Jedną z najbardziej dotkliwych naleciałości jaką zaraził nasze społeczeństwo okres PRL-u jest wiara w siłę tzw układów. W państwie w którym obywatel na każdym kroku był zależny od decyzji jakiegoś urzędnika, sekretarza czy ekspedientki, a prawo skonstruowano w taki sposób aby de facto nie dawało obywatelowi żadnych praw, układy jawiły się jako „czarodziejska różdżka” i bilet do lepszego życia. Nic więc dziwnego, że ludzie którzy przez pół swojego życia w PRL-u dzięki posiadaniu tychże układów żyli na wyższym poziomie luksusu niż cała reszta „nieudaczników”, dziś poprą właśnie taką partię która posiadanie tzw układów na przykład na arenie międzynarodowej przedstawi jako podstawę swojego programu.
Co prawda świat się już dawno zmienił i jego mechanizmy nie za bardzo przystają do wyobraźni wyuczonych w PRL-u cwaniaczków, ale politykę „wiary w układy” od pięciu lat forsuje się zaciekle mimo że co rusz przynosi ona porażki.
I tak w 2008 roku zarówno nowo pozyskane układy towarzyskie Radosława Sikorskiego z ministrem Walterem Steinmayerem a Donalda Tuska z Angelą Merkel okazały się za słabe aby Polska została przyjęta do beneficjentów Nord Streamu. Pomimo ze zerwaliśmy wszystkie bloki polityczne z państwami wschodniej granicy Unii – mającymi podobne do nas interesy, i wycofaliśmy się ze wszystkich zapowiadanych sprzeciwów za łamanie naszych praw np. gospodarczych przez Rosję – to brakło jeszcze ... układów z Władimirem Putinem. Oj bardzo dotkliwie brakło – szczególnie 8 lipca 2008 roku w Moskwie.
Podobnie było przy pracach nad nowym budżetem unijnym, w którym nasze układy towarzyskie miały zaowocować potokiem kasy dla Polaków. W wyborach parlamentarnych 2011 roku pokazywano dumnie komisarza Janusza Lewandowskiego i ówczesnego szefa PE Jerzego Buzka i sugerując wprost: „widzicie ludziska! To są nasi ludzie - a oni to tam w tej unii to mają takie znajomości że cho cho! A jak chcecie to nawet 300 milionów załatwią!”
I Polacy to rzecz jasna „kupili” – szczególnie ci którzy w życiu nauczyli się że układy to ważne narzędzie. Zapomnieli tylko o jednym – układy działają tylko wtedy kiedy dopuszcza się do nich tylko wąską grupkę – i to jedynie tych którzy mają czym się zrewanżować.
Rzecz jasna i tym razem okazało się że towarzyskie układy premiera Tuska z kanclerz Merkel mają w cywilizowanym świecie niewielkie znaczenie, a mechanizmy konstruowania unijnego budżetu rządzą się innymi prawami.
Od dwóch dni mamy natomiast jeszcze inny powód do radości: otóż nasz niewątpliwie lubiany i ustosunkowany szef MSZ Radosław Sikorski wystosował do szefowej unijnej dyplomacji notę z prośba o pomoc w odzyskaniu od Rosjan naszej własności jaką jest wrak naszego rządowego samolotu. Pocięty, umyty, wyklepany – trudno, tak czy owak to już nie tylko tzw materiał dowodowy w prowadzonym śledztwie ale po prostu ważna cześć naszej historii.
Dotychczas każde zdanie wypowiedziane lub napisane przez naszego Pierwszego Dyplomatę było gloryfikowane jako kolejny wielki sukces naszej dyplomacji – ale tym razem było by to nie do końca możliwe. Po pierwsze rząd od dwóch i pół roku zapewniał że ma tak dobre układy ze stroną rosyjską a przede wszystkim tak świetnie spisane umowy z rosyjską prokuraturą że wrak bez problemu wróci i to niebawem. Nic więc dziwnego że nota Sikorskiego – i to po ponad dwóch i pół roku od katastrofy – jest co najmniej zastanawiająca. Po drugie zaś poza potwierdzeniem wpływu nie spotkała się z żadną reakcją – co samo w sobie w zasadzie już jest odpowiedzią na prośbę naszego MSZ.
Co się więc stało z naszymi układami w Europie? Może są nic niewarte? A może od pięciu lat nabija się nas w butelkę – może nigdy nie były nic warte i o niczym nie decydowały, a Donald Tusk i Radosław Sikorski oparli swój wizerunek na dokonaniach Nikodema Dyzmy? Jak dziś wyglądają te zarzuty sprzed kilku lat że pozycja Polski na arenie międzynarodowej zależy od tego czy ktoś lubi prezydenta Lecha Kaczyńskiego albo byłego premiera Jarosława Kaczyńskiego? Po tych kilku latach chyba tylko ślepiec nie widzi jeszcze że go oszukiwano.
Oczywiście sceptycyzm opozycji po nocie naszej dyplomacji spotkał się z oskarżeniami o hipokryzję. „Jak to!? – sami nawoływaliście do międzynarodowej reakcji a teraz nie chwalicie ministra że wystosował pismo do szefowej unijnej dyplomacji?”
No to może podam pewien obrazowy przykład – może komuś oświeci.
Mój znajomy mniej więcej półtora roku temu odebrał telefon z ofertą współpracy z pewnym klientem o kiepskiej sławie. Jako ze uwierzył w dobrą wolę owego pana to zgodził się bez większej refleksji. Zanim podpisał umowę wszyscy dokoła ostrzegali go pukając się w czoło: Oprzytomnij! Przecież to jest oszust! Oszukał już mnie, X i Y – ciebie też oszuka, trzymaj się od tego faceta z daleka, a przynajmniej uzgodnij umowę z radcą prawnym.
Oczywiście nic nie docierało! – argumentem znajomego było tylko: ale co wy! – pan J. To taki równy facet, mamy naprawdę dobre układy.
Rzecz jasna umowę zredagował klient mojego znajomego a on przyjął ją bez specjalnych analiz.
Minęło półtora roku. Sprawa trafiła do sądu. Znajomy mimo wykonanej pracy będzie musiał zapłacić najprawdopodobniej kilkanaście tysięcy złotych. Niestety jak się okazało ... w umowie były pewne nieścisłości i luki ... . Facet jest załamany, prosi o pomoc, ja próbowałem ale bezskutecznie.
Pozostali – ci którzy próbowali nim wcześniej potrząsnąć – nie maja dziś nawet możliwości niczego zrobić w jego obronie.
I tak w dużym uproszczeniu działa dziś nasza dyplomacja w sprawie zwrócenia nam przez Rosjan wraku Tupolewa. Tylko że spora grupa obywateli wciąż uważa posiadanie tzw układów za równoznaczność zajmowania wysokiej pozycji w środowisku, państwie, na arenie międzynarodowej. I niestety jak widać ten fetysz na Polaków wciąż bardzo mocno działa – miejmy nadzieję że im dalej od PRL-u tym coraz słabiej
Inne tematy w dziale Polityka