przedemną siadła sobie Murzynka, pracownica greyhounda (ściślej było ich dwie, a zajęły cztery miejsca), która nie wiadomo po co jechała z nami, wraz z całą wielką torbą jedzenia z McDonald'sa. Wszystko było by w porzadku, gdyby nie to że pierwsze co to starała się odchylić swój fotel maksymalnie do tyłu, aby chyba położyć się w tym autobusie. Nie było to jednak możliwe, gdyż nogi mam nieco długie - nie zraziło ją to i kazała mi wraz ze swoją koleżanką wziąć nogi sprzed mojego własnego fotela. Cóz - pozostawiłem murzyńskie prośby bez rozpoznania. Cieszę się bardzo, że wreszcie opuściliśmy NYC, szczególnie że u naszych hostów, prawie w całości zawalił się sufit w łazience. Nie przejeli się tym zbytnio, nawet nie posprzątali resztek farby i drewna i nie zanosiło się, aby mieli się tym zajmować.
Jakob
O mnie Jakob

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Rozmaitości