wawel24 wawel24
797
BLOG

Polska przez wieki wobec hegemonii Niemiec

wawel24 wawel24 Polityka Obserwuj notkę 2

1.

Polecam kapitalnej wagi tekst Konecznego o tym, jak przez wieki Polska opierała się hegemonii rosyjskiej i niemieckiej, o walce wzorców cywilizacyjnych. Fragmenty dotyczące nigdy nie ustających hegemonicznych zapędów Niemiec wobec Polski oraz niszczącej roli Niemiec wobec cywilizacji łacińskiej wyróżniłem innym kolorem czcionki, aby uprościć odnalezienie  w tym bogatym tekście  akapitów dotyczących walki wzorca niemieckiego z polskim. 

Tekst Konecznego wyjaśnia w sposób niepodważalny moment dziejowy, w którym jesteśmy. Na drodze do piekła z pomnikami kastowych, rodzinnych, partyjnych mitów na plecach. Czy zrzucimy ten balast i damy radę zawrócić?

Cz też będzie tak, jak w tym wersecie: " I wyszedłszy duchy nieczyste weszły w wieprze. A stado prawie dwutysięczne w wielkim pędzie ze stromego zbocza wpadło w morze i utonęło." 

2.

Sytuacja Polski jest nie do pozazdroszczenia. Jako naród i państwo jesteśmy między Scyllą europeistów apatrydów (opozycja totalna, Lewica, PSL) a Charybdą mitomanów udających patriotów i godzących się na poddanie nas hegemonii Niemiec, na wygaszanie gospodarki i małej przedsiębiorczości za pomocą pakietu klimatycznego (postępujący wzrost cen energii, czyli rekietu i haraczu dla międzynarodowego lobby klimatycznego) oraz na wygaszanie cywilizacji łacińskiej za pomocą inwazji pogańskich, gnostyckich herezji (konwencja stambulska itp.) wymuszanych na Polsce przez UE. Bajania o "obronie chrześcijaństwa" przez Polskę są częścią rytuału odprawianego przed pomnikiem Lecha Kaczyńskiego. Popiskiwania o tym, jak to UE ingeruje w nasze sprawy są śpiewem kastratów śpiewających przeciw UE tak cienko, by nie nie powstała żadna rysa na micie Lecha Kaczyńskiego i genialności każdego jego posunięcia. To droga ku upadkowi Polski. Niech Polska szczeźnie ekonomicznie, kulturowo i cywilizacyjnie, byle tylko mogły stawać coraz to nowe pomniki realne i mentalne dworzan partyjnych. Jak pisał Koneczny najbardziej niszczący Polskę i polskość są ci, którzy publicznie... nienawidzą Rosji, zaś mają umysły zrusyfikowane do szczętu i rosyjskie porządki zaprowadzają w polityce, ekonomii i kulturze. I ci właśnie zrusyfikowani... przeciwnicy Rosji najbardziej działają w interesie drugiego hegemona - Niemiec.

Nie miejmy złudzeń, UE zbudowana wg niemieckiego wzorca wszechwładzy i biurokracji państwowej (statolatria) i realizująca interesy niemieckiej dominacji ekonomicznej jest wrogiem Polski i prowadzi do jej stopniowego wyniszczenia. UE jest antyłacińska, a więc niosąca anihilację Polsce. I jest aż do fundamentów i EX DEFINITIONE socjalistyczna. Rodzinne mity i kulty przyczyniające się do utrwalania wasalizacji Polski wobec tego imperialnego projektu niszczą ją. Nie ma socjalizmu nie będącego międzynarodowym, zaś międzynarodowy znaczy "zbudowany na trupach narodów". 

image


FELIKS KONECZNY

POLSKA MIĘDZY WSCHODEM A ZACHODEM


Wygląda to może na banalność, żeby mowić na temat "Polski między Wschodem a Zachodem". Ktoż nie wie, że Polska położona jest tak nie tylko geograficznie, lecz zarazem duchowo: religijnie i cywilizacyjnie; wiadome każdemu są przejawy i skutki tego położenia, i nie sztuka, że wiadome, bo są widome każdego dnia i na każdym kroku. Wystarczy wziąć do rąk gazetę polską i czytać ją uważnie, komentując treść ze stanowiska cywilizacji, a uderzy nas aż nazbyt wyraźnie mieszanina Zachodu i Wschodu! Olbrzymia Większość inteligencji polskiej uważa to za coś całkiem naturalnego, wychodząc z założenia, jako położeniu geograficznemu nie mogą nie towarzyszyć następstwa cywilizacyjne, a wcale się tym nie martwiąc, owszem biorąc z tego otuchę do wielkiej przyszłości Polski, jako mającej dokonać syntezy Zachodu i Wschodu, co ma być największym z wielkich dzieł historii powszechnej. W tym upatruje się misję dziejową Polski. Dodaje się, że zawsze to było misją naszą, lecz niestety nic umieliśmy wywiązać się z niej, nie dość wiernie jej służyliśmy, niebacznie od niej odstępowaliśmy i skutkiem tego nastąpił upadek i rozbiory.


Otoż ja jestem innego o tym wszystkim zdania. Syntezę Zachodu a Wschodu uważam za czczy frazes literacki. a widoczna obecnie w Polsce mieszanina cywilizacyjna jest w mych oczach świadectwem upadku cywilizacji. Cywilizacja albo jest czysta, albo jej nie ma; nie można być cywilizowanym na dwa sposoby. Upadła Polska dlatego, że poszukując niby syntezy Zachodu ze Wschodem, zrobiła ze siebie karykaturę cywilizacyjną - i upadnie znowu, jeżeli nie przestanie na nowo tej karykatury urządzać. Ale nie po to zabieram głos, ażeby motywować tę odmienność poglądu na rzeczy, niby powszechnie wiadome. Robiłem to przy innych sposobnościach, a robiłem - przyznaję-niedokładnie. Sprawa jest bowiem tego rodzaju, iż trzeba wiele rzeczy przemyśleć i przygotować niektore studia wstępne, ażeby potem wynik ostateczny rozumowań przedstawił się jako logiczna konieczność. Te studia wstępne obejmują rozmaite tematy. Nie może między nimi zabraknąć roztrząsania, co w historii polskiej było Zachodem czy Wschodem, i jaki to był Zachod, i co za Wschod? Trzeba się przyjrzeć bliżej pojęciom, ktorymi szermuje się u nas w mowie potocznej, nie poddawszy ich naukowej, że tak powiem, ekspertyzie.

Ta ekspertyza - i nic innego - ma stanowić przedmiot udzielonego mi łaskawie głosu. Chodzi o ścisłe określenie faktow, ażeby dojść do ścisłości pojęć.


* * *


Zrobmy chronologiczny przegląd faktow, ktore stawiały naszą przeszłość "pomiędzy Zachodem a Wschodem". Za najstarszy objaw "Wschodu" na ziemiach polskich uważa się zazwyczaj misję apostołow słowiańskich św. Cyryla i św. Metodego, a tymczasem to właśnie polega na pomyłce - szerzonej skwapliwie przez literaturę rosyjską. Do państwa bułgarskiego na Bałkanie docierało chrześcijaństwo z obu głownych ognisk, z Bizancjum i Rzymu. Wśrod zwolennikow Rzymu wyłonił się pomysł, żeby ułatwić sobie nawracanie utworzeniem obrządku słowiańskiego, rzymsko-słowiańskiego, tj. według rytuału rzymskiego, a tylko w języku słowiańskim - i głownymi przedstawicielami tego kierunku byli właśnie "bracia soluńscy". Apostołowalioni jak wiadomo, pośrod Chazarow, ktorzy posiadali wtedy zwierzchnictwo nad znaczną częścią słowiańszczyzny wschodniej. A jednak nie przedostał się najmniejszy promyk wiary świętej z nad Donu nad Dniepr, w stronę Kijowa! To, co się mowi o apostolstwie braci soluńskich na Rusi, jest wierutnym wymysłem. Cała działalność misyjna św. Cyryla i św. Metodego nie ma najmniejszego związku ze słowiańszczyzną wschodnią, a w biografii Apostołow słowiańskich nie ma miejsca ni czasu na pobyt ich na Rusi. Na dworze księcia bułgarskiego zwyciężył atoli prąd bizantyjski, bracia więc soluńscy usunęli się (czy też zostali usunięci?). W kilka miesięcy po ich wyjeździe przyjmuje car Bogorys chrzest w obrządku wschodnim, greckim. Ale dwojakie wpływy ścierały się w Bułgarii nadal, i Bogorys przerzucił się wnet do łaciństwa, ażeby w roku 870 powrocić do obrządku greckiego. Z tymi zmianami nie mieli św. Cyryl i św. Metody nic do czynienia, gdyż nie powrocili już na Bałkan. Pragnęli poświęcić się znowu pracy misyjnej poza Bałkanem, wśrod pogan. Chętnych do nawiedzenia obcych stron zastały poszukiwania księcia wielkomorawskiego Rastyca, ktory wiedział zapewne o zawiązkach obrządku rzymskosłowiańskiego. Oczywiście Rastyc musiał wiedzieć po co sprowadza braci soluńskich.


Językiem obrządku rzymsko-słowiańskiego jest narzecze bułgarsko- macedońskie, dla ktorego Cyryl obmyślił nowe abecadło, zwane głagolicą, ktora to nazwa przylgnęła i do obrządku. Na macedońską bułgarszczyznę przetłumaczyli apostołowie zachodniej Słowiańszczyzny rzymskie księgi liturgiczne i spisali je głagolicą. Podnoszone co do ich wierności Rzymowi wątpliwości, uważanie ich za "wysłannikow bizantyńskich", upadają wobec faktu, że obmyślony przez nich obrządek był rzymskim, czysto rzymskim. Widocznie nie chcieli greckiego.Cyryl i Metody dwa razy jeździli do Rzymu i uzyskali potwierdzenie osobnej prowincji kościelnej, głagolickiej. Misyjne jej granice sięgały na wschod w pogańskie kraje ludow polskich ("Lachow") aż po Bug i Stryj. Około roku 880 jeden z wysłannikow św. Metodego ochrzcił księcia ludu Wiślan (w Wiślicy na lewym brzegu średniej Wisły) - i to jest początkiem chrześcijaństwa na ziemiach polskich.


A zatem początki te należą do obrządku rzymsko-słowiańskiego, bezwarunkowo do rzymskiego. Nie było w tym żadnych wpływow cywilizacyjnych Wschodu. Głagolica w Polsce niedługo się utrzymała. Istnieje dotychczas w kilkunastu parafiach Istrji i Dalmacji, skazana na zagładę, czego powody i okoliczności nie należą tu do tematu naszego. Nigdy nie miała w sobie nic a nic wschodniego. W nowszych dopiero czasach, kiedy zaczęto "cyrylicę" identyfikować (tendencyjnie) ze św. Cyrylem, rozpowszechniono błędne mniemanie, jakoby apostołowie słowiańscy byli apostołami Słowiańszczyzny wschodniej i jako byli tworcami obrządku grecko- słowiańskiego i praszczurami... prawosławia. Poważna nauka włożyła to dość dawno już między bajki.W 80 lat po chrzcie księcia Wiślan nastąpił chrzest dynastii Piastow, a aczkolwiek w obrządku rzymsko- łacińskim, bliższymi byliśmy natenczas wpływow wschodnich, bizantyńskich, niż za czasow archidiecezji głagolickiej, gdy do niej należały południowe ludy polskie. Chrzest Mieszka I i ostateczne zupełne nawrocenie Polski przypadają na czasy najsilniejszej ekspansji bizantynizmu. Poprzez Illiricum i Dalmację sięgnęły wpływy bizantyńskie jeszcze raz do Italii, ażeby przeważyć tam następnie na południu, maleć zaś ku połnocy; nie przekroczyły one nigdy Alp bezpośrednio od strony włoskiej. Z Sycylii dotarły morzem do Hiszpanii. Z Dalmacji drugim szlakiem sięgnęły na połnoc i tamtędy przekroczyły Alpy, poddunajską drogą handlową w gorę docierały do Niemiec, dalej do Burgundii - umacniając, co tam już było z bizantynizmu z poprzedniej jego ekspansji. Były to niemal wyłącznie wpływy zewnętrzne, form tylko dotyczące - z jednym atoli wyjątkiem, ktory Polskę obchodził właśnie jak najbardziej.

W Niemczech  przyjął się bizantynizm tak dalece, iż powstała tam osobna jego gałąź: kultura bizantyńsko-niemiecka.

Cesarstwo Karola Wielkiego powstało przeciw bizantyńskiemu. Koronował Karola Leon III, ten sam Papież, ktory utwierdził "filioque". Ale cesarstwo zawiodło i rozprzęgło się, zanim jeszcze dosięgł końca wiek IX. Epizodycznie zabłądziła korona cesarska w roku 896 na głowę krola niemieckiego, Arnulfa, ale to epizod bez znaczenia. Karolingowie niewiele mieli sposobności oprzeć się o Niemcy, ani też nie utrzymała się w Niemczech ich tradycja dynastyczna. Wznowienie cesarstwa przez Ottona Wielkiego w roku 962 - na cztery lata przed chrztem Mieszka I - nie ma ani genetycznego, ani ideowego związku z problematem cesarstwa Karola Wielkiego, z problematem wskrzeszenia władzy i godności rzymskich cezarow na pożytek świata chrześcijańskiego, ażeby być świeckim ramieniem Papiestwa. To drugie cesarstwo zachodnie powstało wśrod walk orężnych z Papieżami. Powstałe za Mieszka I "święte państwo rzymskie narodu niemieckiego" wywodzi się od bizantyńskich "kajdzarow", przejmując nawet ich nazwę. W przeciwieństwie do dawniejszego, nowe to cesarstwo oparło się o Bizancjum, a zwrociło się przeciw Papiestwu.

Za Ottona Wielkiego dokonuje się owo gruntowne zaszczepienie bizantynizmu w Niemczech. Panowanie jego zaczyna się od urządzenia dworu na modłę bizantyńską, a kończy się w 927 ożenkiem jego syna z cesarzowną bizantyńską Teofanią (corka Romanosa II, siostra Bazylego II Bułgarobojcy i Anny, poźniejszej księżny kijowskiej). Księżniczka ta stanowi osobą swą wykładnik całego rozdziału w dziejach Niemiec i w dziejach powszechnych. Jako małżonka Ottona II, a potem rejentka podczas małoletności Ottona III, posiadała znaczne wpływy polityczne. Dwor jej zasłynął po całym świecie.

Roztoczyła niewidziany dotychczas na zachodzie przepych monarszy i wprowadziła bizantyński ceremoniał. Tym razem nie skończyło się jednak na rzeczach zewnętrznych, na sztuce i dworskości. Z gronem wybitnych bizantyńskich uczonych i statystow wytworzyła Teofania środowisko bizantyńskiej idei politycznej, ktora przyjęła się w Niemczech do tego stopnia, iż stanowi cechę istotną dziejow niemieckich i wywołała dwoistość kultury niemieckiej, przesiąkniętej w znacznej części bizantynizmem. Jakkolwiek nigdy nie opanował on całego społeczeństwa niemieckiego w zupełności, tak, iżby nie było prądu przeciwnego, opierającego się o cywilizację łacińską, jednakże faktem jest, że nigdzie na całym świecie nie osadził się bizantynizm tak mocno, jak w Niemczech. Istnieje niemiecki rodzaj bizantynizmu. Z wyjątkiem panowania Ottona III (ktorego wyjątkowość stanowi przedmiot zgorszenia pruskiego kierunku historiografii niemieckiej) brnęło cesarstwo niemieckie coraz mocniej w bizantynizm. Odtąd dzieje Niemiec przedstawiają ustawiczne ścieranie się pojęć bizantyńskich z zachodnio-europejskimi; istny dualizm cywilizacyjny w samym środku Europy. Tym tłumaczy się niemoc państwowa cesarstwa niemieckiego, jako takiego, i częste okresy bierności kulturalnej w życiu narodu niemieckiego i samoż utrudnione przyjmowanie się idei narodowej.

Reprezentował zaś dwor Teofanii nie lokalne zacieśnienie się niemieckie, lecz uniwersalność. Pod wpływem niemieckim podniosła się na nowo, i to wielce, powaga Bizancjum we Włoszech nawet. Luitprand, biskup kremoński, głośny dziejopis tej doby i jeden z najtęższych umysłow owczesnych, tytułuje cesarza w Konstantynopolu wprost "kosmokratos" tj. władca świata. Niemiecki bizantynizm oddziałał ogromnie na stosunek cesarstwa do Kościoła, tudzież do państw ościennych. Nam tu potrzebne tylko stwierdzenie, że sąsiedztwo bezpośrednie z Niemcami niekoniecznie było sąsiadowaniem z łacińską cywilizacją. Gdyby pierwszy okres naszych dziejow rozwijał się był w zupełnej, bezwzględnej zależności od Niemiec, lub w zupełnej zgodzie z Niemcami, bylibyśmy weszli w krąg cywilizacji bizantyńskiej.

Szczęściem zorganizowaliśmy się w państwo chrześcijańskie nie tylko bez pomocy Niemiec, ale w znacznej części wbrew nim, a za to przy pomocy Papiestwa, zwalczającego już bizantyńskie macki, wysunięte na zachod.


Skuteczniejsze było inne uderzenie bizantyńskiej fali, tym razem od wschodu. Państwo piastowskie składało się tylko z ziem ludow zachodnio-polskich; wschodnie znajdowały się jeszcze poza horyzontem politycznym dynastii Piastow. Z obu stron Karpat mieszkający Lachowie pogrążeni byli jeszcze w bycie plemiennym. Połnocnym trzonem ich osadnictwa były Grody Czerwieńskie, tj. poźniejsza ziemia chełmska, skąd rozszerzyli się ku Karpatom i dalej na południe przełęczą użocką. Kiedy Waregowie poznali Dunaj dolny podczas wypraw bałkańskich wnuka Rurykowego Światosława (964-973), wyśledzili, jako zmierza ku niemu kilka drog z zachodu. Od wielkiego poddunajskiego szlaku handlowego szło odgałęzienie wschodnie przez południowe Podkarpacie i następnie ku połnocy przez wąwoz dukielski wielkim łukiem, żeby okrążyć puszczę, ciągnącą się Wisłokiem aż do ujścia Sanu i Wiaru, do lackiego grodu Przemyśla, a stąd w stronę Bełza i dalej na połnoc nad ujście Huczwy do Bugu (Hrubieszow). Bardzo mała przestrzeń dzieli tu dorzecza Wisły i Dniepru, mianowicie Bugu i Prypeci. Waregowie, urządzający nieustannie i wszędzie wyprawy eksploracyjne, wyśledzili, że tędy droga ze Słowiańszczyzny wschodniej na Węgry i do poddunajskiego szlaku. Postanowili tedy drogę tę opanować, żeby zapewnić sobie łączność ze szlakiem poddunajskim, niezmiernie zyskownym szlakiem handlowym, a zarazem, żeby mieć o jedną drogę więcej do wypraw bałkańskich, poprzez kraj Lachow i Węgry Dunajem.


Plan ow Światosława wznowił Włodzimierz (980-1015) i w tym celu - jak się dowiadujemy z tzw. Nestora - w roku 981: "ide Wołodimer k Lachom i zają hrady ich, Priemyszl, Czerwień i iny hrady" i od tego ludu Lachow Rusini nazwali potem cały narod polski Lachami. Powstały tam stacje waregskie z załogami, ktore po chrzcie Włodzimierza także musiały chrzest przyjąć w obrządku greckosłowiańskim, a od grodow szła propaganda pomiędzy ludność. W ten sposob lud Lachow został wciągnięty w sferę wpływow patriarchatu carogrodzkiego i wschodnio-słowiańskich stosunkow politycznych. Jak wiadomo, ziemia Lachow połnocnych i Grodow Czerwieńskich przechodziła następnie kilka razy od Piastow do Rurykowiczow i odwrotnie. świadectwem polskości zaludnienia była struktura społeczna, nieznana zgoła Rusi, mianowicie "bojarstwo ziemskie", jako warstwa przodownicza społecznie. Rurykowicze ze swymi drużynami wojennymi znaleźli się niebawem w odszczepieństwie schizmy, i nienawiść do "łaciństwa" stała się dominującą cechą tej kultury. Kiedy potem Kazimierz Wielki przyłączył te ziemie ostatecznie na nowo do państwa polskiego, wprowadził rownouprawnienie obydwu wyznań i poczynił w Carogrodzie starania o hierarchię schizmatycką - za co znalazł się nawet na pewien czas pod klątwą papieską.


Tymczasem na zachodzie działały wpływy bizantyńskie coraz bardziej, wypaczywszy zupełnie ideę cesarstwa. Jak w Bizancjum cesarze mianowali i strącali patriarchow, z duchowieństwa zrobili sobie narzędzie swego samowładztwa, podobnie postępowali cesarze zachodni. Inwestytura świecka biskupow stwierdziła zależność Kościoła od państwa. Europie zachodniej groziło niebezpieczeństwo utracenia powagi duchowej, niezależnej od siły materialnej.

Bizantyńska cywilizacja posiada jedną tylko powagę: władzę państwową, ktorej podporządkowano wszystko bez najmniejszego wyjątku. Wręcz przeciwne są drogi rozwoju cywilizacji łacińskiej, zachodnio-europejskiej: cały jej rozwoj, wszystkie swobody obywatelskie i dojrzałość społeczeństw do spraw publicznych, wyrobiły się dzięki niezależności władzy kościelnej od świeckiej. O tę niezależność toczyła się walka w całej Europie, np. o immunit duchowieństwa. Kler pociągał za sobą do walki o wpływ na państwo, aż wreszcie połączyły się w tym "stany". Ten rozwoj cywilizacyjny został częściowo przerwany przez wpływy kultury bizantyńsko-niemieckiej. Gdyby ten kierunek niemiecki zwyciężył, groziła zagłada cywilizacji chrześcijańsko-klasycznej, cywilizacji Zachodu, a całe chrześcijaństwo byłoby zeszło na zbior liturgii, odprawianych dla wodzenia ludu na pasku orientalnego absolutyzmu. Szczęściem opozycja powstała; i w samych Niemczech nigdy jej nie brakło. Zasługa wytworzenia przeciwwagi kulturze bizantyńsko-niemieckiej, a zatem ocalenia cywilizacji łacińskiej, przypada Francji.


Opozycja zasadnicza i zarazem program reform wyszły od uczonych mnichow opactwa benedyktyńskiego Cluny, z hasłem oddania władzy świeckiej wprost pod nadzor duchownej. Pierwszym etapem reform klunijackich było uwolnienie wyboru Papieża od ingerencji cesarskiej, a przelanie wyboru wyłącznie na kolegium kardynalskie w roku 1059. Papież Grzegorz VII stał się wykonawcą klunijackiego programu i na tym tle odbywała się jego walka z Henrykiem IV, będąca walką cywilizacji łacińskiej z niemieckim bizantynizmem. Polska odzyskała wowczas własną prowincję kościelną i koronę krolewską - lecz Bolesław Śmiały, choć umiał wyzyskać stosunki do celow politycznych, nie zdawał sobie sprawy z właściwego związku rzeczy. Kiedy prądy klunijackie dotarły do Polski, krol wystąpił przeciw nim. Zabojstwo św. Stanisława było wymierzone przeciwko immunitowi, przeciw prawu testamentu, przeciw posiadaniu przez Kościoł własności ziemskiej (ażeby był skazany na łaskę dziesięciny grodowej, zawisłej od skinienia krola). Łączyło się to ze sprawą o wpływ społeczeństwa na państwo. Wiadomo, jako społeczeństwo, oparte o Kościoł, sprawę ostatecznie wygrało.Niestety stało się to kosztem zachodniej połaci państwa. Władysław II był ostatnim monarchą, ktory pamiętał o Połabiu i o szczecińskim wybrzeżu. Wraz z upadkiem Połabia upadła potęga polityczna Polski. A rownocześnie Niemcy, wyzyskując godność cesarską w celach wyłącznie niemieckich, doścignęły właśnie punkt kulminacyjnego swego znaczenia w średniowiecznej Europie.

Shołdowawszy Burgundię i Danię, ruszył Fryderyk Rudobrody w roku 1157 na Polskę (mając posiłki czeskie) z katastrofalnym dla Polski skutkiem. Bolesław Kędzierzawy musiał się uznać w obozie cesarskim w Krzyszkowie nad Wartą lennikiem cesarza, zdającym się na jego łaskę i niełaskę. Obok książąt obotryckich, lutyckich, czeskich mieli i polscy być lennikami krola niemieckiego a członkami (trzeciorzędnymi) Rzeszy Niemieckiej, bez praw da uprawiania polityki zewnętrznej. Stawał się Bolesław Kędzierzawy księciem Rzeszy, ktoremu zwierzchnik niemiecki mogł księstwo odebrać, nadając je komukolwiek innemu według własnego uznania. Powaga cesarstwa przerobiona była już całkowicie na przewagę Niemiec, osiąganą przemocą.


Jest to szczyt przewagi bizantynizmu niemieckiego. Zaraz następnego roku wybiera się Rudobrody na wyprawę włoską (1158- 1162), pamiętną zburzeniem Mediolanu. Bizantynizm miał triumfować  rownocześnie w Polsce i we Włoszech, a rownoczesność Krzyszkowa z katastrofą włoską nie jest przypadkowa. Bolesław Kędzierzawy nie wypełnił jednak żadnego z warunkow krzyszkowskich; Polska nie chciała być w Rzeszy, w przeciwieństwie do Czech, ktore dostarczyły posiłkow na zburzenie Mediolanu.W taki sposob uniknęliśmy podboju cywilizacyjnego przez bizantynizm, a synod łęczycki (1180), kronika Kadłubka (sięgająca do roku 1202), wolna elekcja biskupa w Krakowie (1208), działalność rodu Odrowążow ze św. Jackiem i z biskupem Iwonem - obok wielu innych faktow stwierdzają, jakośmy przyłączyli się do cywilizacji klasyczno-chrześcijańskiej, łacińskiej, w ktorej łacina jest nie tylko zewnętrzną oznaką. W tym nastąpiło przywołanie Krzyżakow, ktorzy nieco poźniej, od początku XIV wieku, mieli stać się głownym ku wschodowi filarem bizantynizmu niemieckiego.


Niemal rownocześnie zaznaliśmy najazdu cywilizacji turańskiej. Krzyżacy przybyli w roku 1228, a pierwszy najazd mongolski spadł na Polskę 1241 roku. Całkiem błędne jest mniemanie o najściu "dzikich hord mongolskich", bo była to armia jak najregularniejsza, za ktorą postępowała zorganizowana biurokracja. Mongolski dżingishan, pod ktorego rozkazami odbywały się ruchy wojsk na przestrzeni od Odry do Oceanu Spokojnego, imieniem Temudżin, był wynalazcą nowej taktyki i nowej organizacji wojskowej, godzien jako wojownik stać w historii obok Aleksandra Wielkiego, Cezara, najbardziej zaś obok Napoleona. Podobnie, jak Korsykanin, wytworzył Temudżin całą szkołę wielkich wodzow i podobnież był wielkim organizatorem i administratorem, podobnież umiał być prawodawcą.

Sam będąc chińskim uczonym wysokiego stopnia "taiming", miał bez liku urzędnikow chińskich we wszystkich swych zaborach. Mongolska atoli dopiero cywilizacja wytworzyła biurokratyzm nieznany przedtem Chińczykom. Mongołom Temudżina, "niebieskim" , znane było chrześcijaństwo, mianowicie nestorianizm. Bitwę pod Legnicą rozstrzygnęli głownie nestorianie, będący w ogole filarem imperializmu mongolskiego. W następnym pokoleniu nie brakło na tronie dżingishańskim nestorian i nestorianek.

Mongołowie mieli zamiar podbić Węgry, ktory to zamiar nie został wykonany; nie zamierzali jednak bynajmniej podbijać Polski, ktorą napadli tylko dlatego, iż pozostawała w sojuszu wojennym z Węgrami. Na wschodnią Słowiańszczyznę wywarły te najazdy wpływ zasadniczy i rozstrzygnęły one ostatecznie (po dawnych wpływach chazarskich, fińsko-ugryjskich i połowieckich), że Słowianie wschodni należeć będą do cywilizacji turańskiej. Dzięki administracji mongolskiej utworzyło się następnie Wielkie Księstwo Moskiewskie, centrum tej cywilizacji, gdzie wyrobiła się nowa jej odmiana, kultura turańsko-słowiańska, czyli moskiewska. O bizantynizmie nie ma co mowić w całym tym okresie.  


Ruś południowa podlegała wpływom turańskim jeszcze przez Pieczyngow i Połowcow, a kultura połowiecka wywarła znaczny na nią wpływ. Mongolska, oparta częściowo na chińskiej, stanowiła wielki postęp wobec tamtej. Ale dzingishanat wnet rozpadł się (z powodu walk islamu, buddyzmu i nestorianizmu), a Ruś znalazła się w podległości zachodnim, barbarzyńskim kresom dzingishanatu, tatarskiemu Kipczakowi. Zdziczenie Tatarow niosło istną kulturę bezprawia.


Dzięki najazdom tatarskim rozszerzyła się Ruś. Zbiegając tłumnie spod ucisku tatarskich baskatow, emigrowano z Kijowszczyzny ku zachodowi. Wtenczas dopiero ziemia połnocnych Lachow zaczęła być etnograficznie mieszaną, podczas gdy dotychczas przybysze wschodnio-słowiańscy siedzieli tylko na grodach; teraz dopiero otrzymuje ta ziemia osadnictwo rolnicze wiejskie ze wschodu i odtąd dopiero datuje się jej "ruskość" w nowoczesnym znaczeniu. Część tłumnej emigracji musiała się udać jeszcze dalej, a przekroczywszy Karpaty, data początek "Rusi węgierskiej". Nie ma w ogole o niej żadnej wzmianki w ruskich źrodłach; w węgierskich dopiero od XIII wieku. Trwał atoli i polski żywioł Lachow, utrzymując się zawsze nawet w liczebnej przewadze aż do wieku XVIII. Przybysze wschodniosłowiańscy byli schizmatykami religijnie, a cywilizacyjnie turańcami. Sąsiedztwo coraz większej liczby takich sąsiadow, rozmieszczonych pośrod ludności polskiej w rozległej prowincji - nie mogło nie pociągnąć za sobą następstw cywilizacyjnych ujemnych. Epizod unii cerkiewnej i krolestwa (1254) Daniela na modłę zachodnio-europejską przeminął bez następstw. Nawet w ziemi Lachow gospodarowali od roku 1264 baskakowie. Cała Ruś południowa mogła być powołana do życia tylko przez Polskę, a tymczasem Polska popadła właśnie w zupełną nicość polityczną. Nie dotknęła Polski cywilizacja turańska, ani jej nawet nie drasnęła. Jedyną, na ktorej tle rozwijała się kultura polska, była cywilizacja łacińska. Nie przyjmowaliśmy jej biernie, w prostym naśladownictwie. Przeciwnie! bywały nieporozumienia pomiędzy cywilizacją zachodnio-europejską, a naszą rodzimą metodą ustroju życia zbiorowego. Kiedy po długim oporze zamienili Piastowie jedynowładztwo na system dzielnicowy, właściwy wowczas wszystkim państwom europejskim, wyszła na tym Polska jak najgorzej. Złudzeniem okazały się proby rzucenia na szale walki pomiędzy cesarstwem a Papiestwem własnego polskiego ciężaru. Nastała całkowita bezsilność polityczna. Kolej losow wprzęgała nas coraz mocniej w rydwan niemiecki, ktoremu mieliśmy dopomagać, by się po nas potoczył.


Nie mogliśmy nie przyłączyć się do ustroju europejskiego, a w jego obrębie spotkaliśmy się z niebezpieczeństwem groźnym: idea cesarstwa stała się w interpretacji bizantyjsko-niemieckiej wyrokiem zagłady na społeczeństwa młodsze cywilizacyjnie - jak gdyby Kościoł rzymski, mater nationum, wychowywał je po to, by cesarstwo niemieckie miało żeru pod dostatkiem! Na to wychodziła głowna wytyczna owczesnych dziejow europejskich, odkąd kierunek bizantyński zwyciężył w Niemczech, a Niemcy triumfowały, nad Włochami.


Dalsze przystosowywanie się do takich form politycznych wiodłoby do zguby. Zgubne byłoby oparcie się o kulturę bizantyńsko- niemiecką. Ocalenie mogło nastąpić tylko przez wytworzenie własnej, swoistej polskiej odmiany w cywilizacji chrześcijańsko-klasycznej. Dotychczasowe koncepcje ustroju "rodziny ludow chrześcijańskich" zwracały się przeciw nam; trzeba było obmyśleć formę nową dla niezmiennej treści chrześcijańskiego ideału politycznego (wieczysty pokoj i braterstwo narodow).Zachodziła przy tym walna rożnica między Polską a całym Zachodem: u nas nie było feudalizmu, owej szczeblowatości ustroju społecznego i państwowego. My ocieraliśmy się o ten system tylko od strony niemieckiej. Słowiańszczyźnie nie był on potrzebny; byłaby to forma niepotrzebna, niewłaściwa, w ktorą trzeba by wtłaczać organizm sztucznie.

Już w Niemczech feudalizm został zaprowadzony w znacznym stopniu sztucznie, bez potrzeby społecznej i przez to musiał się wypaczać. Zjawiskiem normalnym mogł być tylko w tej części Niemiec, ktora rozwinęła się pod panowaniem rzymskim do pewnego poziomu społecznego, z bardzo nieznacznym ku zachodowi obszarem; dalej ku wschodowi był sztuczny, wprowadzany nie dla potrzeb społecznych, lecz w imię organizacji państwowej. Społeczna organizacja feudalna wytworzyła z czasem państwo feudalne, a krolowie niemieccy zaprowadzili feudalizm na wschodzie, by sobie zabezpieczyć siłę zbrojną ludow wschodnio-niemieckich. Nienaturalny ten tok spraw wytworzył wreszcie niemiecką odmianę feudalizmu, rożniącą się od zachodniego cechami wielce ujemnymi. Na Zachodzie wytworzyło się posiadanie ziemi na prawie wojskowym, ale najpierw rozwinęło się gospodarstwo, a potem dopiero gospodarze dla obrony ziemi zorganizowali się wojskowo, feudalnie.

We wschodniej połaci Niemiec odwrocił się ten porządek rzeczy: krol organizował sobie wojsko, ktoremu za służbę oddawał ziemię. Żołnierz obdarzony ziemią nie miał interesu w tym, żeby się zamieniać w gospodarza, do czego nie był zobowiązany; więc też myślał o tym, jakby ciągnąć zyski z ziemi, nie trudząc się gospodarstwem. Wygodniejsza ta forma walki o byt udzielała się czasem i zachodnim krajom niemieckim. Można było naśladować zachodnie państwo feudalne, ale nie sposob naśladować urządzeń społecznych; te muszą wyrość na gruncie, przenosić się nie dadzą. Zrost organiczny społeczeństwa a państwa polegał w zachodnim państwie feudalnym na tym, że pług i miecz łączyły się w jednym ręku (choćby pośrednio systemem wielkich dzierżaw). Niemiecki właściciel krolewskiego nadania ani sam nie gospodarował, ani nie szukał dzierżawcy, lecz poszukiwał lennikow, rownież na prawie wojskowym. Rycerz niemiecki stał się tedy w społeczeństwie pośrednikiem, sam w społeczeństwie niczego nie wytwarzając. Na lennikow swych nałożył także obowiązek pewnych dostaw ekonomicznych, ktore to ciężary każdy lennik starał się przerzucić na swych podlennikow. Ciężary, oparte na szeregu pośrednictw, muszą zamienić się w wyzysk - bez ktorego w końcu trudno się wyżywić. Ten tylko pewny jest swego w takim systemie, kto nie krępuje się niczym. Wynikiem ostatecznym tych okoliczności jest "Raubritter" - zwany w Polsce zawsze po prostu "łotrzykiem", z charakterystycznym opuszczeniem stanu rycerskiego; w Niemczech atoli aż do XVI wieku zawod ten rycerzowi nie uwłaczał.


W Polsce feudalizmu nie było; zaledwie coś niecoś tu i owdzie się do Polski przesączyło. Naturalny rozwoj stosunkow doprowadził do tego, iż wspolnota rodowa zanikała i w połowie XII wieku przeważała już w Polsce stanowczo własność osobista. Warstwa wojskowa, osiadła na własności ziemskiej, pochodząca z gospodarzy i gospodarować nie przestająca, łączyła i u nas pług z mieczem w jednym ręku Przez to zbliżaliśmy się do Zachodu chrześcijańsko-klasycznego, a niemieckobizantyńskie urządzenia stały się nam do reszty obcymi. Jak brakiem feudalizmu, podobnież rożniliśmy się od Zachodu pojęciami o stosunku państwa do dynastii. Nieznaną była w Polsce zasada, jakoby państwo było dynastii. Dlatego sławny zapis Gryfiny na rzecz krola polskiego był aktem bez znaczenia w polskiej umysłowości. Bez znaczenia też wobec Polakow było oddanie pod zwierzchnictwo krola niemieckiego Rudolfa Habsburga w roku 1290. Dokonał tego Wacław czeski, tytułem swego zwierzchnictwa nad pewnymi księstwami śląskimi, a wasalstwa swojego wobec Niemiec. Oddał więc Śląsk swemu suwerenowi i dopiero od niego przyjął go z powrotem pod swą zwierzchność, jako lennik Rzeszy Niemieckiej, posiadający swoich wasalow drugiego rzędu w osobach książąt śląskich. Wobec prawa feudalnego było to czymś całkiem naturalnym. Podobnież postąpił Wacław poźniej, gdy wyjeżdżając z Pragi na koronację do Gniezna, najpierw poddał całą koronę polską Albrechtowi I, synowi Rudolfa Habsburga.


W Europie owczesnej dynastia stanowiła spojnię państwa. Wszędzie dążono do łączenia się pod jednym berłem, do zmniejszania ilości państw, a dokonywało się to na tle ekonomicznym z poparciem głownie mieszczaństwa. Obmyślano sposoby, jak rozszerzać granice państw bez wojen, a to przez traktaty wzajemnego dziedziczenia w kilku formach. Nastało nieznane przedtem przenoszenie się dynastii z jednego końca na drugi. Wyrodziło się to wnet w istne frymarczenie państwami przez dynastie, z czym jednak godzono się, byle osiągnąć zjednoczenie jak największych obszarow pod jedną władzą państwową. A uznane powszechnie prawa dynastii do państw stały się podstawą nowego prawa międzynarodowego, ktorego ostatnim wyrazem miał stać się "legitymizm" XIX wieku.

Zaczątkow szukać należy w tzw. legizmie, tj. w stosowaniu pojęć bizantyńsko- rzymskiego prawa do ustroju państwowego. Początki recepcji prawa rzymskiego przypadają właśnie na drugą połowę XIII wieku. Wszyscy legiści byli zwolennikami nieograniczonej władzy monarszej. Legizm stawał w najostrzejszej opozycji przeciw kościelnemu prawu państwowemu; żądali też legiści podporządkowania Kościoła świeckiemu prawu państwowemu. Kościoł zwalczał legizm bezskutecznie i niebawem uległ, gdyż postąpił połowicznie, akceptując w całej rozciągłości ideę dynastyczną - a tylko przeciwstawiając dynastie sobie przychylne nieprzychylnym. W Polsce ozwało się tymczasem poczucie narodowe i w przeciwieństwie do ościennych państw dynastycznych wyrabiało się państwo narodowe. Tworcami nowej idei są arcybiskup gnieźnieński Jakub Świnka, krakowski biskup Paweł z Przemankowa, wrocławski Tomasz II i książę kaliski Bolesław Pobożny (+1279); wykonawcami wychowanek jego Przemysław i zięć Władysław Niezłomny (Łokietek). Tego popierano jako krola narodowego; nie dynastę, lecz wybrańca i przedstawiciela narodu, wyraziciela polskości w przeciwstawieniu zalewowi cudzoziemszczyzny. Polska zrastała się i odradzała w imię idei narodowej. Odrodzenie to wymagało walki z bizantynizmem niemieckim, z prawem dynastycznym i feudalnym. Na tym tle wywiązuje się wojna długa, ktorej początkiem rzeź Gdańska (1309) i roszczenia Jana Luksemburczyka do tronu polskiego.


Kierunek wszczęty rzezią gdańską żyje wciąż i działa; podobnie uroszczenia do panowania nad polskimi ziemiami wcale nie wygasły. Tu wskazać wypada, gdzie początek kłopotow, towarzyszących i obecnie nowemu odrodzeniu państwa polskiego. Są to nieskończone jeszcze, bynajmniej nie wyczerpane walki prądow, posiadających znaczenie powszechno-historyczne. I znowu przyszłość zależy walnie od stanowiska Kościoła. Ale wracajmy do wieku XIV. Panowania Władysława Niezłomnego i Kazimierza Wielkiego (ktory odziedziczył po ojcu państwo najszczuplejsze) nastręczały aż nadto sposobności do stwierdzenia, jako im mniej łączą się miecz i pług w jednym ręku, tym potężniejsza państwowość, tym większym mocarzem monarcha. System feudalny i dynastyczność miały wiele ponęt, zwłaszcza że polskie urządzenia były pod niejednym względem przestarzałe i często nie dopisywały. Kazimierz zyskał przydomek Wielkiego dlatego, że przebudował ustroj państwa polskiego. Rownocześnie zaczęła się wydatna praca kulturalna. Poczyna się krystalizacja odrębnej polskiej kultury w obrębie cywilizacji łacińskiej. Robiło się to wśrod ciężkich przeciwieństw. Prawo feudalne i dynastyczne, te dwie zasadnicze podstawy zachodnio-europejskiego prawa publicznego, okazywały się jeszcze nieraz przeciwnikami polskości, a przynajmniej przeszkodami do jej rozwoju.

Budowa i ustroj państwa polskiego były przeto niedostępnymi dla umysłowości zachodniej. Tytuły Władysława Niezłomnego i Kazimierza Wielkiego do panowanie w Polsce były bez znaczenia wobec feudalnego Zachodu; ich prawo dynastyczne zniesione już było przez szereg traktatow dynastycznych i feudalnych frymarkow, nietykalnych dla Zachodu.


Toteż państwa dynastyczne spiknęły się przeciwko narodowemu, a obrona przed tym spiskiem zajęła największą ilość energii owego pokolenia. A spiski tego rodzaju i na tym samym tle miały się powtorzyć w dziejach Polski kilka razy.


Wiadomo, jako Kazimierz Wielki zmuszony był ponosić ofiary, pośrod ktorych nie najmniejszą było następstwo Ludwika Węgierskiego. Od chrztu księcia Wiślan (około 870 r.) do zgonu Kazimierza Wielkiego ( 1370), lat pięćset; w sam raz połowa całej naszej przeszłości w ogole. Mylą się ogromnie ci, ktorzy czasy piastowskie traktują, jakby jakiś wstęp do historii narodowej. Komu obcy ten okres, ten stanowczo nie umie historii polskiej !


***


W drugiej połowie wieku XIV zanosiło się na znaczne rozszerzenie obszaru prawosławia. Dynastia Gedyminowiczow przenosiła się coraz bardziej na ruskie panowanie. Nie bronili Rusini wcale swoich Rurykowiczow, a nawet woleli letuwskich dynastow, bo nie dawali daniny tatarskim "carom", a zatem nie dopuszczali się też zdzierstw na ludności pod pozorem ściągania "wychoda". Gedyminowicze nie tylko nie wnosili nic a nic letuwskiego na Ruś, lecz sami się ruszczyli. Olgierd żenił się z Rusinkami, wszyscy synowie jego używali języka ruskiego, a ci z nich, ktorzy otrzymali księstwa na Rusi, przyjmowali chrzest w cerkwii wschodniej, i sam Olgierd uczynił to na łożu śmierci. Następca jego Jagiełło, gotow był zrobić to samo niemal na wstępie swojego panowania i oprzeć się tylko na Rusi, uważając Letuwę za straconą, nie dającą się już obronić przeciwko Krzyżakom. W tym najniespodzianiej dokonała się całkowita zmiana stanu rzeczy, gdy Jagiełłę wezwano na tron polski. 

Na tron państwa, wyznającego chrześcijaństwo od poł tysiąca lat, wezwano poganina, ktory dopiero miał się chrzcić za... koronę. Był to straszny "skandal europejski", tym bardziej, że dwor wileński nie słynął z łagodności obyczaju, a małżeństwu z Jadwigą towarzyszyła rozgłośna plotka o bigamii, i w ogole powątpiewano, czy brać na serio chrzest krakowski. Krzyżacy, Habsburgowie i Luksemburgowie urobili opinię Europy; sama Stolica Apostolska dopiero w roku 1388 odezwała się za Jagiełłą. Na zachodzie uchodził Zakon krzyżacki za pokrzywdzonego, ciężko pokrzywdzonego przez Jagiełłę i przez Polakow; nigdy jeszcze Krzyżacy nie byli tak popularni w zachodniej Europie, nigdy przedtem nie doznawali takiego wydatnego poparcia. Z całym zapałem szło zachodnie rycerstwo do Prus na pomoc uciśnionemu przez Polskę i Litwę Zakonowi niemieckiemu. Rozbrzmiewało hasło, żeby ratować chrześcijaństwo zagrożone przez niby chrzest krakowski; nawoływano do ofiar, bo oto Polska pod Jagiełłą gotowa sama powrocić do pogaństwa. Polacy zdrajcami Krzyża! Tak odnosił się do nas Zachod.


Nie brakowało głosow, uważających ewentualne zwierzchnictwo Polski nad Letuwą i połnocną Rusią litewską za rabunek, dokonany na państwie krzyżackim. To ich ziemie, bo oni nawracają je od XIII wieku, i oni jedni tylko mają prawo organizować tam Chrześcijaństwo. Chrzest z poręki Krzyżakow, zakonu rycerskiego poświęconego nawracaniu, byłby pewny i bezpieczny; ale czyż można zaufać chrztowi z poręki polskiej, z poręki wroga tegoż bogobojnego Zakonu?! Rzeczy stoją tedy tak samo. jak przed chrztem krakowskim, a zatem kraje owe połnocne są pogańskie, a jako takie podlegają Krzyżakom. W imię Chrześcijaństwa nie można dopuścić, żeby Polacy rabowali i przywłaszczali sobie własność Zakonu! Widzimy, jako nie brakło kolcow, i to bardzo grubych, naszemu stosunkowi do Zachodu. I to także stanowi... historię starą... Światopogląd "świętego rzymskiego cesarstwa narodu niemieckiego" górą był niemal w zupełności; panował nad umysłami Zachodu bizantynizm niemiecki. Trzeba było dopiero przeprowadzać umyślną kampanię, by odgrzebać spod bizantyńskich popiołow światopogląd łaciński i rozdmuchać go na nowo. Zabrano się do tego, i po dłuższym czasie pozyskano dla sprawy polskiej szereg najwybitniejszych umysłow Francji i Włoch. Walkę stanowczą stoczono na soborach, zwłaszcza na konstanckim. Wygraliśmy dzięki użytkowi nowoczesnej broni, a mianowicie : książki. Jęliśmy się przekonywania opinii fundamentalnie, poprzez wywody naukowe, dostępne samym tylko uczonym w scholastycznej filozofii. Trudno orzekać, co bardziej Krzyżakom zaszkodziło: Grunwald (1410), czy też napisana w pięć lat potem rozprawa krakowskiego profesora, Pawła Włodkowica z Brudzewa, i przedstawiona soborowi jako podkład pod wytoczoną Zakonowi sprawę: De potestate papae et imperatoris respectu infidelium.Uczony polski wywodził, jako ziemia pogańska nie jest bynajmniej "niczyją", lecz prawą własnością tubylcow, ktorych nie wolno nawracać przemocą, bo fides ex necessitate esse non debet.


Obie tezy całkiem proste - a jednak w owczesnym świecie rewolucyjne. Nie zastanawiano się głębiej nad tymi sprawami, aż dopiero na żądanie Polski i pod przewodem polskiego uczonego; zastanowiwszy się, dziwowano się, jak można było dać się powodować Krzyżakom. Ci bronili się zaciekle. W ich imieniu zaciął sobie pioro na Polskę zawodowy pamflecista Jan Falkenberg i nawoływał przeciw Polakom, ktorzy czczą bożka, ktory nazywa się Jagajło, i są "psy bezwstydne", ktorzy "wrocili do odmętu niewiary"; toteż cała Europa winna ruszyć na krucjatę przeciw nim. Każdego Polaka wolno zabić bez grzechu, a nawet będzie to zasługa przed Bogiem; dostojnikom zaś i biskupom polskim należą się szubienice i trzeba ich powywieszać dla dobra Chrześcijaństwa. Tak tedy nie w XIX dopiero wieku wymyślił niemiecki bizantynizm hasło "ausrotten".Polemika pociągnęła za sobą dalsze rozprawy i innych autorow, objęła Polskę, Niemcy, Francję i Włochy - aż skończyła się zwycięstwem naszym, gdy w roku 1424 Falkenberg odwoływał swe pismo w Rzymie na konsystorzu publicznym wobec Marcina V, Papieża. Zdawano sobie sprawę z tego, że walczy się z pewnym światopoglądem, reprezentowanym przez cesarstwo niemieckie, a ktory zdaniem Polakow nie godzi się z Chrześcijaństwem, ani z cywilizacją łacińską; nazywano rzecz innymi wyrazy, stosownie do owczesnej terminologii "wojną z całą nacją niemiecką". Tak nazywali wspołcześni ostatni okres wielkiej wojny polsko-krzyżackiej (1431- I435), zakończony świetnym zwycięstwem pod Wiłkomierzem. Bitwę tę porownywano wspołcześnie z Grunwaldem. Odrębna polska kultura wywalczyła sobie prawo do życia. Odtąd poczynała sobie śmiało, krocząc wbrew utartym przez niemiecki bizantynizm szlakom.

* * *

Ideologia Pawła Włodkowica z Brudzewa przyjęła się w umysłach polskich. Nie dbając o przeciwne poglądy Niemcow, zyskujących tu i owdzie czasem uznanie na Zachodzie, przyznano rownouprawnienie schizmie, nawracając tylko namową i przykładem. Zaczyna się to już od roku 1432 i przechodzi przez szereg etapow, ktorych tu bliżej wyłuszczać nie ma czasu. A w XVI wieku otwiera się istna przepaść między kierunkiem polskim a zachodnim, gdy na tle rewolucji religijnej luterańskokalwińskiej  Francja nieraz dawała się powodować światopoglądowi bizantyńsko-niemieckiemu. Bizantyński kierunek zatriumfował w całych Niemczech na długo - dzięki tzw. "reformacji". Wiadomo, jako nie brakło w Polsce herezji. Wtedy to Zygmunt August oświadczył, jako jest krolem kozłow i baranow jednakowo - a wielki Zamojski, zwrocony na sejmie do innowiercow, powiedział, że dałby sobie obciąć rękę za ich nawrocenie, lecz dałby drugą rękę, gdyby im miano zadawać gwałt. Tak powtarzano nieustannie rozmaitymi słowy dawną tezę Włodkowica, że "wiara nie ma być z przymusu". A głosił to ten sam Zamojski, ktory był wspołpracownikiem (czy kierownikiem ?) Stefana Batorego w wyprawach na połnocny wschod, znaczonych zakładaniem kolegiow jezuickich. Czyż przyśniła się komu w Polsce barbarzyńska zasada: cuius regio, illius religio?! A jednak nawrocono olbrzymią większość zbłąkanych! Co więcej, gdy inteligencja schizmatycka całymi krainami przechodziła do obozu protestanckiego, nawracana następnie, nie chciała słyszeć o greckim obrządku, lecz tłumnie przyjmowała obrządek rzymski w łaciństwie. I zaczęła się mocna ekspansja kultury polskiej ku wschodowi. Aż po Dniepr przemawiano publicznie słowy: "Panowie bracia!". A rownocześnie panował z tamtej strony Dniepru Iwan Groźny, oddający niemiłych sobie wielmożow rozdziczonym psom żywcem na pożarcie.


Ekspansja szła raźno, a sięgała tym głębiej, iż nie robił tego rząd sztucznymi sposobami, nakazami czy zakazami, lecz szerzenie kultury polskiej ku wschodowi odbywało się wyłącznie pracą i staraniem społeczeństwa, ktoremu nie przyśniło się wowczas żądać pomocy od urzędow państwowych. Dokonywało się to metodą typowo chrześcijańską; czy ktory Rusin lub Letuwin zdoła przytoczyć choćby jeden przykład jakiegokolwiek przymusu lub choćby tylko nacisku?

Miała Litwa, tj. Wielkie Księstwo litewskie, pośrod swej ludności już naowczas te same materiały etniczne, jak dziś: Rusinow (Białorusinow), Letuwinow, Polakow, Tatarow i żydow; taki sam materiał pstry pod względem wyznaniowym: katolikow, schizmatykow, starozakonnych i muzułmanow. Litwini - tj. obywatele Wielkiego Księstwa - sławnym wyborem i ogolną zgodą uczynili język białoruski swym językiem urzędowym (dlatego-to zwany był stale językiem litewskim), a Polska nie narzucała im nigdy ani polskiego języka, ani łaciny - i "litewski" został tam urzędowym do końca. Nie był nim letuwski dla tej prostej przyczyny, że żadnemu a żadnemu Letuwinowi nigdy to nie wpadło na myśl!


Dotychczas też nie wiadomo dokładniej, w jaki sposob polszczyła się inteligencja litewska, mianowicie ruska, letuwska i tatarska. Kto chciałby pisać dzieje tej polonizacji, miałby nie lada kłopot ze źrodłami, bo w źrodłach tego nie ma! Działo się to jakoś "samo przez się", wpływami cywilizacyjnymi, wspołzawodnictwem cywilizacji, do czego używało się środkow wyłącznie cywilizowanych, zgodnych z duchem cywilizacji chrześcijańsko-klasycznej. Tyle tylko wiadomo, że protestantyzm stanowił do tej polonizacji pomost, ale przez to, że porzucanie protestantyzmu wiodło do katolicyzmu, a ten łączył się siłą okoliczności z polskością; siłą okoliczności niezależnych od woli ni Kościoła ni Polakow. Miejmyż na uwadze, jako najwybitniejsi nawet prawosławni lgną do polskości i nienawidzą Moskwy, np. Konstanty Ostrogski. O gdybyż władza państwowa nie była się nadal zgoła mieszała w te rzeczy, czyż prawosławie nie byłoby wygasło w Wielkim Księstwie litewskim?


Z początkiem drugiej połowy wieku XVI powstaje w Polsce pomysł, czy nie możnaby dojść do unii z "Moskwicinem" podobnie, jak za Jagiełły z Litwą, z ktorą bywały rownież przedtem zaciekłe spory i wojny. Za wyborem Iwana Groźnego na następcę Zygmunta Augusta przemawiały względy wielkiej miary. Wojny z Moskwą miały zamienić się na społkę handlową i polityczną z caratem. Za dopuszczenie Moskwy do morza otwarłyby się handlowi i przemysłowi polskiemu rozległe szlaki owczesnego Dalekiego Wschodu. Gdyby połączył siły wojenne Polski, Litwy, Moskwy, możnaby śmiało zabrać się do wypędzenia Turka z Europy, do oswobodzenia Słowian bałkańskich, do spełnienia misji Władysława Warneńczyka. Powstawała koncepcja polityczna, jedna z najwspanialszych jakie zna historia, a do tego opromieniona marzeniem o nawroceniu moskiewskich krain - lecz koncepcja zarazem jedna z najbardziej... fantastycznych. O tym miał pouczyć Polakow sam car - jak o tym wiadomo z każdego podręcznika historii polskiej. Nieporozumienie było co najmniej rowne ogromowi marzeń! A jednak pomysł kiełkował dalej i kandydatura moskiewska powracała podczas drugiego bezkrolewia. W Moskwie rozumiano wowczas tę chęć wyboru, jako dowod słabości, jako poddawanie się Moskwie z obawy przed wojną. Toteż gdy elekcja zawiodła, ruszył Iwan na polskie Inflanty, lecz Batory zadusił "Moskwicina" na dłuższy okres czasow. Idea unii z Moskwą trwała nadal. Zbiegiem okoliczności, wynikłych z wewnętrznych stosunkow polskich, poczyna się pomysł polityczny wikłać z religijnym. Zniechęceni do Zygmunta III protestanci porozumieli się z prawosławnymi, gotowi zrzucić krola z tronu. Wtedy obmyślił Zygmunt III klin do rozsadzenia - jak mniemał - tego związku: wznowić unię florencką. I to było ingerencją państwową w sprawy wyznaniowe, ingerencją zawsze i wszędzie niebezpieczną i dla religii i dla polityki! Polska nie miała nic wspolnego z unią florencką 1419 roku.

Ruscy bojarzy woleli już w XV wieku przechodzić wprost na łaciński obrządek. Ani jednego Polaka nie było we Florencji, a zawartej tam unii nie uznał nie tylko uniwersytet krakowski, ale ani prymas gnieźnieński, ani biskup wileński. W Wilnie nie pozwolono metropolicie-kardynałowi Izydorowi odprawić liturgii wschodniej w katedrze łacińskiej. Nie dopuszczono też wowczas do zorganizowania biskupstw unickich. Potem za Aleksandra "unia Bołgarynowicza" zeszła niemal od razu na nic nie znaczący epizod, o ktorym się już nie mowiło, a w następnym pokoleniu za Zygmuntow Jagiellończykow, zaginęła nawet jej pamięć. Tak tedy sprawa unii była za Zygmunta III czymś całkiem nowym dla umysłow.


Logika mowiła, że w czasie, kiedy dokonywano setkami nawracań z kalwinizmu, czy nawet z arianizmu, nawracanie ze schizmy (a więc nie z herezji) winnoby być znacznie jeszcze łatwiejsze. Jakżeż tedy nie miało, być prob, zmierzających do "jedności Kościoła Bożego na Rusi". Były te proby popierane przez wybitne osoby prawosławne! Krol tego ruchu unijackiego nie wymyślił, ale chwycił się go ręką niezdarną (bo polityczną), chwycił go się zaś oburącz, poparł i co najgorsze: przyspieszył, nie mogąc się doczekać, aż dojrzeje bo mu było pilno ze względow politycznych. Pokierował też całym ruchem po swojemu, jak wszystkim zawsze pozbawiony ten krol zdolności, "di ingenio stretto", jak go scharakteryzował sam Possewin. Ogłoszona pospiesznie w roku 1596 unia brzeska była dziełem na poł religijnym, na poł politycznym. Tylko Ruś Biała i Podlasie pragnęły unii i były do niej jako tako przygotowane, a krol kazał ogłosić ją na całą Ruś, sądząc, że polityką usunie ze swego państwa schizmę. Miał krol odtąd zaciekłych wrogow w Rusi południowej i sam Konstanty Ostrogski staje na czele opozycji; ten sam Ostrogski, ktory był tak zasadniczym wrogiem Moskwy. W jego drukarni ostrogskiej tłoczą się odtąd odezwy gwałtowne, podburzające przeciwko Polsce, jako tworczyni unii, ktorą pojęto wprost, jako prześladowanie prawosławia. Wznowienie unii florenckiej poruszyło Moskwę i... Stambuł. Prawosławny patriarchat carogrodzki pozostawał od samego początku, zaraz od roku I453, w zażyłej przyjaźni z sułtanem - wdzięczny Turkom właśnie za wybawienie od unii florenckiej.

"Raczej turban, niż tiarę"! - wołano w Konstantynopolu i hasłu temu hołdowano zawsze, nie cofając się przed żadną konsekwencją. Rządy sułtańskie prześladowały tylko katolikow, prawosławie cieszyło się zupełną swobodą i autonomią taką, iż tworzyło państwo w państwie. Stanął też sojusz polityczny Fanaru z kalifem przeciwko wspolnemu niebezpieczeństwu łacińskiej, papieskiej krucjaty. Obawa wspolna przed ligą antyturecką łączyła też Fanar i kalifat przeciwko Polsce. Wysłannicy carogrodzcy jeżdżą coraz częściej do Moskwy. Tam starano się jeszcze od czasow Iwana III o jak najlepszą przyjaźń z sułtanami. Fanar stawał się coraz bardziej turecką agencją polityczną na świat prawosławny. Muzułmański kalif w ciągu całych pokoleń uprawiał politykę swą względem prawosławnej Moskwy przez pośrednictwo patriarchatu. Fanar spełniał skwapliwie wszelkie poruczane sobie przez sułtanow misje polityczne. Dyplomatami w służbie połączonych w taki sposob kalifatu i patriarchatu bywali patriarchowie tytularni jerozolimscy, antiocheńscy itp., nawiedzający ciągle Moskwę, a potem i Ruś litewską. Już w roku I588 jeździł jednak do Moskwy sam carogrodzki patriarcha Jeremiasz, przyjmując wskazane sobie od kalifa islamu zadanie: jako agent sułtański miał wybadać, Moskwa da się skłonić do wspolności oręża z Polską i przeciwdziałać temu zawczasu. Teraz tedy poczęto wysyłać z Konstantynopola agitatorow, mających unię uczynić niemożebną.

Głownym agentem był Cyryl Lukaris, dawny rektor ostrogskiej, mający głowną kwaterę w Ostrogu i wielce popierany przez Konstantego Ostrogskiego. Lukaris i jemu podobni upatrywali interes prawosławia przede wszystkim w rozwoju moskiewskiej potęgi, toteż każdy taki agent, nasłany od patriarchatu w porozumieniu z rządem tureckim, stawał się zarazem moskiewskim agentem. Tak zbierały się z wolna okoliczności, mające dopuścić Moskwę do daleko sięgającej ingerencji w sprawy i dzieje Polski. Na razie zdawało się to niemożliwością, bo wypadki przybierały kierunek wręcz przeciwny: ingerencji i Litwy w dzieje Moskwy! Tak to niełatwo wspołczesnym odrożnić, co jest epizodem, a co ma posiąść historyczną trwałość. Na razie miał wnet nastąpić epizod z Samozwańcem, carem katolickim, składającym katolickie wyznanie wiary w krakowskim kościele św. Barbary.


A oto tło sprawy Samozwańca: W dalszym ciągu dążeń do unii politycznej z Moskwą (na wzor, mniemano, litewskiej unii) jeździł w roku 1600 do Moskwy Lew Sapieha z projektem ścisłego związku prawnopaństwowego. Godunow projekt odrzucił, a Sapieha natenczas zostawił w Moskwie przywiezionego z sobą samozwańca, hodowanego od dawna przez grono opozycyjnych bojarow na dworach wielmożow Rusi południowej.

Kimkolwiek był właściwie ow Samozwaniec, chował się przez kilka ostatnich przed wystąpieniem lat pod panowaniem polskim, przejął się niemało obyczajem polskim i faktem jest, jako potem okazywały się w nim liczne rysy europejskie, co nawet miało stać się powodem jego zguby. Burzył się potem lud moskiewski, widząc, jak to car obcuje z polskimi ochotnikami zgoła nie po carsku, nie według moskiewskiego ceremoniału. Obyczaj zachodni, nie dość poddańczy, wydawał się ludowi temu poniżaniem majestatu carskiego. Samozwaniec popadł w gruby błąd, chcąc przeszczepiać tam formy zachodnie, a gdy potem widział, jak te eksperymenty europejskości stają się dlań niebezpieczne, sam pomagał przerzucić "winę" na Polakow.Wtedy to, w roku 1606, powtorzono propozycje, wiezione przed sześciu laty przez Sapiehę, określając je ściślej i obszerniej w następujących punktach: Przymierze wieczyste, wspolna polityka zagraniczna (liga antyturecka), wzajemna swoboda przesiedlania się i nabywania majętności, nawet piastowania urzędow publicznych; wolność handlu z jednej strony aż do Niemiec, z drugiej aż do Persji; wolność zakładania kościołow katolickich, szkoł i kolegiow (jezuickich) w głownych miastach carstwa; wspolna moneta i zamiar wystawienia wspolnej floty (Bałtyk i Morze Czarne); w razie bezpotomnej śmierci Samozwańca następcą jego będzie Zygmunt III; gdyby zaś krol polski (mający synow) zmarł wcześniej, nowa elekcja nastąpi dopiero po porozumieniu się z carem.Co za warunki ścisłej unii! Co za wspaniały dla wyobraźni obraz!


Ale opozycja w Moskwie rośnie, autentyczność cara coraz bardziej podejrzana, bo jakżeżby prawy car mogł tak dalece lekceważyć swoj majestat, żeby jadać z posłami zagranicznymi przy jednym stole! Pamiętajmy, że w Moskwie klękało się przed carem, padało się następnie na ziemię i dosłownie "biło czołem", podpełzając pod tron na czworakach. Na uczcie koronacyjnej jadło się palcami, kości rzucając pod stoł. Europejskość wprowadzanego nowego obyczaju stanowiła rodzaj herezji. I z takimi ludźmi zawierać unię?! nikt z nich nie wiedział, co to jest! Nie pomogła ani następna elekcja krolewicza Władysława carem. Dwie wielce rożne cywilizacje miały zmierzać ku wspolnemu celowi... w wyobraźni panow polskich: chrześcijańsko- klasyczna i turańska, kultura polsko-łacińska i turańsko-słowiańska, tj. moskiewska. Chodziło o syntezę Zachodu i Wschodu. Dobierano się do tego poprzez unię cerkiewną i polityczną. Stara - to sprawa, starożytna, bo datująca się jeszcze z czasow rzymskich. Roma probowała tego i na tym się potknęła; bogowie syryjscy zniszczyli imperium rzymskie! A tymczasem unia brzeska sprawiła, że hierarchia prawosławna poczęła się zajmować Kozakami. Cyryl Lukaris został patriarchą carogrodzkim i ustanowił na Rusi tajną hierarchię dyzunicką w roku 1620, wysławszy w tym celu na ziemie ruskie Rzpolitej patriarchę jerozolimskiego Teofana. Fanar zwrocił szczegolną uwagę na Zaporożcow, bo ci, jako wojsko stałe na stepach pomiędzy rubieżami Polski a Tatarami krymskimi i Morzem Czarnym, stanowili ważny obiekt polityczno-wojenny dla... Wysokiej Porty. Nowsze badania wykazały jako geneza wojen kozackich w Carogrodzie! Długotrwałe te wojny ( 1634-1682), to rezultat spisku kalifatu i patriarchatu przeciw Polsce; zmowa ta kierowała wojnami kozackimi, wznawiała je, kiedy się wydawało, że przyczyny wojen usunięte, rozfanatyzowała tłum areligijny przeciw unii, by go użyć przeciw Polsce, by w zarodku stłumić możność ligi antytureckiej, a zwłaszcza by nie dopuścić połączenia sił zbrojnych Moskwy i Polski przeciwko Turcji. Od wojen kozackich zaczął się "potop" - a o skutkach jego nie trzeba się rozwodzić, bo to powszechnie wiadome. Zwracam tylko uwagę, że był to owoc poszukiwania syntezy dwoch kultur, syntezy Zachodu i Wschodu na ziemiach polskich. Odtąd szło się po rowni pochyłej ku Wschodowi. Unię cerkiewną - obok uznanej na nowo hierarchii prawosławnej - utrzymywało się sztucznie, w ten mianowicie sposob, że część kleru polskiego przechodziła na obrządek wschodni, że polska młodzież obierała sobie "ruski" stan duchowny.


Pomiędzy duchowieństwem unickim stanowili Rusini drobną zaledwie mniejszość. Dopiero za czasow Sobieskiego przybywa więcej księży ruskich. Wiadomo, jako dopiero też za Sobieskiego złamano przewagę turecką. I nagle - za tegoż jeszcze Sobieskiego - przestała istnieć armia polska! Łamigłowka istna! "Ocaliwszy Wiedeń i Chrześcijaństwo" straciliśmy w znacznej części niepodległość, bo odtąd tronem polskim Polacy nie dysponowali. Odtąd nigdy elekt narodowy nie zasiadł na naszym tronie, zajmowali go stale krolowie nam przez wrogow narzuceni. Byli tacy, ktorzy dali się skusić tej rownoczesności i rozumowali według zasady: post hoc, ergo propter hoc. Ocaliliśmy Niemcy, wzmocniliśmy je, a one odwdzięczyły się rozbiorami etc. Gdyby Sobieski nie był ruszył pod Wiedeń, wszystko poszłoby innym torem! Nie będę się zajmował kwestią bliżej tak postawioną, tylko obejdę ją do okoła: Rozbiory powiodły się, ponieważ Polska nie posiadała armii odpowiedniej, żeby się obronić. Armii nie było już pod koniec panowania Sobieskiego. Czyż zwycięstwo wiedeńskie zniszczyło armię polską? czy byłaby ona istniała nadal, gdybyśmy byli pomagali Turkom, a zniknęła nagle skutkiem tego, żeśmy pomogli chrześcijanom? Oczywista rzecz, jako to nie ma związku z tamtym, i przyczyny trzeba szukać w czymś innym. Polska, krzewicielka i obrończyni cywilizacji łacińskiej, baszta Zachodu, porzuciła ją i zorientalizowała się. Poszukiwanie syntezy Zachodu i Wschodu doprowadziło wreszcie do tego, żeśmy przeszli do obozu wschodniego. Polska kontuszow i podgolonych łbow, Polska porzucająca mody zachodnie, a przyjmująca modę tatarsko- moskiewską, nie same tylko szaty miała ze Wschodu. Skądżeż ta orientalizacja po rozgromieniu islamu, po odzyskaniu Podola z Kamieńcem, po walnym rozszerzeniu unii cerkiewnej nawet na południową Ruś (właśnie za Sobieskiego), i wreszcie w czasie niezmąconej katolickiej prawowierności, w dobie najnabożniejszej? Tak jest, najnabożniejszej, lecz niezbyt pobożnej może - bo forma brała w Polsce gorę nad treścią, całkiem po orientalnemu. Największa ilość osob posiadała biegłość w łacinie, nie umiejąc w ogole niemal nic procz łaciny - wtenczas, kiedy duch łaciński z Polski uleciał, ustępując miejsca duchowi Orientu.


Za czasow wojen kozackich byliśmy prawdziwie obrońcami cywilizacji łacińskiej, boć Kozacy byli pionierami panowania tureckiego i za ich przyczynieniem się powstawała na granicy Polski i Eurazji nowa kultura, bizantyńsko-turecka, synteza bizantynizmu i turańskości. Kiedy w roku 1651 odniesiono zwycięstwo w trzydniowej bitwie pod Beresteczkiem, obchodzono je uroczyście w Rzymie, w Wiedniu i w Paryżu, rozumiejąc słusznie, że pokonano straż przednią zalewu muzułmańskiego, wstrzymanego przez "przedmurze chrześcijaństwa". I pokazało się, że rozumowano słusznie; Ukraina wraz z większą częścią Podola stała się ostatecznie prowincją turecką - nie moskiewską. Moskwa stała na drugim planie i dopiero z polecenia kalifa muzułmańskiego wezwał był Chmielnicki także Moskwę do najazdu na Polskę. Odtąd wyłania się atoli nowy cel, dla państwa polskiego zasadniczo fatalny: żeby Moskwa uznana była zwierzchniczką wszelkiego prawosławia. Miało się to kiedyś poźniej zwrocić przeciwko Turcji, lecz na razie nie tyczyło Bałkanu, lecz tylko prowincji polsko-litewskich i było dla tureckich interesow pożądanym osłabieniem Polski, jako tego państwa, ktore układało wciąż projekty ligi przeciw połksiężycowi. Odtąd interesy Moskwy i Turcji złączyły się na długo przeciw polsko-litewskim.

Moskwa nabrawszy pozy obrońcy prawosławia przeciw unii, jako łacińskiej herezji, zrobiła sobie z tego wnet pozycję polityczną. Skończył się czas, kiedy to Polska wywierała wpływ na Moskwę, a zaczyna się odwrotny kierunek wpływow poprzez Ruś litewską i Ukrainę. I przyjmują się wpływy te wschodnie, podmywając kulturę polską na wschodzie coraz widoczniej. Okazało się, jako kultura ta mocno jest osadzona tylko tam, dokąd sięgnęło "łaciństwo". Unia cerkiewna nie stanowiła niczego a niczego pod względem cywilizacyjnym; li tylko kler unicki pochodzenia polskiego stanowił pomost cywilizacyjny w łonie unii, ale unia sama nie stanowiła wcale zwrotu ku cywilizacji zachodnio-europejskiej.

W razie osłabienia się w Polsce tej cywilizacji chrześcijańsko- klasycznej, w razie gdyby Polska przestała promieniować tą cywilizacją ku wschodowi, Ruś - sama cywilizacyjnie bierna - oddana byłaby wyłącznie pod wpływ cywilizacji turańskiej, mianowicie kultury moskiewskiej. A moment taki nadszedł w osławionych czasach saskich.


Przyczyna tak zasadniczo zmienionego toku naszych dziejow tkwiła w naszych stosunkach wewnętrznych. Myśmy rozszerzyli łacińską cywilizację na państwo litewskie aż po Dniepr - ale miejmy na uwadze, że dwie trzecie tego państwa, to Ruś prawosławna, wpływom Polski poddana już to więcej, już to mniej, lecz nigdy dla cywilizacji zachodnio europejskiej w całości nie pozyskana. Tylko katolicyzm obrządku łacińskiego stanowił zresztą rękojmię historyczną w tej kwestii. Doniosłe sprawy ekonomiczne - w co tu bliżej wdawać się nie mogę - sprawiły, że na Rusi litewskiej wytworzył się ow typ "krolewiąt", pojmujących życie zbiorowe wcale nie po zachodniemu, żyjących i innym urządzających życie zgoła odmiennie, niż to bywało w prowincjach "Korony", a zwłaszcza w Wielkopolsce, nie mogącej nigdy zrozumieć metod życia publicznego w Wielkim Księstwie litewskim. W trzeciej redakcji statutu litewskiego czuje się mieszaninę Zachodu a Wschodu, a litewscy magnaci stają się z czasem istnymi kacykami orientalnymi. Korona nie znała zgoła takiego typu magnata - a zresztą najwięksi latyfundyści koronni byli ubogimi w porownaniu z litewskimi panami. Właściwie w Koronie nie było całkiem "panow"; wszyscy pochodzili z Litwy. Im uboższy kraj, im więcej nędzy w społeczeństwie, tym większe znaczenie bogaczy, choćby nieliczną stanowili warstwę. Polska i Litwa zubożały niesłychanie przez "potop" doznały straszliwych skutkow katastrofalnej deprecjacji pieniądza i... wyludnienia ponownego.


Zapanowała nie bieda, lecz wprost nędza, a zatem... trzęśli odtąd Polską i Litwą bogaci "panowie" z Litwy. Przestaje Korona wywierać wpływ na Litwę; wszystko przesuwa się wręcz odwrotnie: Korona ulega wpływowi Litwy. Demokracja polska zamienia się w litewską oligarchię, oświata polska ustępuje litewsko- ruskiej niższości kulturalnej.Wszystkie sprawy państwa opanowane zostały przez żywioł litewsko-ruski, Koroniarze zepchnięci w życiu państwowym na drugi plan. Sejmy stały się igraszką samowoli panow litewskich, ich chuci władzy, ktora dochodziła aż do tego, że niejeden raz pojawiały się pomysły utworzenia osobnego udzielnego państwa dla tego lub owego magnata, ktoremu zachciewało się korony na jakiej prowincji, gdy nie mogł zostać krolem całości. W Koronie bądź co bądź takich pomysłow nie bywało! Na Litwie powstały "milicje nadworne" panow, po prostu wojska prywatne wielmożow, na ich żołdzie i posłuszeństwie, siła zbrojna mająca jawnie służyć prywacie jednostki. Pod sam koniec XVII wieku związała się na Litwie szlachta przeciwko Sapiehom; trwała lat kilka wojna domowa, prawdziwa wojna, ani nawet zwycięstwem walnym szlachty pod Olkienikami nie zakończona (listopad 1700 r.), ani też nie załatwiona "komisją" roku 1702. To był doprawdy Wschod! Co za orientalizm w "Pamiątkach Soplicy"! Ale skąd się to wzięło?


Zubożeniem wyjaśnia się wiele, bardzo wiele - ale ubostwo może nastać w obrębie każdej cywilizacji. Oczywiście, że nędza cywilizację kazi, psowa, obniża, ale nam tu nie o to chodzi, ale o zmianę cywilizacji. Pijanego szlachcica, najmującego się do zerwania sejmu; analfabetę wyniesionego nad mieszczaństwo, z prawem noszenia szabli na sznurku i otrzymywania kary cielesnej na kobiercu; dewociarza, ktory każe się braciszkowi od Bernardynow biczować za łotrostwa, ktore jutro będzie popełniać na nowo; takich typow nie sposob zaliczać do cywilizacji zachodniej. Czyż miała choćby cień jakiegoś pojęcia o prawie publicznym "Alba" Radziwiłłowska? Czy znajdowała posłuch inna władza, jak tylko oparta na majątku i sile, wypływającej ze stosunkow osobistych, prywatnych, a mogącej użyć przemocy? czy na rozległej Rusi litewskiej uznawano jakąś powagę, procz przemocy? czy gwałt nie stał się tam jedynym regulatorem życia? I to miała by być cywilizacja nasza, chrześcijańsko-klasyczna?


Spojrzmy na tę sprawę głębiej :Ustroj życia zbiorowego zmienił się radykalnie, z demokratycznego na oligarchiczny, a dostęp do urzędow wpływowych zawisł od osobistych stosunkow do członkow oligarchii. Nie ma stronnictw, nie ma programow; są tylko partie tego i owego oligarchy. Tylko bogacz, ktorego stać na utrzymanie dworu i milicji, posiada głos w sprawach państwowych; on bowiem mianuje po prostu posłow sejmowych, wybieranych za jego pieniądze i pod przemocą gwałtow jego zbirow. Wszystko, co się wydaje sprawą publiczną, ma źrodło gdzieś w jakiejś sprawie prywatnej.

Organizacje wszelkie pochodzą z inicjatywy jakiegoś "pana", noszą nawet jego mundur. Wytwarza się specjalny feudalizm litewski, iż każdy szlachcic, chcąc żyć spokojnie, musi chwytać się jakiejś pańskiej klamki, zaciągnąć się do czyjejś kohorty. Trzeba się oddać w zawisłość prywatną silniejszemu, jeżeli kto nie chce znaleźć się poza urządzeniami społecznego ładu i względnego przynajmniej bezpieczeństwa. Oto stan Wielkiego Księstwa!


Ten brak prawa publicznego odrębnego, a oparcie porządku publicznego na prawie prywatnym, wielce pomnożonym, rozszerzonym - to zasadnicza cecha cywilizacji turańskiej. Cała szlachta zorganizowana jest militarnie; wszelka szabla znajduje się zawsze w pogotowiu do służby temu, kto ją opłaca czy to bezpośrednio, czy dzierżawą folwarku, czy utrzymywaniem dzieci w szkołach itp., lecz do służby państwu w takim tylko razie, gdy prywatny zwierzchnik wyda odpowiednie rozkazy: Już są bez znaczenia organizacje dawne, wszystkie rozwiały się wobec tej jednej. Społeczeństwo może się rozwijać tylko w ramach wskazywanych przez oligarchow. To jest czysto turańskie (europejska oligarchia, np. wenecka, nie wkraczała w sprawy społeczne, ograniczając się do polityki). Taki stan rzeczy nastał już pod koniec panowania Jana III, a rozwijał się z przeraźliwą szybkością i wszechstronnością. Męty i ciemnota, oto żywioł, w ktorym przygotowywał się upadek państwa. Byliśmy zupełnie oddaleni od cywilizacji łacińskiej, a wytwarzaliśmy jakąś nową odmianę turańskiej, przynajmniej w prowincjach wschodnich Rzplitej. 

Oto skutki dążeń do wynalezienia syntezy Zachodu i Wschodu! Przez tę syntezę zginęliśmy. Bo Wschod zawsze gorą, gdy Zachod w imię poszukiwania syntezy do niego się zniża. Utraciliśmy związek z krajami cywilizacji chrześcijańsko-klasycznej, łacińskiej. Nie sąsiadowaliśmy bezpośrednio z żadnym takim krajem. Niegdyś czerpaliśmy cywilizację wprost ze źrodeł, z Francji i z Włoch, tak dalece, iż Sienkiewicz mogł wyrazić się, jako inteligentny Polak posiada dwie ojczyzny: polską własną rodzimą, tudzież Włochy, rodzimej uzupełnienie. Niegdyś! Ale jakież były stosunki z Włochami lub Francją w okresie saskim?


A w bezpośrednim sąsiedztwie niemieckim triumfowała właśnie kultura bizantyńsko - niemiecka, wydobywały się na pierwsze miejsce Prusy, a prawo dynastyczne uznawane było powszechnie jako najwyższe prawo państwowe. Okoliczność ta miała zaważyć rozstrzygająco na losach Polski. Kiedy  sapere ausus X. Konarski rozpoczął swe zbożne dzieło odrodzenia, zaczął od społeczeństwa, nie od państwa, a więc brał się do rzeczy całkiem po zachodniemu. Podniety i w znacznej mierze wzorow szukał we Francji, a spopularyzowanie języka francuskiego stanowiło środek do wytkniętych przez niego celow. Ponad głowami Niemiec sięgnęliśmy do krynicy Zachodu i to ocaliło przynajmniej narodowość polską, skoro już za poźno było ocalić państwo. Tu bowiem padły na szalę siły, ktorym nie zdołaliśmy jeszcze przeciwstawić dostatecznych własnych: pojęciu państwa dynastycznego i absolutnego jakżeż przeciwstawić skutecznie to państwo, ktore istniało w Polsce w czasie pierwszego rozbioru, a ktore stanowiło przedmiot szyderstw w Europie? Karykaturą też była nasza armia, ktorej przesmutne opisy mamy we wspołczesnych pamiętnikach; siła zbrojna właściwa była w prywatnych milicjach, ofiarowywanych czasem państwu z łaski, za co było się nawet... patriotą. Samo pojęcie patriotyzmu musiało ulec zmianie.


Trzeba 30 lat, żeby mogli zająć odpowiedzialne stanowiska i zacząć wpływać na opinię wychowankowie danej szkoły; trzeba drugich lat 30, żeby otrzymać rezultaty przez dostateczną ilość zwolennikow, należycie zdecydowanych, choćby na walkę orężną. Pierwsza szkoła Konarskiego stanęła w roku 1740 (Collegium Nobilium w Warszawie). Sejm Wielki obradował w lat 48-52 potem; Konstytucję Trzeciego Maja ogłoszono w 51 lat po zawiązku "reformy Konarskiego"; powstanie Kościuszkowskie wypada w 54 lat po roku 1740. Były to reformy niewątpliwie z łacińskiej wynikłe cywilizacji. Odrodziła się w Polsce i z początkiem wieku XIX miała zapanować na nowo niepodzielnie.

Gdybyż to było nastąpiło o jakie 20 lat wcześniej! Ale za czasow Sejmu Czteroletniego turańska opozycja była jeszcze dość silna, a z pomocą zewnętrzną postawiła na swoim i dzieło Trzeciego Maja obaliła. Należy traktować te wypadki na podłożu ogolno-cywilizacyjnym, jako walkę dwoch metod ustroju życia zbiorowego, a zatem walkę dwoch cywilizacji. Szczęsny Potocki jest typem turańskim, Kościuszko łacińskim.


W porozbiorowych dziejach nie brakło mocnych uderzeń obydwoch wrogich polskości cywilizacji: bizantyńsko-niemieckiej i słowiańsko- turańskiej, ale odpieraliśmy je zwycięsko aż do końca XIX wieku. Ileż w tym zasługi Kościoła! Odpadło, co w nim samym nie było związane z cywilizacją zachodnio-europejską, łacińską, odpadła niemal cała unicka cerkiew, ale to, co zostało, stanowiło niewzruszoną twierdzę. Po roku 1863 nastąpił istny nowy najazd mongolski na nasze ziemie.

Czynownictwo i szkolnictwo rosyjskie dotarło do każdej gminy wiejskiej. Odtąd nie było pod zaborem rosyjskim Polaka, ktory by za młodu nie podlegał wpływom kulturalnym moskiewskim. Wszystko zależało od tego, co będzie silniejsze: dom, czy szkoła? Z reguły dom polski okazywał się bez porownania silniejszym i nawet nie odczuwało się wpływow rosyjskiej szkoły; strzepywało się to, jak pył z ubioru chłopca, przyjeżdżającego na wakacje do rodzicielskiego domu.


Ale nie każdy chłopiec pochodził z silnego domu, nie każdy dom posiadał tradycję i świadomość cywilizacyjną, nie w każdym znalazły się odpowiednio silne charaktery. Czasy zaś demokratyzowały się nawet pod rządami rosyjskimi, i coraz więcej ubiegało się o nabycie "praw" przez szkołę młodzieży takiej, ktora wychodziła z domu licho uzbrojona, a nawet zgoła nieuzbrojona do walki z rusyfikacją intelektu. Dostojewski, a potem Tołstoj rozstrajali duszę polską... Właśnie na przełomie wieku XIX i XX począł się pojawiać w Polsce typ nowy: Polaka o gorącym sercu polskim, gotowego do wszelakich ofiar, nawet do męczeństwa za Polskę, ale mającego... mozg zrusyfikowany. W literaturze polskiej wskazać można na bardzo głośne nazwiska autorow, ktorzy nie tylko przejęli fakturę literacką od Rosjan, ale szerzyli rosyjskie "nastroje", a nawet wprost rosyjskie pojęcia o życiu prywatnym i publicznym - nienawidząc Rosję z całej duszy! Nasiąkli rosyjską metodą myślenia i starali się stosować ją... dla dobra sprawy polskiej. Skutek musiał być oczywiście wręcz przeciwny zamiarom. Dlatego to tak znaczna część przedsięwzięć naszych literackich, podjętych z patriotycznym zapałem, nie wyszła bynajmniej na dobro polskości.


Gdybyż rosyjska metoda rozumowania ograniczyła się w polskich mozgach do literatury! Nie jest to wcale najważniejsza część bytu zbiorowego!

Ale chodziło i chodzi o stawki grubsze, o sprawy  społeczne i polityczne. Te, traktowane na modłę rosyjską, wywierały skutki przeraźliwe, burzyły ustroj polski, osłabiały strukturę narodu, odbierały nam oporność. Zwłaszcza socjaliści polscy lubowali się w rosyjskich metodach. Oni, najwięksi wrogowie caratu, nieubłagani w walce z Rosją oficjalną, rusyfikowali mozgi polskie bardziej, niż całe czynownictwo.

Nihilizm rosyjski odbił się fatalnie na całej lewicy polskiej. A pojęcia państwowe opozycja ta brała żywcem od caratu; chodziło im tylko o zmianę osob rządzących, o zmianę osob prześladowanych, ale nie o zmianę systemu rządow. Terror, przemoc, stanowiły w ich oczach rownież jedyne środki rządzenia. Przez rewolucję nie rozumieli nic innego, jak tylko odwrocenie kierunku i pola działania terroru despotycznego. żaden a żaden rewolucjonista rosyjski nie pomyślał ni sekundy o praworządności, bo... nie miał w sobie tego pojęcia, nie wiedział, co to jest.


Koniec wieku XIX i początek XX zaznacza się w Polsce innym jeszcze przejawem orientalizmu: od drugiej połowy wieku XV kwitnie w Polsce cywilizacja żydowska, ubezpieczona już od połowy XVI mocnym podłożem ekonomicznym, od czasow "potopu" i jego następstw zagarniająca coraz wyłączniej cały ruch ekonomiczny w Polsce dla siebie. Nauka talmudyczna dostąpiła na ziemiach Rzplitej rozwoju najwyższego, a w wieku XIX stała się Polska klasyczną ziemią cywilizacji żydowskiej.

Zamknięta dotychczas w sobie, o kulturę polską zgoła się nie troszcząca, poczyna cywilizacja żydowska pod koniec wieku XIX występować do wspołzawodnictwa z cywilizacją chrześcijańskoklasyczną, a nie bez powodzenia, ktore wzmogło się znacznie z początkiem wieku XX. Metody żydowskie zdobywały pozycje w belletrii i sztukach pięknych polskich, a wkrotce żydowska metoda ustroju życia zbiorowego poczęła wspołzawodniczyć w życiu społecznym i politycznym z metodą chrześcijańsko-klasyczną, łacińską, gdzie niegdzie nawet rugując ją zwycięsko. Żydowskie pojęcia prawnicze znajdowały zwolennikow pośrod inteligencji polskiej, toteż żydzi stawali się nawet oficjalnymi rzecznikami interesow polskich, w prasie, w sejmie lwowskim i w parlamencie wiedeńskim. Zastał nas tedy wiek nowy pod silnym naporem Wschodu, pod falami dwoch cywilizacji obcych, turańskiej i żydowskiej, działających jednak jeszcze całkiem niezależnie od siebie. Po odzyskaniu niepodległości napor ten ogromnie się zwiększył, ślepy chyba tego nie widzi! Kultura polska, łacińskopolska, poczęła doznawać niebezpiecznych wstrząśnień. Napor tamtych dwoch zamienił się w ataki, tym groźniejsze że obie połączyły się w akcji przeciw cywilizacji chrześcijańsko-klasycznejreprezentowanej w Polsce niepodległej nadal przez katolicyzm. Od kilku lat jesteśmy świadkami skoncentrowanej roboty moskiewsko- żydowskiej na ziemiach polskich. Czy tylko na ziemiach polskich? Ależ całą Europę obejmuje ta systematyczna akcja przeciwko Polsce! Uderza ona w podstawy cywilizacji łacińskiej wszędzie, od Wilna po Londyn, ale zgnębienie państwa polskiego jest jej pierwszym celem. Tu bowiem, u nas w Polsce, rozegra się walna rozprawa o cywilizację łacińską; gdy orientalne kierunki zawładną Polską, owładnięcie całą Europą będzie wielce ułatwione. Należy brać pod uwagę jak najpoważniej niebezpieczeństwo zagłady naszej cywilizacji. Jest ono tym większe, iż rownocześnie wzmogła się nadzwyczaj cywilizacja bizantyńska. Sprawił to traktat wersalski układany nie przez najtęższe głowy spośrod zwycięskich narodow Zachodu; ileż dowodow zabawnej ignorancji złożyli tworcy tego traktatu! Pierwszym, kto spostrzegł się na świetnych dla bizantynizmu następstwach wojny nieudolnie zakończonej był metropolita belgradzki, ktory wydał w lot płomienną i triumfalną odezwę o nastającej dobie wielkiego odrodzenia całej cywilizacji bizantyńskiej. A nie wiedział dostojnik ow prawosławnej cerkwi i nie zdawał sobie z tego sprawy, jako na geograficznym zachodzie ma nadzwyczajnego sojusznika do wschodniego dzieła: bizantynizm niemiecki. Dzięki arcydziwnej omyłce zwycięzcow, iż zwrocili się przeciwko Niemcom w ogole, zamiast ostrze warunkow pokoju zwrocić wyłącznie przeciwko Prusom, dzięki jakiemuś zaślepieniu dyplomacji Zachodu, ktora postępowaniem swym narzucała wprost Niemcom, iżby sprawę niemiecką identyfikowali z powodzeniem Prus - powiększyła się jeszcze bardziej hegemonia pruska w Niemczech, zyskując na powadze moralnej.


Dzięki błędom traktatu wersalskiego kierunek pruski goruje w Niemczech jeszcze bardziej, a jest to

niemiecki bizantynizm. Skoro jesteśmy świadkami, jak judaizm połączył się z moskiewszczyzną,

związany przeciw wspolnie znienawidzonemu katolicyzmowi (reprezentowanemu na Wschodzie przez

Polskę), nie wolno nie przewidywać rownież możliwości, że podadzą sobie ręce z tego samego powodu 

i w tym samym celu bizantynizm południowy i połnocny.


Cywilizacja chrześcijańsko-klasyczna jest poważnie zagrożona w całej Europie, a najgroźniej w Polsce. Otucha w tym, że prawdopodobnie Kościoł zidentyfikuje się w Europie z tą cywilizacją, ktora jest jego dziełem. Kościoł stoi wprawdzie w zasadzie ponad cywilizacjami, lecz w danym kraju i w danym czasie hierarchia kościelna musi oczywiście należeć do pewnej cywilizacji, właściwej dobie i miejscu. Z czterech rozsiadłych w Europie cywilizacji (łacińska, bizantyńska, turańska, żydowska) trzy są katolicyzmowi wrogie tak dalece, iż zniszczenie go zaliczają do swych celow, a czwarta, łacińska była i jest Kościoła podporą. A zatem nasuwają się nieuchronnie pewne wnioski, całkiem logiczne i jasne. Oto garść uwag, ktorymi pragnąłem się podzielić z audytorium jednolicie i gorąco katolickim.


Jakżeż mylne jest mniemanie, jakoby na naszych ziemiach nie bywało nigdy innej cywilizacji, jak tylko

zachodnio-europejska, łacińska! Polska położona jest pomiędzy Zachodem a Wschodem nie tylko

geograficznie, ale cywilizacyjnie. Wschod wysunął swe macki daleko ku Zachodowi, a orientalizm

cywilizacyjny ciśnie nas z dwoch stron; nadto zaś trzeci orientalizmu rodzaj wytwarza się w samej

Polsce (cywilizacja żydowska).


Nie uważajmy Polski za kraj niedostępny dla cywilizacji innych, jak łacińska, bo historia temu przeczy! W okresie saskim szerzyliśmy nie łacińską cywilizację ku Wschodowi, lecz turańską ku Zachodowi i byliśmy sami tworem orientalnym. Baczmy, żeby się to nie powtorzyło! A zasadniczą rzeczą do uniknięcia niebezpieczeństwa jest to, żeby sobie z niego zdawać sprawę. Polska albo będzie katolicką, albo jej nie będzie. Katolicyzm jest w Polsce związany ściśle z cywilizacją łacińską, i bez niej nie ma panowania katolicyzmu u nas. Losy Kościoła związane są w Polsce z losami tej cywilizacji.


Geograficznie nie przestaniemy być pomiędzy Wschodem a Zachodem - ale cywilizacyjnie nie musimy wcale być pomiędzy Wschodem a Zachodem, lecz możemy przychylić szalę stanowczo na rzecz Zachodu. Nie dajmy uwodzić się syrenim głosom, nawołującym nas znow do jakiejś syntezy Zachodu i Wschodu na ziemiach Polski, bo przy tym możemy się znow zorientalizować, a to znaczy: pozbawić się wszelkich sił i duchowych i fizycznych, jak o tym uczy doświadczenie czasow saskich. W dążeniu do syntezy cywilizacyjnej zachodnio-wschodniej kryje się dla Polski nicość kulturalna i nicość polityczna.

Nie można być cywilizowanym na dwa sposoby; ktoraś z cywilizacji musi być panującą, bo inaczej upadek niezawodny.



===========================================


"Rzeczpospolita"  

Marian Piłka:

Kłamstwo lizbońskie Jarosława Kaczyńskiego
PiS buduje swój wizerunek na największej klęsce polskiej dyplomacji po 1989 roku.

Jarosław Kaczyński twierdzi, że Polska musiała w sytuacji przymusowej zaakceptować niekorzystny dla Polski traktat lizboński podpisany 13 grudnia 2007 roku. Otóż jest to kłamstwo. Kłamstwo, na którym został zbudowany patriotyczny wizerunek obecnego obozu rządowego i jego legitymizacja do sprawowania władzy. I to kłamstwo jest dziś jednym z najważniejszych elementów wizerunkowych rządzących.

Nie zaprzecza mu liberalna opozycja, współodpowiedzialna za akceptację traktatu i tym samym za degradację pozycji Polski w UE. Jest to kłamstwo, które ukształtowało fundament ustrojowo-polityczny państwa PO–PiS, a zwłaszcza sformatowało naszą pozycje w Unii. To kłamstwo jest dziś nie tylko ponadpartyjnym fundamentem polskiej polityki unijnej, ale także przyczyną niewiedzy o rzeczywistych przyczynach upadku pozycji Polski w strukturach unijnych.

Kwestia negocjacji nowego traktatu rewizyjnego, po referendach w sprawie traktatu konstytucyjnego we Francji i w Holandii była zamknięta. Traktat upadł, bo społeczeństwa dwóch państw nie zgodziły się na konstytucjonalizację UE. Te referenda były niespodziewanym sukcesem nie tylko europejskich przeciwników procesu budowy jednego unijnego superpaństwa, ale sukcesem przede wszystkim Polski. Odrzucenie traktatu oznaczało, że Unia będzie zarządzana z pomocą mechanizmów wypracowanych w traktacie nicejskim.

Ten traktat dawał Polsce bardzo mocną pozycję decyzyjną w Radzie Europejskiej, podstawowej instytucji decyzyjnej w Unii. Polska, podobnie jak i Hiszpania, miała według tego traktatu 27 głosów, a cztery największe państwa: Niemcy, Francja, Włochy i Wielka Brytania, po 29 głosów. To oznaczało, że wartość polskiego głosu była równa 93 proc. wartości głosu niemieckiego. Bez Polski trudno byłoby podjąć jakąkolwiek decyzję. Traktat nicejski był gwarantem, że polskie interesy będą respektowane, a wszelkie niekorzystne rozwiązania, jak na przykład nierówność w dopłatach bezpośrednich, mogą być stopniowo niwelowane.

Polska nie miała faktycznego wpływu na przygotowanie traktatu konstytucyjnego, ale akceptacja jego odrzucenia powinna być fundamentem polskiej polityki unijnej. Takie też było przesłanie PiS w wyborach 2005 roku. Nasz kraj powinien przeciwstawić się wszelkimi sposobami próbom zmiany traktatu, bo wszelka zmiana mogła tylko prowadzić do rozwiązań zbliżonych do tych z traktatu konstytucyjnego.

Polska po wstąpieniu do Unii miała bardzo mocną pozycję w tej kwestii. Nie tylko przyjęcie nowego traktatu, ale samo rozpoczęcie nowych negocjacji traktatowych wymagało zgody wszystkich państw członkowskich. Już sam sprzeciw jednego kraju mógł zablokować rozmowy na ten temat. W przypadku rozpoczęcia nowych negocjacji Polska nie mogła jednak liczyć na wsparcie państw, których społeczeństwa w referendum zaakceptowały rozwiązania traktatu konstytucyjnego, a rządy dwóch państw, których społeczeństwa odrzuciły traktat, popierały jego zasadnicze rozwiązania.

Niestety, obrona naszej pozycji w Unii wbrew wyborczym zapewnieniom nie stała się fundamentem polskiej polityki we wspólnocie. Ta kwestia była zupełnie nieczytelna dla opinii publicznej, bowiem została poprzedzona awanturą w sprawie tzw. kartoflanych karykatur prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ta awantura, a zwłaszcza oburzenie ówczesnego obozu rządzącego, ukształtowało społeczne przekonanie nie tylko o twardej obronie polskiego interesu, ale także o antyniemieckim charakterze ówczesnych rządów. To ten wizerunek stał się zasłoną dymną dla proniemieckich decyzji prezydenta Lecha Kaczyńskiego i rządu Jarosława Kaczyńskiego, wyrażających zgodę najpierw na rozpoczęcie negocjacji, a następnie na degradację pozycji Polski w strukturach unijnych.

Ideą przewodnią zarówno traktatu konstytucyjnego, jak i traktatu lizbońskiego, była zasadnicza zmiana ustroju Unii, polegająca na prawnym zaakceptowaniu nierówności państw członkowskich i budowaniu hegemonii niemiecko-francuskiej.

Było oczywiste, że zgoda na legalizację prawną hegemonii niemieckiej w sposób istotny osłabi pozycję Polski w strukturach unijnych. Do rozpoczęcia nowych negocjacji potrzebna była zgoda wszystkich państw członkowskich.

Ta kwestia była głównym tematem rozmów kanclerz Merkel z prezydentem Lechem Kaczyńskim na Helu w kwietniu 2008 roku. Kaczyński wyraził zgodę na rozpoczęcie negocjacji nowego traktatu, który miał być oparty na odrzuconym traktacie konstytucyjnym, przy kosmetycznych jego zmianach – tak, aby nie wywoływały one oporu opinii publicznej, zaniepokojonej zagrożeniem budowy europejskiego superpaństwa. Same negocjacje przebiegały bardzo szybko. Co prawda prezydent Kaczyński podnosił kwestię tzw. pierwiastka, co było tylko próbą nieznacznej poprawy siły polskiego głosu, czy kwestie tzw. formuły z Joaniny, ale było to tylko szukanie formuł, które pozwoliłoby przedstawić nowy traktat polskiej opinii publicznej jako sukces negocjacyjny.

Na co się zgodził prezydent i rząd PiS? Otóż przede wszystkim nastąpiła zmiana siły polskiego głosu w RE. Gdy poprzednio wartość polskiego głosu była równa 93 proc. wartości głosu niemieckiego, to w nowym traktacie spadła do poziomu 48 proc. Ale najważniejsze, że nasz kraj wypadł z kręgu państw decyzyjnych, a możliwości zablokowania podejmowanych decyzji spadły właściwie do zera. Co najwyżej można je było tylko odłożyć w czasie i na tym polegała tzw. formuła z Joaniny. Faktycznie w historii Unii nigdy nie odegrała istotnej roli.

Zgoda na tak radykalną redukcję siły polskiego głosu oznaczała zarówno polską zgodę na niemiecką hegemonię w Unii, jak też zgodę na podrzędną, peryferyjną pozycję naszego kraju w strukturach unijnych. To największa klęska w polskiej polityce zagranicznej od czasu upadku systemu komunistycznego, tym bardziej gorzka klęska, bo możliwa do uniknięcia.

Wzmocnieniu niemieckiej hegemonii, za parawanem unijnych instytucji miało służyć także sformułowanie nowego art. 7 w nowym traktacie mającym na celu dyscyplinowanie państw opornych wobec unijnej dominacji. Nasze obecne problemy z UE wynikają zarówno z wprowadzenia tego artykułu, jak też z niemożliwości stworzenia mniejszości blokującej, co ma zasadnicze znaczenie zwłaszcza przy kwestiach ekonomiczno-klimatycznych ograniczających konkurencyjność naszej gospodarki. Prezydent zgodził się także na wprowadzenie do treści traktatu tzw. konceptu antydyskryminacyjnego, który służy KE do wymuszania na naszym kraju polityki antydyskryminacyjnej, której istota polega na akceptacji propagandy homoseksualnej w edukacji młodego pokolenia.

Przyjęcie traktatu lizbońskiego sformatowało obecną naszą rolę w Unii, redukując pozycję w strukturze decyzyjnej Unii. Jest to bardzo istotny krok w kierunku federalizacji Unii. Proces ten jest dziś największym zagrożeniem zarówno suwerenności naszego państwa, jak i cywilizacyjnej tożsamości naszego narodu. Dziś zasadniczym wyzwaniem polskiej polityki jest powstrzymanie tego procesu i oparcie europejskiej współpracy na płaszczyźnie równej i partnerskiej współpracy, a nie dominacji i hegemonii.

Niestety deklaracje Jarosława Kaczyńskiego poparcia dla stworzenia armii europejskiej, jak i przystąpienie Polski do PESCO oznaczają, że proces federalizacji, pomimo konfliktów o kwestie drugorzędne, które znowu tworzą zasłonę dymną dla zasadniczych decyzji, jest nadal podstawową wytyczną polskiej polityki. Kontynuacja kłamstwa lizbońskiego oznacza kontynuację tej samej polityki, która doprowadziła do zasadniczej degradacji pozycji naszego kraju w strukturach unijnych. Charakter polskiej polityki unijnej precyzyjnie sformułowała Beata Szydło w przemówieniu w Parlamencie Europejskim, mówiąc, że, „Chcemy zbudować Polskę... taką jaka jest UE”.

Ten traktat to dowód, że ówczesny obóz rządzący nie miał woli, charakteru ani negocjacyjnych kompetencji obrony naszej pozycji w Unii. Jego przyjęcie było największa klęską w polityce międzynarodowej Polski od czasu upadku komunizmu. I dzisiejsza polityka oparta na kłamstwie lizbońskim, ma taki sam charakter, pomimo różnych konfliktów o sprawy trzeciorzędne.

Źródło: Rzeczpospolita.

http://archiwum.prawicarzeczypospolitej.org/aktualnosci,pokaz,1960


=========================================================

OBEJRZENIE TEGO FILMU JEST OBOWĄZKOWE!



wawel24
O mnie wawel24

Huomo-animal divino. Znajomość harmonii nazywa się stałością. Znajomość stałości nazywa się oświeceniem. [...]. Napięcie ducha w sercu nazywa się uporem. [...] Wiedzący nie zna udawania, udowadniający nie wie.  Nagroda Roczna „Poetry&Paratheatre” w Dziedzinie Sztuki ♛2012 - (kategoria: poetycki eksperyment roku 2012) ♛2013 - (kategoria: poezja, esej, tłumaczenie) za rozpętanie dyskusji wokół poezji Emily Dickinson i wkład do teorii tłumaczeń ED na język polski ========================== ❀ TEMATYCZNA LISTA NOTEK ❀ F I L O Z O F I A ✹ AGONIA LOGOSU H I S T O R I A 1.Ludobójstwo. Odsłona pierwsza. Precedens i wzór 2. Hołodomor. Ludobójstwo. Odsłona druga. Nowe metody 3.10.04.2011 P O S T A C I  1. Franz Kafka i hospicjum kultury europejskiej czyli nagi król 2. Platon czytany przez Simone Weil P O E Z J A 1. SZYMBORSKA czyli BIESIADNY SEN MOTYLA 2. Dziękomium strof Strofa (titulogram) 3.Limeryk 4.TRZEJ MĘDRCOWIE a koń każdego w innym kolorze... 5.CO SIĘ DZIEJE  M U Z Y K A 1.D E V I C S 2.DEVICS - druga część muzycznej podróży... 3.HUGO RACE and The True Spirit 4.SALTILLO - to nie z importu lek, SALTILLO - nie nazwa to rośliny 5.HALOU - muzyka jak wytrawny szampan 6.ARVO PÄRT - Muzyka ciszy i pamięci 7. ♪ VICTIMAE PASCHALI LAUDES ♬

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka