waw75 waw75
350
BLOG

PO-RP czyli lewicowa wersja PO-PiS-u

waw75 waw75 Polityka Obserwuj notkę 8

Za nieco ponad dwa i pół roku społeczeństwo wybierze nową władzę – albo jak w 2005 roku nową koalicję. Jest też możliwość że klasa polityczna postawi Polaków przed tym wyborem o wiele wcześniej. Jak sądzę jednak, mimo wielu bardziej i mniej istotnych zawirowań personalnych, partia obecnie sprawująca władzę od dawna już, sama skazała się na jedyną możliwą koalicję.

 Aż ciężko dziś uwierzyć że w 2005 roku – kiedy PO i PiS szły do wyborów z obietnicą utworzenia wspólnej koalicji, podstawą programową i ideologiczną, łączącą obie partie był profil konserwatywny. O ile PiS, (będący spadkobiercą Porozumienia Centrum i kilku mniejszych partii o prawicowych), ten konserwatyzm miał w „rodowodzie” to w przypadku Platformy tożsamość ta wynikała bardziej z aktualnej koniunktury. Platforma Obywatelska nie jest partią skupioną wokół idei czy profili światopoglądowych. To bardziej partia pragmatyczna, skupiona na skuteczności w politycznej rywalizacji.
W 2005 roku, po czterech latach rządów lewicy, która w oczach społeczeństwa straciła całkowicie mandat zaufania, jedyną wiarygodną ofertę mogła złożyć jedynie partia konserwatywna – dająca wyborcom nie tylko propozycję roszady personalnej ale przede wszystkim całkowitego zwrotu w determinantach światopoglądowych. Konserwatyzm był wtedy w cenie i Platforma Obywatelska przekonująco tak wizerunek ideowy przybrała. Ówcześni frontmeni, tacy jak Jan Maria Rokita , Zyta Gilowska, Zbigniew Religa – prezentowani jako kandydaci na przyszłych ministrów gwarantowali konserwatywną koalicję.
Konserwatyzm prysnął jak bańka mydlana jesienią 2005 roku. PO przegrała wybory i konserwatyzm okazał się dla partii koniunkturalnej zbędny. Konserwatywni frontmeni stali się szeregach partii niewygodni wizerunkowo.
 
Sytuacja zmieniła się diametralnie po 2007 roku, kiedy w kampanii wyborczej pod dwóch latach rządów prawicy, atrakcyjna propozycja w wyborach mogła być złożona tylko przez partię, która od konserwatyzmu się – umiarkowanie – odżegnywała. Platforma przypomniała sobie więc o swoim rodowodzie liberalnym – z dala od prawicy ale tez w bezpiecznej odległości od lewicy, kojarzonej wciąż jeszcze z rządami SLD.
 
Jednak cała machina propagandowa nowego rządu skupiła się nie na realizacji obiecywanego programu, ale na kampanii negatywnej wobec pokonanej w wyborach prawicy. Już nie tylko partię Kaczyńskiego ale nawet część społeczeństwa, która na nią głosowała, zaczęto przedstawiać niemal jak zwyrodnialców. Pociągnęło to za sobą konieczność budowania w oczach elektoratu kontrastu – co z roku na rok przesuwało Platformę coraz bardziej w stronę lewicowego wizerunku i tożsamości. Widocznym efektem tego mechanizmu było w ostatnich latach to, że te dwie – jeszcze 7 lat temu rzekomo konserwatywne partie: PO i PiS przestały rywalizować o te same grupy prawicowego elektoratu. Zupełnym curiosum natomiast był fakt braku przepływu między tymi partiami elektoratu o rodowodzie solidarnościowym. Po 2007 roku konserwatyzm przestał być Platformie potrzebny, a władzę mogło uwiarygodnić zabarwienie liberalne i lewicowe.
 
To szaleństwo propagandowej „wojny totalnej” jaką Platforma wywołała w celu „dorżnięcia watah”, spowodowało że dziś wyborcy znów – jak niegdyś w 2005 roku, mogą otrzymać tylko dwie oferty: prawicową – utożsamianą z nienawidzonym PiS-em i pokazywaną w zdeformowanym świetle ideą IV RP, albo lewicową – postrzeganą jako jedyny ratunek przed złowrogą „watahą” IV RP.
 
Najbliższe wybory będą dla Platformy niezwykle trudne z wielu powodów. Począwszy od tego że coraz trudniej już przed społeczeństwem kryć zapaść gospodarczą i gigantyczny deficyt finansów państwa, a przede wszystkim lawinową falę bankructw rodzimych firm i rosnącego bezrobocia, poprzez obnażenie prawdy o rzekomej silnej pozycji przetargowej Polski na forum unijnym dzięki osobistym koneksjom towarzyskim premiera, czy wreszcie zapaść w funkcjonowaniu systemu ochrony zdrowia, gigantyczne zadłużenie samorządów, po coraz bardziej bulwersujące nominacje i wynagrodzenia ludzi związanych z obecną władzą.
 
„Wariant konserwatywny” zmiecie Platformę ze sceny politycznej, „wariant liberalny” został przekreślony poprzez prowadzoną od pięciu lat retorykę dwubiegunową – „liberalny” będzie dziś oznaczać tyle samo co „słaby”, „nijaki”, „mało wyrazisty”.
Platforma, chcąc nie chcąc jest dziś skazana na wizerunek lewicowy – wsparty hasłami liberalizmu gospodarczego. Nie chodzi tu oczywiście o lewicowość opartą o pracowniczy socjalizm – ale o lewicowy światopogląd i całkowite odżegnanie się od treści konserwatywnych.
 
Platforma – podobnie jak w 2005 roku była zmuszona do obietnicy konserwatywnej koalicji z PiS-em – tak dziś jest skazana na obietnicę lewicowej koalicji z Ruchem Palikota. Elektorat , do którego od pięciu lat się odwoływała będzie kalkulował podobnie jak wtedy: gospodarka, finanse i sprawy zagraniczne- a z resortów „miękkich” może kultura powinny być pod kontrolą Tuska, zaś administracja, edukacja i kwestie relacji z kościołem (bez refleksji w ramach jakiego ministerstwa) powinien wreszcie „uporządkować” Palikot.
 
Taki – moim zdaniem jedyny wariant dający Platformie szansę na reelekcję – trzeba jednak poprzedzić nie tylko zmianą retoryki partii, ale przede wszystkim zaszczepić tą ideologiczną lewicowość w poglądach własnego elektoratu. Znakomitym przykładem tego mechanizmu, w „pigułce” był zgłoszony przed paroma dniami, rekomendowany przez Platformę projekt ustawy o „związkach partnerskich” autorstwa Artura Dunina. Całość niby konserwatywna – bo i wymogi wygaśnięcia prawnego wcześniejszych związków, i powołanie się na obecne prawo do zawierania małżeństw, i wyłączenie przepisów dotyczących praw rodzicielskich i adopcyjnych. Ale jednocześnie usunięcie jakichkolwiek zastrzeżeń że chodzi o osoby odmiennych płci oraz powielenie de facto obecnej formuły prawnej małżeństwa jako wizerunkowa propozycja dla osób o lewicowych zapatrywaniach. Słowem lewicowa idea – podana w tradycyjnym sosie.
 
Palikot doskonale zdaje sobie z tego sprawę i od półtora roku „gra” na wspólną koalicję, wrzucając projekty zmuszające Platformę do licytacji na lewicowość. To zadziwiające że lider ważnej partii opozycyjnej, mający na dodatek wizerunek bezkompromisowego obrońcy polskiej przedsiębiorczości i walki z biurokratyzacją, co kilka miesięcy wywołuje parlamentarne czy medialne zawieruchy – które dziwnym trafem niemal nigdy nie uderzają bezpośrednio w rząd – ale powodują że partia rządząca musi się określać światopoglądowo. Te ataki co najwyżej biją w jednego ministra – będącego konserwatywnym „listkiem figowym” obecnej koalicji Jarosława Gowina. Jedno jest pewne – z Gowinem koalicja PO - RP nie powstanie.
 
Kto jak kto ale Donald Tusk doskonale też wie, że Palikot to partner bez żadnych zahamowań etycznych, i wszelkie „rozmowy koalicyjne” i rozdział kompetencji będzie poprzedzany bezpardonową kampanią w publicznych mediach, a w razie „problemów”, ludzie Palikota będą bez pardonu opisywali sytuację gospodarczą i polityczną państwa tak jak ona wygląda w rzeczywistości. A to może oznaczać koniec Platformy bo Rozenek, Dębski czy Ryfiński mają jeszcze wciąż atut komentatorów obiektywnych, nie uwikłanych w polityczną koniunkturę i do tego wciąż życzliwą tolerancję mediów. Palikot może sobie na to pozwolić bo dziś już za nic nie bierze odpowiedzialności – dla Tuska zaś może to oznaczać koniec szansy na reelekcję i zachowanie władzy.
 
Platforma znalazła się więc – głównie dzięki swojej własnej polityce – w klinczu, bo z jednej strony jest dziś zmuszona do „wspierania lewej nóżki” a z drugiej strony owo wspieranie lewej nogi i obiecywanie społeczeństwu liberalno – lewicowej koalicji może się realnie skończyć dla niej tak jak w 2005 roku – przegraną właśnie z lewicą, bo de facto nie jest ani konserwatywna ani lewicowa.
 
 
 
waw75
O mnie waw75

po prostu chcę rozumieć

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka