Powoli dogasały światła wielkiego miasta, które kalinka widziała przez lornetkę. A ona smutna zamyślona znów kombinowała nad tym jakby tu dokopać kaczkom łażącym wkoło niej do stawu pełnego wielu borsuków, kaczorów i całej reszty domowego inwentarza pluskającego się wesoło. Zadawala się nie zauważać karygodnych poczynań świnek, w końcu one były takie kochane i była gotowa im wybaczyć każdą złą rzecz wyrządzoną innym. Kaczki to były te najgorsze. Nieważne były ich intencje, mogły znosić nawet złote jaja ale ona była przekonana że były na wskroś złe. Pamięta jeszcze czasy jak bratały się z wilkami które aż miały kurwiki w oczach i mimo że to właśnie kaczki doprowadziły do tego ze owe wilki zostały dosłownie wybite do nogi i zniknęły z pola widzenia wciąż miała pretensje o to że w ogóle żyją. Każda zaczepka rzucona od radia Julia Pitoli była jak pokrzepienie jej serca i też nie było ważne że były to całkowicie wyssane z palca informacje ważne że było się do czego przyczepić. W międzyczasie świnki poustawiały w zagrodzie lodziarnie i zaczęły konkretnie kręcić lody, powsadzały swoich pobratymców czyli świnki zielone na stanowiska, a nawet udało im się przekupić parę świnek czerwonych na swoją stronę choć już nie pamiętała że podobne praktyki u kaczek nazwała kupczeniem. Ale przecież to były nieistotne igraszki. Ważne było zniszczenie tych niedobrych, jak ich nazywała kartofli . Przecież to właśnie oni waląc w garki zagłuszali biedne kurki pielęgniarki, kiedy te chciały sobie pogadać. To właśnie oni gęgali nieprawidłowo za co również trzeba było ich zniszczyć. Ślepa w swej nienawiści szumiała z całych sil i starała się sie uderzać kaczki gałęźmi przy każdej możliwej okazji. Kaczki nie przejmując się groźnym szumem kalinki dalej spokojnie pływały w stawie i nic innego się nie działo. Pewnego dnia zabrakło kaczek nie przyszły do stawu wiec zdumiona kalinka długo za nimi wypatrywała, okazało się że świnki znalazły jakiś podstępny sposób żeby się ich pozbyć. Pomógł im w tym odwieczny przyjaciel świnek Cwiąkający Bazyli. Wiadomość tą przyjęła kalinka z ogromnym zadowoleniem i aprobatą i nawet pochwaliła świnki za tak wspaniały pomysł. Wszystko układało się po jej myśli. Następnego ranka w zagrodzie zrobił się ruch i zaciekawiona kalinka przyglądała się temu zjawisku. Przyszło dwóch panów z których jeden wyglądał jak Bond a drugi stwierdził że kalinka nie pasuje już do tego ogródka po za tym jej rola już się skończyła i teraz zasłania widok na wielkie miasto wiec musi być wycięta. Na nic nie pomogły płacz i wychwalanie swoich zasług pod niebiosa, drwal wyciął ja jednym ruchem a potem zaciągnęli ją za stodołę i tam zostawili. Leżał tam jeszcze major galopek i wielu innych pomagających do tej pory świnkom i jakie było ich wielkie zdziwienie gdy do tego grona dołączyła kalinka. Poczuli się oszukani…
Biedna kalinka zapytała
- co ja teraz będę robić?
- Nic – odpowiedzieli zgodnie - będziesz sobie śpiewać
- Ale co?- Spytała.
A cały chór odpowiedział jej:
-KALINKA MAJA!!!
I wspólnie zaśpiewali:
Kalinka, kalinka, kalinka maja
Kalinka, kalinka, kalinka maja
Roztańczona i niesforna,
Wesoła niczym wiatr
Zapomniana lecz zadziorna
Ta sama co sprzed lat
Nagle do mnie wróciła
Krąży przy mnie jak cień
Nie odstępuje ni na chwilę
Nocą zakrada w sen
Ona jest wszędzie
Nawet w ciszy
Choć krew jest moja
Jej jest rytm
Ona me pocałunki liczy,
O których dotąd nie wiedział nikt
Kalinka, kalinka, kalinka to sny
Kalinka, kalinka, kalinka to wy
Kalinka, kalinka, kalinka to be
Kalinka, kalinka, kalinka to ech
Skąd się wziąłeś tu przy mnie
Odejdź sobie do innej
To przecież tak nie może dłużej trwać
No stało się tak nagle jak staje się dzień
Powiedział, że kocha , że będzie jak cień
Całował, ach całował dał potem jakiś kwiat
I zagwizdał mi piosenkę, nasz sygnał, nasz znak
Wtedy do mnie wróciła i została jak cień
Nie odstępuje ni na chwilę
La, la, la, la, la ... itd.
Z pozdrowieniami dla Pani RRK :D
Inne tematy w dziale Polityka