Historia z niemiecką rodziną Martensów jest z kilku powodów ciekawa, ale też i smutna zarazem. Ale najpierw nieco faktów. Martensowie – rodzina z dziesięciorgiem dzieci, mieszkający w Niemczech baptyści, nie chcieli się zgodzić, aby ich dzieci uczęszczały na obowiązkowe u naszych zachodnich sąsiadów szkolne lekcje edukacji seksualnej. Swój sprzeciw motywowali względami religijnymi i światopoglądowymi.
Ale oczywiście nie przekonało to niemieckich urzędników i zaczęły się represje. Najpierw grzywny, potem areszt dla ojca (doba w celi), groziła im też ingerencja osławionych Jugendamtów. Jako, że obydwoje Martensowie – Jewgenij i Luiza, urodzili się w Rosji, skąd we wczesnej młodości wyemigrowali, postanowili skorzystać z rosyjskiego, rządowego programu dla chcących wrócić na łono ojczyzny. Trzeba zaiste ogromnej wiedzy o kraju, do którego się wraca, aby w połowie grudnia przylecieć do Nowosybirska i chcieć się osiedlić we wsi położonej 600 km od tego miasta. A tak właśnie zrobili Martensowie. Temperatury – minus 46° Celsjusza. Miejsce osiedlenia – wieś Krysztowka. Ale napisać tyle to mało. Pytani przez reporterów Nowej Gazety o historię wsi mieszkańcy wspominają dwa wydarzenia – w 1975 roku pojawił się pierwszy telewizor, a w 2006 zbudowano drogę asfaltową. A, i jeszcze w ubiegłym roku helikopterem przyleciał gubernator, latem. Jednym słowem, jak mówią Rosjanie, głubinka. Władze pytały czy we wsi nie ma jakichś domów nadających się do zamieszkania. Z Krysztowki odpisano im, że są, ale wymagają niewielkiego „remonciku”. A potem, jak wspominają pytani przez dziennikarzy mieszkańcy wszystko ucichło, aż do grudnia, kiedy pojawili się Niemcy. Dom, w którym zamieszkali, według naszych standardów, to kompletna ruina – bez ogrzewania, kanalizacji, wody, z cieknącym dachem, na suficie z powodu wilgoci rosły grzyby. Martens dostał od rządu 150 tys. rubli, a potem po rosyjsku – radź sobie chłopie sam. A na dworze minus 46. Martens chciał zajmować się farmerstwem, rzemiosłem, ale rodzina wytrzymała do końca lutego i po cichu wróciła do Niemiec. Koniec pieśni i marzeń o konserwatywnym raju. Mieszkańcy komentując decyzję głowy rodziny powiedzieli dziennikarzom – „Zuch, chociaż dzieci uratował.”
Martensowie są oczywiście ofiarami własnej naiwności, braku wiedzy i oficjalnej rosyjskiej propagandy, kreującej Rosję na kraj, w którym ceni się tradycyjne wartości. Ale jest przede wszystkim krajem biedy. Według oficjalnych danych statystycznych w 2016 roku 13,5 % Rosjan żyło w nędzy. To niemal 20 mln ludzi (dokładnie 19,8 mln), przy czym ta liczba podniosła się w ciągu roku o 300 tys. osób. Ale dostępne są też inne analizy – np. sami Rosjanie pytani o swoją sytuację materialną w 50,3 % określili się mianem biedaków. Minimum egzystencji w Rosji, to według oficjalnych danych 10 466 rubli miesięcznie, a płaca minimalna to 7 500 rubli. I takie wynagrodzenie otrzymuje 5 mln Rosjan. Rząd utrzymuje, że chce podnieść pensje minimalne, ale praktyka jest inna. W marcu tego roku realne wynagrodzenia w Rosji zmniejszyły się, w porównaniu z tym samym miesiącem rok wcześniej, o 2,5 %. Mimo, że jak utrzymuje rząd kraj wychodzi z kryzysu.
Na razie rząd koncentruje swe wysiłki na sprawozdawczości. Właśnie odbywa się w Rosji sprawdzanie na ile „majowe ustawy” Władimira Putina udało się wcielić w życie. Chodzi o pakiet regulacji, jakie wdrożył rosyjski prezydent na początku kadencji w 2012 roku. Putin podpisał wówczas 11 pakietów legislacyjnych, których celem, jak głosiła oficjalna propaganda, była poprawa stopy życiowej Rosjan. Teraz przyszedł czas, kiedy mówi się sprawdzam. I rząd jest z siebie zadowolony. Nawet bardzo. Wszystko idzie ku lepszemu – wydłuża się czas życia, jest więcej domów, lekarstwa są dostępniejsze. Jednym słowem sukces. Tylko mało kto w to wierzy. W listopadzie ubiegłego roku, popierający Putina Front Narodowy przeprowadził analizę, w jakiej fazie realizacji znajduje się 171 programów, które składają się na „majowe ustawy”. Ich zdaniem tylko 16 % uznać można za zrealizowane. Pytani przez dziennikarzy eksperci wprost mówią o tym, że rząd fałszuje dane. A perspektywy, ze społecznego punktu widzenia, są jeszcze gorsze. Przygotowujący dla Putina Strategię Rosja 2035 - pakiet reform mogących ożywić gospodarkę, były minister finansów Kudrin, proponuje podniesienie wieku emerytalnego i zaostrzenie kryteriów przyznawania świadczeń. Niezależnie od argumentów, jakie można przytoczyć na poparcie tych propozycji, jedno jest pewne – rosyjski budżet nie ma pieniędzy na wzrost wypłat emerytalnych, a ten jest nieuchronny w obliczu wydłużającej się długości życia i starzenia się społeczeństwa.
W centrum uwagi znów stają kwestie demograficzne. W Rosji funkcjonuje odpowiednik naszego systemu 500+. Program został przyjęty w 2007 roku i dziś na każde drugie i następne dziecko rosyjska rodzina może otrzymać 453 tys. rubli (wg. dzisiejszego kursu – 30 351 złotych). Kwota wypłacana jest jednorazowo i może zostać przeznaczona na zakup domu lub remont mieszkania, edukację dzieci, rehabilitację lub zapewnienie emerytury rodzicom. Pieniądze są „znaczone”, władze mają kontrolę, i chcą ją jeszcze zwiększyć, nad tym, na co są wydawane. Jednak dziś w Rosji trwa dyskusja czy nie lepszym systemem jest wypłacanie miesięcznych subsydiów. Gdyby tak było opisywana rodzina Martensów miałaby jakieś środki na przeżycie. Oczywiście w tle tych dyskusji jest też kwestia wysokości świadczeń (ponad trzykrotnie niższe niźli w Polsce) oraz wpływ tego systemu na demografię.
Władze są z siebie bardzo zadowolone. Twierdzą, że skutkiem ich polityki jest wzrost przyrostu naturalnego i zahamowanie groźnego trendu z lat ubiegłych, kiedy to liczba Rosjan malała. Rzeczywiście w 2016 roku odnotowano, kolejny rok z rzędu dodatni przyrost naturalny i w efekcie, spodziewają się władze, w 2017 roku liczba Rosjan przekroczy 147 mln. Jednak głębsza analiza pozwala obalić propagandowe klisze. Po pierwsze przyrost jest głównie efektem emigracji (za 11 miesięcy 2016 roku przyrost o 241 tys.). Gdyby brać pod uwagę tylko i wyłącznie liczbę rodzących się i umierających, to Rosjan przybyło w ubiegłym roku z tego tytułu jedynie 5 tys. Przy czym znacząco spadła liczba rodzących. Podwyższa się też wiek pierwszego połogu. Zresztą zdaniem rosyjskich demografów odnotowany w ubiegłych latach pozytywny trend to nie żaden efekt polityki władz, ale skutek tego, że w wiek zawierania małżeństw i rodzenia dzieci wszedł kilka lat temu wyż demograficzny, który teraz przemija.
Długofalowe prognozy nie są optymistyczne. Odwołajmy się do analizy sporządzonej w Rosyjskim Instytucie Analiz Strategicznych, ośrodku uchodzącego za bezpośrednie zaplecze Kremla. Prognoza odwołuje się do argumentów natury strategicznej, a diagnoza jest pesymistyczna. Otóż mimo pozytywnego trendu lat ubiegłych, odwrócenia niebezpiecznych tendencji nie osiągnięto. W latach 1992 – 2013 liczba rosyjskich obywateli zmniejszyła się w wyniku salda przyrostu naturalnego o 13,2 mln osób. Przyjechało do Rosji (lub zostało włączonych – Krym) 8,37 mln osób. A zatem saldo jest nadal ujemne – ludność zmniejszyła się o 4,85 mln osób. Ale dziś trudno liczyć na powroty Rosjan z „bliskiej zagranicy”. A inne kraje rosną. Biorąc pod uwagę liczbę ludności Rosja między rokiem 1960 a 2014 spadła z 5 na 9 miejsce na świecie, ale w 2050 będzie na miejscu 14. Wyprzedzą ją takie kraje jak Egipt, Meksyk, Filipiny, Etiopia, a kto wie czy nie Wietnam i Iran. Dla rosyjskich strategów to ważna, choć niemiła informacja. Ale są jeszcze bardziej pesymistyczne prognozy – wg. analityków ONZ w połowie wieku obywateli Rosji może być 103,2 mln, a są też tacy w Rosji pesymiści, którzy optują za jeszcze inną liczbą i mówią, że w 2050 roku będzie ich 71,4 – 90,6 mln. Świadomie piszę o obywatelach Rosji, nie zaś Rosjanach, bo kiedy spojrzy się na geografię przyrostu naturalnego nie sposób nie mieć wątpliwości. Najwyższy przyrost odnotowuje się w takich „rosyjskich” regionach jak Ałtaj, Buriacja, Dagestan, Inguszetia, Tuwa, Czeczenia. A najniższy w Moskwie, Petersburgu, guberniach smoleńskiej, jarosławskiej, Iwanowskiej.
Kremlowscy stratedzy oceniając skuteczność polityki prorodzinnej rządu, rosyjskiego odpowiednika systemu 500+, dochodzą do wniosku, że nie wpłynął on w większym stopniu na przyrost naturalny w „rdzennie rosyjskich” częściach kraju, ale za to znacznie powiększył się on w regionie północnego Kaukazu i innych regionach zamieszkałych przez „nierosyjskich” obywateli.
Analizują też wpływ liberalnej polityki w kwestii aborcji na sytuację demograficzną współczesnej Rosji. Wnioski, jakie wyciągają, to zapewne jeden z istotnych powodów „konserwatywnego” zwrotu w retoryce Kremla. Ale dajmy mówić liczbom. Tylko w ostatnich 22 latach w Rosji przeprowadzono, wg. oficjalnych danych, 43,67 mln zabiegów przerwania ciąży. Liczba aborcji przewyższyła liczbę dzieci, które przyszły w tym okresie na świat (o 10,5 mln). Gdyby uwzględnić zabiegi w prywatnych klinikach i szarą strefę, to zdaniem analityków, trzeba byłoby mówić o 80 mln zabiegów. I proponują zmianę polityki władz w tym zakresie. Nie przez wprowadzenie zakazu, ale zmianę systemu edukacji lekarzy, lepszą informację, obowiązkowe konsultacje psychologiczne, opiekę nad matką. Co ciekawe ich argumentacja na rzecz ograniczenia w Rosji liczny zabiegów przerywania ciąży wyprana jest całkowicie z refleksji o charakterze światopoglądowym czy religijnym. Ma wyłącznie technokratyczny charakter. Jeśli Rosja zatrzymać ma spadek liczny ludności i liczyć się w świecie, jeśli ma być, choć o tym wprost nie piszą, nadal rosyjską, to potrzebna jest zmiana modelu rosyjskiej rodziny, polityki społecznej, edukacji.
Może właśnie, dlatego, były KGB-ista, a obecny prezydent Rosji odsłonił wczoraj na Kremlu krzyż usunięty przez bolszewików, widywany jest regularnie w cerkwi, a Prawosławie cieszy się wsparciem władz.
Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka