MOTTO
1. ""Jak na razie cechy homososa [człowieka stadnego, przyp. mój, wawel] najwyższy stopień dojrzałości osiągnęły w ludziach [...] o stosunkowo wysokim poziomie kultury i wykształcenia, a także w środowisku najbardziej aktywnej społecznie części ludności, szczególnie zaś w sferze zarządzania, nauki, propagandy, kultury i szkolnictwa. Ta część wysoko-rozwiniętych homososów wywiera z kolei wpływ na pozostałą część ludności, a także na zewnątrz. Zarazki homosotii szybko rozpełzają się [...] . Jest to najgłębsza choroba ludzkości, bowiem przenika do samych podstaw istoty ludzkiej. Jeżeli człowiek poczuł w sobie homososa i wchłonął jad homosotii, wyleczyć go z tej choroby jest jeszcze trudniej niż przywrócić do zdrowia zatwardziałego alkoholika lub narkomana."
[A.Zinowiew]
PRZYPIS
homosos - skrót od homo sovieticus, utworzony przez Zinowiewa, polską, lokalną mutację zwie się "homopisos".
2. "Gwałtowność uczuć u tłumu, zwłaszcza różnorodnego, spotęgowaną bywa jeszcze przez brak odpowiedzialności. Ta pewność bezkarności, pewność rosnąca wraz z liczebnością tłumu, oraz poczucie chwilowej wielkiej potęgi, którą zawdzięcza on tej właśnie liczebności, wszystko to umożliwia powstanie w tłumie takich uczuć i czynów, które dla osobnika izolowanego są zupełnie niemożliwe. W tłumie — głupiec, nieuk i zazdrośnik nie czują wcale swej nicości i bezsilności, owszem mają oni tu świadomość pewnej brutalnej siły, przelotnej wprawdzie, ale olbrzymiej."
"Jakiekolwiek będą uczucia, które tłum objawia, dobre czy złe, mają one jednak zawsze podwójną cechę: są bardzo proste i zarazem bardzo przesadne. Osobnik w tłumie zbliża się pod tym względem, jak pod wielu innymi, do istot pierwotnych. Umysł jego, nie rozumiejący się na odcieniach, ujmuje tylko całość rzeczy i nie zna stadiów przejściowych. W tłumie wzmacnia przesadę uczuć ta jeszcze okoliczność, że każde objawione uczucie, szerząc się bardzo szybko drogą zarazy i sugestii, znajduje powszechne uznanie i to znacznie potęguje jego siłę. Wskutek prostoty i przesady swych uczuć tłum nie zna ani wątpliwości, ani niepewności. Z jednej ostateczności przerzuca się on [...] w drugą. Rzucone podejrzenie staje się dlań natychmiast prawie niepodlegającym dyskusji pewnikiem, a lekka antypatia lub nagana, które u indywiduum pojedynczego nie wywołałyby dalszych następstw, u osobnika w tłumie wnet przekształcają się w okrutną nienawiść."
[G.Le Bon]
Przyznam się, że ostatnio z lubością obserwuję syndrom zachowań fanów PIS.
Jest to tak niepodrabialny modus vivendi jak i modus cogitandi, że postronny obserwator zastyga w zdziwieniu.
Potrafią wyłączać całe rejony realności, amputować burzące ich wybór i spokój fakty. Np. jak jeden mąż (człowiek stadny, zbiorowy, plemienny) wszyscy zaczęli nie dostrzegać bolszewickiego projektu o bezkarności urzędników działających w interesie społecznym. Nie ma, nie istnieje. Ich ukochana partia go nie stworzyła, klub nie zaakceptował. Nie. On wpadł w czarną dziurę ich mózgu. Żeby nie musieli zacząć myśleć, krytykować, rozważać, poddawać refleksji. Szumowski wyśmiewa maseczki, oni pękają ze śmiechu, Szumowski nagania do maseczek - oni szybko zakładają stroje strażników masek. Niczym lud Xhosa przyklaskują niszczeniu bytu ich samych. Nie łączą faktów. W konstrukcji ich mózgu dwójmyślenie w odpowiednim momencie przełącza mózg w tryb... sakralnej czci dla słów Przywódcy, jak by idiotyczne i niszczące nawet dla nich samych nie były. Technokratyczna, futurologiczna idea centralnego mózgu Sztucznej Inteligencji jednoczącej miliony peryferyjnych scalaków - realizowana jest w tej sekcie, której AI bije na Nowogrodzkiej.
Oczywiście zawsze tacy byli. Np. gdy przyłapano łapczywego dziadygę Kuchcińskiego na zrobieniu z rządowego samolotu rodzinnego biura podróży nasi dzielni ludzie stadni już rzucali się bronić go jak lwy. Gotowi byli dowodzić, że jego krewni musieli robić rekonesanse lotnicze, by z lotu ptaka królewskim okiem mogli docenić, które regiony ojczyzny zasługują na repolini..., ups repolonizację. Gotowi byli zbierać na kolanach konfetti sypane z nieba jak manna na głowy dworaków i tańczących gejsz frankistowskiego ministra Zielińskiego. Gotowi byli z przez partię naznaczonego cwaniaka nad cwaniaki ("nie masz cwaniaka nad banasiaka") robić św. Franciszka, lub opiekuna pielgrzymów - dopóki cwaniaczek nie postraszył partii matki udowadniając że on z innej, sąsiedniej mafii żrącej z pasją i rodzinnie skubane na wszystkie strony ciało Rzeczypospolitej.
Teraz gdy bractwo rycerzy maltańskich zespolone nie do rozerwania (kopulatywnie) z bractwem Arkonii w zbożnym dziele wypompowywania dziesiątek (setek?) milionów z kieszeni podatnika (jak głosi znana piosenka w jej apokryficznej wersji: "oj, oj, oj, płaci szabes goj") - fascynujące androidy spod znaku Nowogrodzkiej lament wznoszą o zaszczuwaniu największego ministra wszechczasów, ofiarnego ojca Wergiliusza lub mitycznego Numy Łukasza Pompiliusza. Gotowi linczować każdego, kto złym słowem rzuci w Łukasza Sinookiego Głębokokieszennego. Niezwykli ludzie niezwykłej wiary - lub... może prędzej zwykłe fujary ;). Fascynujące legiony, szwadrony mięsa partyjnego, kamikadze rozumu, logiki i przyzwoitości. Osamotnieni ludzie pragnący opieki. Cudownej. Dziwowisko jakby z powieści Dostojewskiego wyjęte. Przez Jarosława w swej zdolności rozumowej skrzywdzeni, przez samych siebie poniżeni...
Arcydzieło nieledwie łysenkowej konstrukcji biologicznej zrealizowanej przez aparat propagandy partyjnej. I niech ktoś powie, że partia nie ma mocy. Mocy tworzenia nowego człowieka. Mężczyźni, kobiety, zda się bystrzy, niektórzy czasem inteligentni nad przeciętną, nierzadko wrażliwi - niech tylko raz jeden padnie na nich bazyliszkowe spojrzenie Jarosława K. - głupieją do szczętu. Głupieją i... podleją (choć może być i tak, że owa podłość była w nich skryta, gotowa do skoku a Wódz i spotkanie tłumu sobie podobnych "współtowarzyszy walki partyjnej" tę podłość ośmieliły i uwolniły). Zaczynają prorokować, miewać wizje niezborne, za wszystko, co najgorsze winić swoich oponentów, próbują chodzić po wodzie, którą leje za dziesiątki tysięcy talarów handlarz ludzką wyobraźnią Kurski. Prawda i fakty przestają dla nich istnieć. Istnieje jedynie i świeci na ich niebie jak Matka Boska - św. Fakt Partyjny Nieustającej Opieki Totalnej... I napastliwy, donosicielski, szpiclujący, uszminkowany niebotyczną hipokryzją, oślizgły, dwójmyślący mózg żywiący się świętą stadnością i jej chwilową, pozorną siłą...
Komentarze