Marek Budzisz Marek Budzisz
927
BLOG

Rosjanie nie poprą secesji Katalonii, ale chcą ugrać swoje.

Marek Budzisz Marek Budzisz Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 14

Niedawne referendum w Katalonii, a w szczególności reakcja nań Madrytu i pozycja, jaką zajęła Bruksela jest w Moskwie przedmiotem komentarzy i analiz. Oczywiście pojawiły się już oskarżenia o to, że Kreml jest zainteresowany osłabieniem Unii Europejskiej i zza kulis wspiera separatystów z Barcelony. Łotewski minister spraw zagranicznych Edgars Rinkēvičs w udzielonym wczoraj wywiadzie dla lokalnej gazety powiedział, że referendum w Katalonii, to dla Rosji dążącej do osłabienia Unii „cukiereczek, który wpadł do fartuszka”. Generalnie ton wypowiedzi łotewskiego polityka nie był przychylny separatystom. W jego opinii jest to kwestia wewnętrzna Hiszpanii, robienie wszelkich analogii do sytuacji państw bałtyckich w przeddzień rozpadu ZSRR jest błędne, bo w świetle prawa międzynarodowego, były one nielegalnie okupowane przez ZSRR, i generalnie trzeba przyjrzeć się roli Rosji w całej sprawie. Sugestie łotewskiego ministra nie są odosobnione. Już wcześniej w zachodnich mediach znaleźć można było sporo spekulacji, dlaczego wiązany z Moskwą twórca WikiLeaks tak mocno zaangażował się w popieranie katalońskiej secesji. Podobny pogląd do tego, który wygłosił łotewski minister, znaleźć można również w zachodniej prasie. I tak np. Washington Post w jednym z pierwszych po referendum komentarzy, sugeruje, że analiza aktywności rosyjskich mediów nakierowanych na zagranicę, ale przede wszystkich aktywności w sieci, skłania specjalistów do poglądu, iż Moskwa wspierała separatystów.

Na słowa Łotysza bardzo ostro zareagowała rzeczniczka rosyjskiego MSZ Zacharowa. Nazwała ona Rinkēvičsa „twórcą faków”, a przy okazji zaczepiła też sąsiednią Litwę. Przypomniała mianowicie opowiedzianą przez Dalię Grybauskaite historię o tym, że na początku jej kadencji Putin wręczył jej karteczkę z rosyjskimi żądaniami. I przy okazji miał powiedzieć, – jeśli je spełnicie, to przyjaźń, jeśli nie, będziemy w konflikcie. Zacharowa przypomniała, że już jakiś czas temu wzywała litewską prezydent do ujawnienia tej listy, ale ta, najwyraźniej zapomniała i teraz, odświeża jej pamięć.

Rosyjski Prezydent, we wtorek w trakcie ceremonii wręczenia listów uwierzytelniających przez rozpoczynających swą kadencję ambasadorów (był wśród nich również hiszpański) odniósł się do kwestii katalońskiego referendum. „Teraz wszyscy – miał powiedzieć – analizują sytuację w związku z referendum o niepodległość Katalonii. Nie skrywam, że bardzo przeżywamy to, co dzieje się w Hiszpanii. Ale to oczywiście wewnętrzne sprawy Królestwa Hiszpanii.” Dodał również, że Rosja szanuje terytorialną integralność innych państw i nie miesza się w ich wewnętrzne sprawy.

W rosyjskich mediach również tych nacjonalistycznie nastrojonych, ton komentarzy zadziwiająco powściągliwy. I tak autor artykułu we Wzgliadzie, jest zdania, iż Rosja nie ma interesu w promowaniu katalońskiej niezależności, ani krótko, ani też długoterminowego. Z krótszej perspektywy wzrost popularności w Europie rozmaitych referendów regionalnych (warto odnotować, że rosyjskie media piszą np. o referendum na Śląsku) może dotknąć też Rosję – np., w postaci pojawienia się idei referendum w Tatarstanie, który do tej pory przez lata cieszył się sporą jak na Rosję samodzielnością, ale ostatnio Moskwa dąży do jej ograniczenia, co może wspierać separatystów. Z długoterminowego, strategicznego punktu widzenia, popieranie secesjonistów katalońskich czy północnowłoskich też nie leży w interesie Moskwy. Dlaczego? Przede wszystkim z tego względu, że Kreml winien kibicować konfliktowi świata anglosaskiego ze zjednoczoną Europą. Brexit i kontrowersje między Waszyngtonem oraz Brukselą i Berlinem, to te obszary w które Moskwa winna inwestować. Osłabianie południa Europy, tradycyjnie bliskiego Rosji, zarówno z historycznego jak i z ekonomicznego punktu widzenia wywołać może reakcję odwrotną – i skłonić do zacieśniania więzi atlantyckich. Kiedy już te dwa światy – atlantycki i europejski wystarczająco się od siebie oddalą, to wówczas Moskwa może porozumieć się z Berlinem i proponowany kilka lat temu przez Putina „jeden europejski dom od Władywostoku do Lizbony” może stać się faktem. A dodatkowo, Moskwie zainteresowanej współpracą z Ameryką Łacińską (właśnie rozpoczęło się w rosyjskiej stolicy specjalne forum, w którym obok rosyjskich oficjeli biorą udział przedstawiciele ponad 20 latynoskich państw) wcale nie zależy na konflikcie z Madrytem, właśnie z tego powodu.

Warto jednak zadać pytanie jak Rosjanie radzą sobie z uznaniem ważności referendum, które miało miejsce na zaanektowanym Krymie i podkreślaniem, że szanują integralność terytorialną innych państw? Proszę bardzo. Władimir Konstantinow, przewodniczący lokalnego „parlamentu” powiedział agencji RiA Novosti, że czynienie analogii między obydwoma sytuacjami jest nie na miejscu. Po pierwsze, w jego opinii, Katalończycy chcą się odłączyć od kraju, z którym przez stulecia byli związani, a mieszkańcy Krymu chcieli się przyłączyć do Rosji. A poza tym, przecież w czasie, kiedy głosowano Ukraina praktycznie nie istniała – obalono legalny rząd, instytucje konstytucyjne nie działały, kraj był w rozsypce.

Jeszcze inne analogie buduje Władysław Inoziemcow. Ten znany rosyjski ekonomista, publicysta i przeciwnik Putina, jest zdania, że rozwód Katalonii i Hiszpanii, który prędzej czy później nastąpi, jest świadectwem tego, że tradycyjnie rozumiane imperia odchodzą do historii. Jego zdaniem rozstanie Rosji i Ukrainy, które zaczęło się wraz z rozpadem ZSRR, a dokonało po Majdanie, ma wiele podobieństw z tym, co przeżywa teraz Hiszpania. Po pierwsze potencjały obydwu narodów są podobne (zarówno biorąc pod uwagę, jaką część ludności stanowiły i jaki jest ich udział w PKB, Hiszpanii w przypadku Katalonii i Ukrainy w przypadku ZSRR), po drugie zaś nerwowa reakcja metropolii jest w gruncie rzeczy zbliżona. Bo obydwie nie chcą uznać, że stare formuły imperialne należą do przeszłości i próbują zatrzymać to, co nieuchronne. Różnica jest, jego zdaniem, wszakże jedna, ale za to dość zasadnicza. Otóż secesja Katalonii jest w opinii Inoziemcowa miarą sukcesu projektu europejskiego – bo Barcelona nie chce zeń wystąpić, ale chce być dla Brukseli partnerem, z przedmiotu, bo za pośrednictwem Madrytu przekształcić się w pełnoprawny podmiot integracji. A co Rosja ma do zaproponowania Ukrainie?

I wreszcie trzeba dostrzec reakcję Belgradu. Otóż Ivica Dačić serbski wicepremier i minister spraw zagranicznych, w poniedziałek oświadczył, że jego zdaniem, ale również zdaniem rządu i serbskiego prezydenta, Kosowo nie może być jedynym wyjątkiem od generalnej zasady nie uznawania referendów separatystycznych, o ile nie zgadza się na nie metropolia. I w takiej sytuacji jego rząd wezwie Brukselę do wycofania się z uznanie niepodległości tej serbskiej swojego czasu prowincji. Serbska premier Ana Brnabić oświadczyła, że w trakcie swej zaplanowanej na przyszły tydzień wizyty w Brukseli złoży w Komisji Europejskiej, specjalny list, w którym poruszy kwestię uznania niepodległości Kosowa. „W pełni zgadzamy się ze stanowiskiem Brukseli” – powiedziała odnosząc się do opinii Komisji w kwestii referendum katalońskiego. „Ale teraz musimy zdecydować – dodała – czy prawo międzynarodowe jest uniwersalne, czy też nie.”

Rosjanie przez ostatnie kilkanaście lat przy każdej okazji podnosili i podnoszą kwestię zarówno Kosowa, jak i nie mieszania się obcych państw w wewnętrzne sprawy innych. Polemizują w ten sposób ze sformułowaną po zakończeniu zimnej wojny formułą Ready to Protect, która uzasadniała m.in. międzynarodowe interwencje w Iraku, Libii, Afganistanie czy szeregu krajów afrykańskich. Oczywiście dość swobodnie manipulują definicją interwencji – w ich rozumieniu nie chodzi wyłącznie o zaangażowanie sił zbrojnych, mieści się w niej również wspieranie dążącej do demokratyzacji opozycji wewnętrznej. Gdyby przy okazji kryzysu w Katalonii udało im się przeciągnąć Brukselę w tej sprawie na swoją stronę, to zrealizowaliby jeden z zasadniczych, od dwóch dziesięcioleci, celów swojej strategii w polityce zagranicznej.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka