(wieeem, wieeem ...ale brak zrozumienia łaciny nie jest dziś przeszkodą w osiąganiu pozycji społecznej. Podobnie jak nie jest nią brak zrozumienia wielu innych, ważniejszych rzeczy)
Przygotowując się do napisania notki o stanie polskiej onkologii, przejrzałem, między innymi, kilka numerów „Gazety Lekarskiej”, którą czasem udaje mi się „wycyganić” od znajomego lekarza. Miesięcznik ten nie jest bowiem dostępny w wolnej sprzedaży(1). Swoją drogą wielka szkoda bo to naprawdę świetna gazeta.
Ostatnio udało mi się cichaczem wyszabrować „świeżynkę”: aktualny numer z marca. Czym prędzej zabrałem się więc do czytania.„Jechałem” strona po stronie, aż dobrnąłem do „50-tki” z nagłówkiem „Listy do redakcji”.
Zwykle ten dział zostawiam „na później”(o czym przeważnie właśnie na owym „później" zapominam), ale tym razem już na pierwszy rzut oka widać było że kroi się istny „cymes”.
Tytuł: „Cennik transplantacji (w USA)”(2) sam w sobie był wielce zachęcający, a osoba autora owego listu do redakcji - profesora doktora habilitowanego Wiesława Wiktora Jędrzejczaka – dodatkowo podnosiła jego renomę. I nie zawiodłem się … . Każdemu czasem zdarzy się palnąć kiepski tekst , ja tam pierwszy kamieniem nie rzucę, ale tezy jakie wygłosił Pan Profesor daleko wykraczają poza akceptowalne „widełki”.
Zaczęło się od „trzęsienia ziemi” a potem napięcie stopniowo rosło. W pierwszych słowach swego listu Pan Profesor wyjaśnił:
„W kontekście wyroku na doktora G. i kwot, które zostały tam wymienione (łącznie około 17 tys. zł, w tym „1300 zł za przeszczepienie serca”) warto przedstawić ceny za transplantacje serca, a także innych narządów, które funkcjonują w Stanach Zjednoczonych: kraju gdzie zarówno domy, samochody, jak i komputery są tańsze niż w Polsce.”
Przyznam, że nie do końca potrafiłem od razu skojarzyć dlaczego „warto przedstawić” wysokie ceny przeszczepów w jednym z najbogatszych państw świata, w kontekście tego że kardiochirurg brał łapówki za ratowanie życia pacjentów w Polsce.
Pan Profesor Jędrzejczak przedstawił więc tabelę z porównaniem cenników w Polsce do tych za oceanem i ifaktycznie różnica w cenach operacji w USA i w Polsce to istna przepaść – nie sposób temu zaprzeczyć. Dla przykładu koszt przeszczepu serca w Stanach wynosi 782 400 DOLARÓW a w Polsce 140 000 … ZŁOTYCH.
Co prawda cena przeszczepu serca to w tym zestawieniu wyjątkowo jaskrawy przykład – ale ilość dolarów jakie za oceanem trzeba zapłacić za przeszczep każdego innego narządu jest trzy – czasem cztery razy większa niż ilość złotówek jakie trzeba zapłacić w Polsce.
Ale może nawet nie o samą wysokość ceny Autorowi chodziło. Źródło problemu leży według Niego gdzie indziej:
„Ciekawe jest to że w cenie amerykańskiej wyodrębnione jest honorarium transplantologa, oprócz kosztów obsługi lekarskiej w samym oddziale. W Polsce, nawet jeśli zespół lekarsko – pielęgniarski dostaje dodatkowe wynagrodzenie, to odbywa się to w ramach kosztów samej procedury.
/…/
Ponadto w Polsce pobranie i przechowanie przeszczepu autologicznego nie jest w ogóle wyodrębnioną składową kosztową. Kierownik ośrodka transplantacyjnego musi te koszty wliczyć do ogólnych kosztów kliniki.”
W rezultacie więc, zdaniem Profesora Jędrzejczaka, polski pacjent wymagający przeszczepu otrzymuje pomoc kosztem wynagrodzenia lekarza czy opłacalności funkcjonowania szpitala, i tylko dzięki temu jakiegokolwiek płatnika w Polsce – choćby NFZ - stać na zapłacenie za operację.
I pewnie do tego miejsca można by głos Pana Profesora uznać za celną analizę porównawczą i w pełni uzasadnioną diagnozę poczucia żalu części środowiska lekarskiego.
Niestety Pan Profesor postawił też swego rodzaju ocenę moralnych kanonów reagowania na tą globalną niesprawiedliwość. Według Profesora Jędrzejczaka:
„Różnice między cenami amerykańskimi a polskimi pokazują też, że nie ma moralnego prawa do oskarżeń kierowanych pod adresem polskiego środowiska lekarskiego. Żadne inne środowisko nie oferuje polskiemu społeczeństwu usług czy produktów o najwyższym stopniu trudności za tak stosunkowo niską cenę osiąganą głównie kosztem redukcji wynagrodzeń. Ta sprawa stawia pytanie: kto tu komu co daje?
/…/
Gdyby więc swoje 132 przeszczepienia serca wykonane w szpitalu MSWiA w Warszawie doktor G. wykonał w Stanach Zjednoczonych, jego honorarium wyniosłoby 5 280 000 USD, słownie pięć milionów 280 tysięcy dolarów. Wybrał chłopina zły kraj na swoje przeszczepienia.”
Szanowny Panie Doktorze (Profesorze)
Setki, a pewnie nawet tysiące ludzi zawdzięczają Panu swoje życie i powrót do zdrowia. Dlatego będę Panu na każdym kroku okazywał należny szacunek.
Ale zabrakło mi w Pana spojrzeniu refleksji nad porównaniem przede wszystkim zasobności systemów ubezpieczeń zdrowotnych u nas i za oceanem. Przecież to nie pacjent w USA wyciąga z kieszeni 800 tysięcy dolarów i płaci je w kasie kliniki. Przecież to nie walczący ze swoim cierpieniem i „niewidzialną ręką rynku” – chory amerykański robotnik, rolnik czy urzędnik siada do komputera i ze swojego konta przelewa na konto szpitala blisko milion dolarów.
Podobnie jak w Polsce, płaci jakiś ichni, amerykański „nfz” – czy raczej jeden z wielu amerykańskich „nfz”-tów – publicznych lub prywatnych. Pacjent odprowadza składkę polisy – taką na jaką go stać aby zostało jeszcze na jedzenie i życie. U nas 20 lat po uwolnieniu gospodarki system ubezpieczeń zdrowotnych jest chory (żeby nie powiedzieć że niemal przestaje już funkcjonować) , a społeczeństwa nie stać na wyższe składki za siebie czy za pracowników.
To nie pacjent ustala wartość ani cenę operacji czy usługi medycznej - dlaczego więc broni Pan lekarza który postanowił wyciągnąć od tych ludzi to czego nie zapłacił mu ubezpieczyciel? Czy tylko tak postrzega Pan Profesor prawa rynku?
System PRL-owski rozwiązywał kwestie wynagrodzeń w ten sposób, że odgórnie ustalano głodowe czasem pensje lekarzy - kalkulując cynicznie że lekarz „dorobi sobie” łapówką. Po 1989 roku część tego mechanizmu wzięły na siebie koncerny farmaceutyczne i to one rekompensują trudy lekarskiego zawodu. Zostały dopuszczone do „detalicznego handlu” w publicznym systemie bo w zamian za to łatają dziury finansowe na które nie stać państwa: organizują cały system szkoleń specjalizacyjnych, finansują programy wdrożeniowe dla nowych typów leków, czasem wyposażają placówki w bardziej czy mniej specjalistyczny sprzęt itp. To symbioza między państwem, biznesem a lekarzami. I od lat wszyscy przymykają na to oko bo choć to system korupcjogenny, to trudno sobie wyobrazić dziś polską służbę zdrowia bez pieniędzy z promocyjnych funduszy koncernów.
Ale dlaczego uznał Pan Profesor że opinia publiczna nie ma moralnego prawa krytykować lekarza który brał od pacjenta łapówki żeby zrekompensować sobie nieadekwatnie małe - z powodu patologicznego funkcjonowania państwa – wynagrodzenie?
Czy naprawdę wciąż nie da się odciąć od patologicznej optyki PRL-u?
Duża część lekarzy z Polski wyjechała – może dlatego że chcą uczciwie i godnie zarabiać na życie - i nie wyciągać od zrozpaczonych ludzi kopert z łapówką. Ale na tych którzy zostali ciąży odpowiedzialność twardego domagania się reformy systemu i dopóki wielu lekarzy nie przestanie wreszcie traktować administracji państwa jak środowiskową koterię, to polski lekarz zawsze będzie zarabiał gorzej niż reszta świata. Bo za procedurę nie płaci pacjent ale systemowy płatnik
Jak Pan Profesor może odbierać prawo do krytyki lekarza który rekompensował sobie różnice w wynagrodzeniu względem lekarza z zamożnego państwa (w którym jest stabilny system ubezpieczeń zdrowotnych), poprzez wyciąganie pieniędzy od pacjenta żyjącego w tej samej biednej rzeczywistości?
- „Gazeta Lekarska” jest pismem Izb Lekarskich i jako takie jest kolportowane tylko do członków izby.
- „Gazeta Lekarska” nr 03.2013, „Cennik transplantacji (w USA)”, str. 50
CAŁY TEKST LISTU:
http://gazetalekarska.pl/xml/nil/gazeta/numery/n2013/n201303/n20130323
Inne tematy w dziale Rozmaitości