Naruszenie struktury depozytu wiary przez lokalne wymysły i „poprawki” na psychologicznym podłożu „kłótliwości i żądzy nędznego zysku” rozpoczął w Syrii Nestoriusz, kapłan Kościoła Antiocheńskiego. Jak opisuje Gennadiusz z Marsylii, Nestoriusz już w Antiochii, zanim trafił do Konstantynopola „z przebiegłą niegodziwością rozlewał truciznę bezbożności, która miała się później ujawnić, ale tymczasem była roztropnie ukrywana”. Po kazaniach Nestoriusza odmawiających boskości ciału Chrystusa a Maryi miana „Bożej Rodzicielki” – dochodziło do zamieszek i tumultów na ulicach oraz w samej bazylice. Coś się kończyło w chrześcijaństwie. Semicki Wschód zaczynał dostosowywanie nauki apostołów do swojej dzikiej i imperialnej, fanatycznej natury.
28 maja 2015 r. Ewa Kopacz poinformowała, że w porozumieniu z Fundacją Estera Polska zdecydowała się przyjąć ok. 300 rodzin chrześcijan z Syrii, pierwsza transza to 60 rodzin. Miriam Shaded, prezes fundacji zapowiadała, że za cel stawia sobie 1100 rodzin, później Shaded zmieniała tę liczbę, mówiła nawet o 4 tysiącach rodzin, czyli ok. 16 tys. osób. To… dwa razy więcej niż liczba, którą podpisała Kopacz. Było to jeszcze przed październikowym szczytem w Brukseli, kiedy to E.Kopacz podpisała glejt na przyjęcie 7,5 tys. „uchodźców” pochodzących skądkolwiek. ( Z.Ziobro ujawnił, że w rzeczywistości miało to być ok.70 tys. „szukających raju na ziemi”.)
Od roku 2015 powraca jak refren temat „syryjskich i erytrejskich chrześcijan”. Ma być to wersja light „wypełniania unijnych zobowiązań” – jak nieopatrznie wygadał się Kukiz: „Kukiz był też pytany o to, czy jest za przyjmowaniem przez Polskę uchodźców z Syrii. – Zawsze uważałem, że należy wykorzystać apel papieża Franciszka, który zaapelował do Kościoła, aby każda parafia przyjęła jedną rodzinę uchodźców z Syrii – odpowiedział. – Mamy w Polsce około 10 tysięcy parafii i gdyby jedna przyjęła jednego Syryjczyka-chrześcijanina, czy jedną rodzinę syryjską, chrześcijańską, to wywiązalibyśmy się ze swoich zobowiązań unijnych.” Jakby nie liczył, wychodzi 40-60 tys. osób. Na dobry początek…
Oczywiście, jakiekolwiek wejście w „wypełniania unijnych zobowiązań” spowoduje faktyczne zobowiązanie się do wejścia w cykl kilkuletniego, wyznaczonego przez KE okresu czasu, w którym będą musiały być przyjmowane kolejne grupy uchodźców w ilości każdorazowo (corocznie) obliczanej na nowo i to „uchodźców” dowolnego pochodzenia (czytaj: czarnych migrantów z Afryki z dowolnymi papierami). I o to w tym wszystkim chodzi – o klasyczny trik akwizytorów przypalających wszystko garnków zwany „noga w drzwi”. Zrobienie wyłomu w zasadzie sprzeciwu wobec paranoidalnej polityki migracyjnej KE jest tym celem, który mają za zadanie osiągnąć wszelcy zmiękczacze. Zacznie się od syryjskich i erytrejskich chrześcijan, przejdzie niezauważalnie do Syryjczyków i Erytrejczyków a potem pójdzie już z górki, czyli każdy, który poda pachnący świeżą, drukarską farbą papier z nagryzmoloną i z trudem przetłumaczoną przez policyjnego tłumacza nazwą „Syria”.
W 2015 r. temat syryjskich chrześcijan podjęli najwcześniej Fundacja Estera i rząd Ewy Kopacz przy poparciu Kościoła (w lipcu 2015 dołączył J.Gowin z hasłem: „uchodźcy tak, muzułmanie nie” nie wiedząc zapewne, że jest to niesprawdzalne). Kościół (czytaj: episkopat i prymas) w roku 2016 i 2017 już nawet nie wspominali o „chrześcijanach z Syrii”, mówili tylko o mitycznych „syryjskich uchodźcach”, lub po prostu – zgodnie z wytycznymi KE – „uchodźcach”. Ponieważ inicjatywa „syryjskich chrześcijan” zaczęła spalać na panewce i się kompromitować (syryjskie rodziny regularnie uciekały z Polski bez podziękowania, za to z pretensjami o brak pieniędzy i o to, że… przyznano im status uchodźcy, który blokował im swobodny ruch po Europie) – wytrząśnięto z rękawa opcję „korytarze humanitarne”. Do rezerwowego wariantu zmiękczania polskiego społeczeństwa zwanego „korytarze humanitarne” agitował Kościół i niektórzy prezydenci miast (dziwnym zbiegiem okoliczności akurat ci, którzy w przeszłości, lub obecnie mieli kłopoty z prawem…).
Wariant „syryjscy chrześcijanie” wydaje się być ciągle ponawiany. 24 maja 2017 r. zaskoczył wszystkich Kukiz, który nagle poczuł chrześcijańską miłość (przez cały rok 2016 jej nie odczuwał) i zwrócił się prawie z żądaniami do PIS-u. Żądaniami przyjęcia do każdej parafii w Polsce jednej rodziny, czym pobił rekord liczbowy i wpisał się dokładnie w ton wypowiedzi bpa Pieronka. Wg ks.Isakowicza-Zaleskiego spora część polskich hierarchów może być szantażowana przez obce wywiady z związku z ich przeszłą ciężką pracą jako TW, więc ich probrukselskość w kwestii uchodźców (oraz w kwestii nacjonalizmu, obrony demokracji, obrony opóźniania reformy sądownictwa etc.) nie dziwi ale… Kukiz? Czyżby też ktoś narzucał mu terminy… zapałania chrześcijańską miłością?
Skoro temat syryjskich chrześcijan powraca jak refren i to z najmniej oczekiwanych stron, przyjrzyjmy się syryjskiemu chrześcijaństwu.
Syria w historii chrześcijaństwa to głównie źródło gnostycyzmu i herezji. Gnostycyzm o korzeniach syryjskich w tym tekście pominę skupiając się na bardzo charakterystycznych i niebezpiecznych cechach chrześcijaństwa syryjskiego, które samo siebie nazywa „ortodoksyjnym”, jest to jednak nazwa myląca.
W 313 r. edykt mediolański cesarza Konstantyna zaprowadził w Cesarstwie Rzymskim wolność wyznania wiary. Chrześcijanie mogli już swobodnie wyznawać swoją wiarę. Niestety, chrześcijanie wschodnich rubieży Cesarstwa, a zwłaszcza Syrii zrozumieli to prawo do swobody zbyt dosłownie. Czy związane to było ze strukturą narodowościową ludności Syrii? Na to pytanie poruszające się na granicy śmiesznej zasady politycznej poprawności – św.Paweł zapewne odpowiedziałby, że tak. Ewangelie i listy pawłowe nie znają politycznej poprawności.
ciąg dalszy tu: Miriam Shaded i Kukiz, czyli czym jest syryjskie chrześcijaństwo