To oto zwierzę musiałem dzisiaj gonić po przedmieściach.
To oto zwierzę musiałem dzisiaj gonić po przedmieściach.
Jakob Jakob
276
BLOG

San Diego

Jakob Jakob Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Po dzisiejszym dniu niestety nie mogę pochwalić się niczym nowym, szczególnie ekscytującym, ani chociaż egzotycznym niczym Meksyk. Jako, że jak do tej pory nie udało nam się znaleźć żadnego noclegu w Los Angeles większość dnia zmuszeni byliśmy poświęcić na szukanie czegoś. Jak do tej pory - brak rezultatów. Skończyło się na tym, że awaryjnie znaleźliśmy sobie motel z wolnymi miejscami, który jutro zarezerwujemy, gdyby nikt z LA nie odpisał. W ogóle to szukanie motelu to też ciężka sprawa w dobie internetu i komentarzy. Internetowym komentatorom nic się nie podoba, wszędzie albo są robaki, albo dzielnica nędzy, albo wentylator za głośno chodzi, albo ręczniki za cienkie. Przydałoby się im pomieszkać na couchsurfingu, to zobaczyliby jak ludzie mogą żyć. Wiem, że to bardzo nieładnie, że ktoś z drugiego końca świata udziela mi gościny, a ja go tu oczerniam na blogu, ale z dnia na dzień odkrywamy co raz to nowe sekrety Terry. Dzisiaj okazało się że raczy nas mlekiem z datą ważności 7/12/2011 - niby wszystko ok, pewnie amerykańskie mleka mają jeszcze więcej konserwantów, dlatego wytrzymują tak długo, ale jednak smak jakiś dziwny.... Cóż, dopiero dzisiaj uświadomiłem sobie, że oni tutaj miesiąc piszą jako pierwszy, dopiero później dzień. Mleko przestało być przydatne do spożycia kiedy ja byłem w Toronto. W dżemie znajdowały się zaczątki pleśni, więc na dzisiejsze śniadanie wypiliśmy już tylko sok pomarańczowy. Jak jest u Terry - zobaczcie sami na zdjęciu nr 2.

Terry nie ma też czegoś takiego jak kosz na śmieci w domu. Z wszystkich trzeba wychodzić przed dom, gdzie zaraz koło jej auta i motorówki (!) stoją trzy kosze, gdzie należy wrzucać odpadki. Dzisiaj wychodząc z tym celu nie domknąłem za sobą drzwi, co spowodowało że spragniony wolności alaskan (zdjęcie nr 1) uciekł, a ja musiałem go gonić po całym osiedlu. Dopadłem do wreszcie w parku i prawie cudem przyprowadziłem do domu - na szczęście miał obrożę za którą zgięty w pół mogłem go prowadzić.

Po tych wszystkich akrobacjach czasu zostało nam na tyle mało, że zdążyliśmy zobaczyć tylko stare miasto w San Diego. Pojęcie "stare miasto" w USA brzmi nieco absurdalnie, ale San Diego jest jednym z najstarszych miast, założonym jeszcze za czasów Hiszpanów (zresztą, dzisiaj w ramach rekonkwisty jest stopniowo, acz bardzo skutecznie odbijane). Na starym mieście wszystko wygląda więc jak w filmie Zorro, tylko jest bardziej przeżarte komercją (zdjęcie nr 3). Ogólnie rzecz biorąc - nie zachwyca, choć zawsze to pewna odmiana od typowej Ameryki.

Dzisiaj na szczęście nie poszliśmy już do żadnej knajpy, dzięki czemu mieliśmy trochę więcej czasu dla siebie na zaplanowanie dalszych etapów podróży, która stopniowo zaczynała nam się już wymykać spod kontroli. Jutro w południe jedziemy do LA (2 do 3 godzin drogi), tam spędzamy 2 noce, a później - Vegas.

Zobacz galerię zdjęć:

Terry ma oranżerię, ale ciężko spędzić w niej miło czas.
Terry ma oranżerię, ale ciężko spędzić w niej miło czas. Brakowało tylko sierżanta Garcii.
Jakob
O mnie Jakob

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości