Bronisław Komorowski jest – jak każdy zresztą z kandydatów na prezydenta RP – reprezentantem pewnych aspiracji. Poza programem jaki prezentuje, jeśli w ogóle dysponuje takim atutem, każdy kandydat jest w oczach swoich wyborców wyrazicielem ich poglądów, strażnikiem ich praw społecznych i potencjalnym człowiekiem władzy, któremu doskwierają te same patologie.
I w tym kontekście Komorowski jest po całkowicie odmiennej stronie barykady niż prawie wszyscy pozostali kandydaci. Obecny prezydent reprezentuje tą część społeczeństwa, która nie musi stać w kolejce do lekarza bo sobie załatwi ze znajomym lekarzem, nie obawia się krachu na rynku ani skutków błędnej polityki państwa bo zarabia na publicznym etacie, nie martwi się stawką ZUS, bo ubezpieczenie ma z pieniędzy podatnika, nie zastanawia się czy dostanie zlecenie bo w razie czego koledzy w gminie coś załatwią.
Przede wszystkim zaś Bronisław Komorowski jest klasycznym przedstawicielem tej części społeczeństwa której imponuje to że władza może wszystko, a istotą sprawowania urzedu jest okazanie wyższości. Że elita państwa to przede wszystkim ludzie z układami. Którzy nie stoją w poczekalniach do gabinetów lekarskich, nie czekają w kolejce na szpitalne łóżko, nie muszą latać po dziesiątkach pokoi w urzędach żeby załatwić najprostszą sprawę ani nie zamartwiają się tym że dziecko kończy studia a na rynku nie ma roboty. Ludzie władzy takie rzeczy załatwiają dzięki układom.
Bronisław Komorowski nie musiał brać udziału w debacie. Jego wyborcom to bardzo zaimponowało.
Inne tematy w dziale Polityka