Marek Budzisz Marek Budzisz
1294
BLOG

Rosja powoli jest wypychana z Azji Środkowej.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

W Rosji trwa właśnie wizyta państwowa prezydenta Kirgizji, Atambajewa. Przyjmowany jest on z najwyższymi zaszczytami. Na Kremlu ustępującego niedługo przywódcę tego ubogiego, środkowoazjatyckiego kraju przyjął prezydent Putin otoczony wianuszkiem najważniejszych rosyjskich polityków na czele z ministrami spraw zagranicznych i obrony. Mimo, że jak, donoszą rosyjskie media, panowie za sobą nie przepadają. A raczej Władimir Władimirowicz nie przepada za zbytnio, jak na jego gust, kordialnym stylem bycia kirgiskiego prezydenta. Podobno nawet z tego powodu, rozdrażniony „narzucaniem” się Atambajewa, Putin skrócił swoją wizytę w Biszkeku w lutym. I teraz nie obeszło się bez zgrzytów. Kirgiski prezydent w trakcie spotkania recepcyjnego chwycił Putina za łokieć i ten dopiero po kilku minutach był w stanie „wyswobodzić się”. Ale czego nie robi się w interesie państwa. Kirgizja jest dla Rosji zbyt ważna i znajduje się w zbyt istotnym momencie swej historii, aby rosyjskie kierownictwo mogło grymasić. Mało tego, zaraz po spotkaniu z Putinem poinformowano, że Rosja skreśliła cały dług Kirgizji, łącznie 240 mln dolarów. Całkiem niemało nawet jak na rosyjskie standardy.

Powód tej szczodrości Moskwy jest jeden. Jesienią w Kirgizji odbędą się wybory i Moskwa chce postawić na jednego z kandydatów. Nie będzie to ustępujący prezydent Atambajew, bo sam wielokrotnie mówił, że nie zamierza kandydować, a jego partia, socjaldemokratyczna, wystawiła już kandydaturę. No może zostanie premierem, ale to jeszcze nie jest postanowione. Rosja ma pewien problem z kandydaturą wysuniętą przez rządzących Kirgizją socjaldemokratów (na nazwy partyjne proponuję patrzeć z przymrużeniem oka, podstawą polityki partyjnej w Kirgizji, podobnie jak we wszystkich krajach regionu są interesy klanów). Obecny premier, Żeenbekow, który startował będzie w zbliżających się wyborach prezydenckich, wraz z bratem (marszałek parlamentu), jak się uważa reprezentują w Biszkeku interesy Arabii Saudyjskiej. I wcale nie ma pewności, że w razie sukcesu nie będzie uprawiał polityki obliczonej na zbliżenie ze światem arabskim. I może okazać się, że Amerykanie, lub ich arabscy sojusznicy wrócą do oddanej w 2014 roku bazy lotniczej w Manas. A tego Rosjanie bardzo, ale to bardzo nie chcą. I muszą pokazać, że są strategicznymi przyjaciółmi, że decyzja Biszkeku o wstąpieniu do prorosyjskiej Unii Euroazjatyckiej była słuszna. A Kirgizi wystawiają rachunek – 240 mln dolarów. I oczywiście Rosjanie płacą, bo chcą utrzymać wpływy i zabiegać o więcej. Proponują Kirgizom więcej - wspólne rosyjsko – kirgiskie firmy produkujące broń.

Ten pragmatyzm Biszkeku ujawnia prawdziwą sytuację w regionie, w którym rywalizują wielkie mocarstwa. Rosjanie uważają, na podstawie analizy propozycji cięć w zakresie amerykańskiej pomocy wojskowej dla państw Azji Środkowej, że Waszyngton traci nim zainteresowanie. Ale tę próżnię starają się wypełnić Chiny. Rosjanie stworzyli więc specjalny kirgisko – rosyjski fundusz rozwoju i zadeklarowali, że zasilą go 500 mln dolarów, ale Chińczycy zaproponowali analogiczne rozwiązanie i położyli na stół miliard. Ale nie tylko o pieniądze tu chodzi, ale również o możliwości technologiczne i umiejętności inżynierskie.

Na tym polu Rosja wyraźnie Chinom ustępuje. Dobrym przykładem jest choćby ogłoszony wczoraj projekt wspólnego chińsko – rosyjskiego przedsięwzięcia polegającego na budowie szybkiej kolei między uralskimi miastami Jekaterynburgiem a Czelabińskiem. Jak donosi Reuters, powołując się na źródła chińskie, Pekin planuje inwestycję o wartości 2,5 mld dolarów, przy czym, stać się ma właścicielem kluczowej infrastruktury komunikacyjnej, swoistej osi rozwoju, w uralskim okręgu przemysłowym. A co ważniejsze, trasa ta miałaby stać się częścią kolejowego połączenia północnej drogi Jedwabnego Szlaku. Trzeba też pamiętać, że z Czelabińska do granicy z Kazachstanem jest sto kilkadziesiąt kilometrów. Rosjanie nie mają ani pieniędzy, ani technologii, ani umiejętności, aby obydwa uralskie miasta połączyć linią kolejową, zarówno pasażerską, jak i towarową, po której pociągi przemieszczać się będą z prędkością 300 km na godzinę. Rosjanie zwracają uwagę, że chińskie państwowe linie kolejowe, które stoją za całym przedsięwzięciem tylko w ubiegłym roku podpisały kontrakty na budowę tras kolejowych o wartości 15 mld dolarów – budują 90 tys. km, z czego 10 tys. km to linie szybkobieżne. I mowa jest tylko o inwestycjach zagranicznych. Przywoływani w rosyjskich mediach eksperci obawiają się kilku zjawisk. Po pierwsze odczytania przedsięwzięcia, przez Rosjan, jako wzrost nacisku i obecności Chińczyków na Syberii. Z tego też powodu, uważają, że Chińczycy będą starali się przedstawić projekt, jako międzynarodowy, a niewywodzący się z Państwa Środka. Dostrzegają też inne prawidłowości chińskiej ekspansji. Otóż projekty są kredytowane przez chińskie instytucje finansowe, często na preferencyjnych warunkach, ale kiedy druga strona nie jest w stanie wywiązać się z warunków spłaty pożyczki, Pekin przejmuje na własność infrastrukturę. A z reguły zawsze obsługa takich wspólnych linii kolejowych, tzn. dostawa taboru oraz obsługa „portów lądowych” znajduje się w chińskich rękach. A profity tam są najczęściej lokalizowane.

Trzeba też inaczej spojrzeć na niedawne rozszerzenie Szanghajskiej Organizacji Współpracy (SZOS) o Indie i Pakistan. Rosyjskie klisze propagandowe są w tym wypadku klarowne – sukces, sukces Rosji, bo organizacja stanie się przeciwwagą dla świata anglosaskiego. Przy czym statystyka, mówienie, że oto jednoczy się 45 % światowej ludności, 25 % lądów i 25 % światowego PKB, nie zastąpi poważnej refleksji. Otóż w organizacji brak jest jakichkolwiek mechanizmów kształtowania jednolitego stanowiska. Nadal obowiązuje tam zasada konsensusu we wszystkich sprawach. Czy wprowadzenie, zatem do organizacji Indii, o co zabiegał Kreml oraz Pakistanu, czego zażądał Pekin, spowoduje, że wspólną linię będzie się ucierało łatwiej? Warto też na całą kwestię spojrzeć w perspektywie historycznej. Powstanie SZOS w 2001 roku było z pewnością w interesie Pekinu. Po pierwsze istniały już wówczas formuły współpracy, również i obecności wojskowej, Moskwy i byłych środkowoazjatyckich republik wywodzących się z ZSRR. Chiny nie mogły tych relacji ignorować, zwłaszcza, że miały nieuregulowane spory graniczne. A co więcej, Chiny nie miały wówczas doświadczeń we współpracy wielostronnej w tym rejonie i zależało im na poprawnych relacjach, bo już wówczas rysowały się perspektywy importu węglowodorów. Rosyjskie przewagi w sferze militarnej Chińczycy starali się już wówczas równoważyć aktywami gospodarczymi. Ale tu natknęli się na rezerwę Moskwy. I dopiero po kryzysie finansowych (2007 – 2009) chińska inicjatywa powołanie środkowoazjatyckiego banku rozwoju się przebiła, choć nadal Moskwa torpedowała projekt. Chińczycy chcieli, aby państwa – założyciele banku wniosły wkład w jego kapitał równy PKB własnego kraju. W takim wypadku Pekin miałby 80 % jego akcji, ale Moskwa obstawała przy innym scenariuszu – proponowała, aby Chińczycy przystąpili do istniejącego już Euroazjatyckiego Banku Rozwoju, w którym Rosja miała 65,97 % a Kazachstan 32,99 % kapitału. Przy czym stawiali Chińczykom trudne warunki – ich wejście do banku nie powinno nadwątlić pozycji dotychczasowych akcjonariuszy. Nic dziwnego, że rozmowy utknęły i Chińczycy wybrali inny scenariusz – zaczęli udzielać kredyty krajom regionu na bazie umów dwustronnych, zaś w 2013 roku Chiny obwieściły światu o inicjatywie Jedwabnego Pasa i Szlaku. To, że ogłoszona została w Astanie ma wymiar symboliczny. Trzeba też pamiętać, że projektowi temu nie towarzyszy żadna idea stworzenia jakiegokolwiek wielostronnego forum – wszystkie przedsięwzięcia bazują na umowach dwustronnych, znacznie dla Chin wygodniejszych. I wreszcie w 2015 roku Pekin powołał Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych, w którym ma 30 %, a Rosja jedynie 5,9 % głosów.

W takim kontekście rozszerzenie SZOS o Indie i Pakistan wygląda zupełnie inaczej. Rosjanie chcąc równoważyć przewagi Chińczyków już od 2011 roku zabiegali, aby Indie wstąpiły do organizacji. Ale Chińczycy długo ten ruch blokowali, ostatecznie żądając członkostwa Pakistanu. Z pewnością rozszerzenie nie przyczyni się do tego, że stanie się to organizacja sprawniej działająca. Spór indyjsko – pakistański o status Kaszmiru nie zostanie rychło rozwiązany. Chińczycy nadal uprawiali będą politykę umów dwustronnych, bo w ten sposób eksploatują swe przewagi kapitałowe, technologiczne i inwestycyjne. Rosjanie mogą ogłaszać kolejne plany rozszerzenia a Chińczycy będą robić swoje, tak jak ostatnio, kiedy doprowadzili do powstanie czterostronnego mechanizmu i współpracy w kwestii bezpieczeństwa regionalnego. Formuła ta skupia prócz Chin również Pakistan, Tadżykistan i Afganistan. Byłoby oczywiste tego rodzaju mechanizm zbudować w ramach SZOS, ale Chińczycy zdecydowali inaczej. Bez Rosji.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka