Marek Budzisz Marek Budzisz
3025
BLOG

Ostrzał rosyjskiej bazy w Syrii - czy zbyt wcześnie w Moskwie otwarto szampany?

Marek Budzisz Marek Budzisz Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 57

Według informacji, które ukazały się w rosyjskiej prasie w Sylwestra 31 grudnia rosyjska baza lotnicza w Syrii w prowincji Latakia została zaatakowana przez islamistów moździerzami. Kommiersant informuje, że zniszczonych zostało, co najmniej 7 samolotów – w tym cztery myśliwce bombardujące Su-24, dwa myśliwce wielozadaniowe Su-35 C oraz samolot transportowy An – 72. Rannych mogło zostać nawet dziesięciu wojskowych, mówi się też o dwóch poległych. Teraz w rosyjskich mediach i agencjach informacyjnych natknąć się można na oficjalne dementi, w myśl, których atak owszem miał miejsce, ale straty są mniejsze niźli pierwotnie o tym raportowano. Niezależnie od tego, jaka jest prawda, a jej chyba do końca nigdy nie poznamy, wydarzenie trzeba uznać za znaczące. Zarówno z militarnego, jak i politycznego punktu widzenie.

Zacznijmy od kwestii militarnych. Baza Hmejmim, bo o niej jest mowa, to nie tylko rosyjski garnizon i baza lotnicza, ale również centrum dowodzenia wojskami rosyjskimi w Syrii. Jak niedawno w wywiadzie dla Moskiewskiego Komsomolca[1] mówił szef rosyjskiego Sztabu Generalnego Gierasimow, w bazie funkcjonuje centrum dowodzenia i centrum łączności z Rosją. Rosyjski generał mówił również, że w każdym oddziale syryjskiej armii znajdują się dziś rosyjscy doradcy. Ich praca i zadania koordynowane są z bazy Hmejmim. Pełni ona, zatem funkcję centrum dowodzenia sił zbrojnych walczących w Syrii. I chodzi nie tylko o kwestie zwiadu, użycia sił rakietowych, wywiadu i lotnictwa, bo te Rosjanie mają całkowicie w swoim ręku, ale również o dowodzenie wojskami lądowymi – zarówno oddziałami armii syryjskiej, jak i rosyjskimi siłami specjalnymi walczącymi w obronie Asada, wliczając w to również rozmaite prywatne armie w rodzaju tzw. grupy Wagnera. I ten ośrodek łączności, dowodzenia, zwiadu innymi słowy mózg rosyjskich operacji wojennych w Syrii zaatakowany zostaje przez, jak w tej samej bazie obwieścił miesiąc temu Władimir Władimirowicz, ponoć zniszczone oddziały ISIS. Putin nie bawił się przy tym w żadne eufemizmy i mówił wprost o wybitych oddziałach i zlikwidowanych terrorystach. Polecił też nie brać jeńców tylko na miejscu ich wykańczać. Jak w wywiadzie mówi Gierasimow, wizyta Putina w syryjskiej bazie, która na marginesie mówiąc przekształcona została z tymczasowej w stałą, wymagała specjalnych przygotowań, głównie w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa głowie rosyjskiego państwa. I trzy tygodnie później na tę bazę spadają pociski moździerzowe wroga! Może to jeszcze nie kompromitacja, ale z pewnością uszczerbek na wizerunku. Z pewnością wiedzą o tym rosyjscy wojskowi, którzy analizowali wymiar konfliktu sił regularnych z formacjami partyzanckimi. I tak np. opisując konflikt między armią izraelska a Hamas dochodzili do wniosku, że formacje te kierują się zupełnie inną logiką działania. Otóż regularna armia dąży do zakończenia (oczywiście zwycięskiego) konfliktu, ale dla partyzantów większe, zarówno polityczne jak i moralne, znaczenie ma fakt kontynuowania walki. Jej przedłużanie się stawia armię w trudnej sytuacji – psychologicznie i politycznie. Mieli to Amerykanie z Wietnamie, mieli Rosjanie w Afganistanie, Izrael w wojnie z Hamasem, a teraz mogą to mieć, choć to jeszcze nic pewnego również Rosjanie w Syrii.

Wywiad Gierasimowa jest ciekawy przede wszystkim, dlatego, że rosyjski generał w skondensowanej formie podaje w nim najciekawsze, z rosyjskiego punktu widzenia, (ale myślę, że zachodni analitycy, a może i polscy, też je poddadzą analizie) informacje. A mianowicie – decyzja o interwencji w Syrii podjęta została przez Moskwę w momencie, kiedy w rękach Asada, znajdowało się nie więcej niż 10 % terytorium, zaś Państwo Islamskie obejmowało zarówno tereny w Syrii, jak i Iraku. Moskwa, jego zdaniem, obawiała się upadku reżimu Alawitów i przeniesienia ekspansji wojującego islamu na swe „miękkie podbrzusze” i wymienia zarówno Kaukaz i państwa Azji Środkowej, jak również Powołże, w równym stopniu zagrożone w jego opinii islamskim ekstremizmem. Forma rosyjskiego zaangażowania została wybrana po analizie, jak mówi Gierasimow, sytuacji strategicznej. Uznano mianowicie, że syryjskie siły lądowe da się reanimować, ale lotnictwa, zwiadu i wojsk rakietowych z pewnością nie. Operacja dyslokacji (dodajmy, że w większej części przeprowadzona była w tajemnicy) rosyjskich oddziałów, zajęła około miesiąca – i była prowadzona zarówno drogą morską, jak i powietrzną. Przy czy rosyjskie siły zbrojne analizowały opracowując swój plan działania, wszystkie dotychczasowe podobnego rodzaju działania, włączając w to wysłanie rakiet z głowicami atomowymi przez Chruszczowa na Kubę (operacja Anadyr). A teraz kilka liczb. Gierasimow mówi, że Rosjanie zabili w Syrii około 60 tys. islamskich bojowników, z tej grupy z samej Rosji pochodziło wg. jego słów 2800 osób. Przy czym nie były to słabo uzbrojone oddziały partyzanckie, ale regularna armia dowodzona często przez oficerów z irackiej armii Saddam Husajna, na wyposażeniu, których znajdowało się np. 1500 czołgów. Rosjanie w Syrii szkolili przede wszystkim swoją kadrę dowódczą, zwiad, wywiad elektroniczny, siły specjalne, wojska rakietowe etc., jednym słowem wszystkie te umiejętności, których bardzo im zabrakło w czasie np. wojny z Gruzją. Zgodnie z jego świadectwem w bojach uczestniczyli wszyscy dowódcy rosyjskich okręgów wojskowych, czy szerzej rzecz ujmując 90 % kadry oficerskiej. Z grupy 48 tysięcy żołnierzy, którzy uczestniczyli w rosyjskim kontyngencie w Syrii, w jego opinii zdecydowana większość wykonywała swe zadania dobrze i zdobyła doświadczenie bojowe, którego nie da się wytrenować na poligonie. Podobnie, jeśli chodzi o sprzęt bojowy. Gierasimow mówi, że w warunkach polowych przetestowano wszystkie prototypowe konstrukcje rosyjskie. Eksperci z rosyjskich firm zbrojeniowych jeździli do Syrii i sprawdzali jak sprawdzają się ich konstrukcje. Podobnie w warunkach intensywnych działań swe umiejętności szlifowało rosyjskie lotnictwo. Rosyjski generał nie byłby sobą gdyby przy okazji nie przypiął łatki Amerykanom. Otóż jego zdaniem Stany Zjednoczone bardziej pozorowały walkę z ISIS i innymi formacjami terrorystycznymi, niźli ją realnie prowadziły. Jak można zwalczać przeciwnika prowadząc 8 – 10 nalotów dziennie, pyta retorycznie? I zaraz mówi o tym, że rosyjskie siły powietrzne w momentach najbardziej zaciekłych walk przeprowadzały nawet 140 nalotów na dobę. Przy okazji oskarża, nie po raz pierwszy zresztą, Amerykanów o to, że ci nie są naprawdę zainteresowani walką z ISIS, mało tego, do swych baz zlokalizowanych w strefie kontrolowanej przez Kurdów oraz na południu, przy granicy z Jordanią, potajemnie przewieźli bojowników islamskich, i tam szkolą ich, „przemalowują” jak się wyraził i niedługo „wypuszczą” po to, aby destabilizować sytuację. Gierasimow już wcześniej formułował podobne oskarżenia, który potem okazały się wyssanymi z palca i musiał się z nich wycofywać. Tak może, trzeba o tym pamiętać, być i w tym przypadku.

Z istotnych politycznych informacji, trzeba odnotować, to, że, jak mówi o rozwoju sytuacji w Syrii, dwa razy dziennie raportował ministrowi Szojgu, a ten z kolei składał, z tą samą częstotliwością, relacje głównodowodzącemu, czyli samemu Putinowi. Przynajmniej raz w tygodniu odbywało się spotkanie „w cztery oczy” poświęcone Syrii. Ta informacja świadczy jak istotną wagę Kreml przykładał do operacji syryjskiej.

O kwestiach militarnych jeszcze napiszę. Teraz warto poświęcić nieco uwagi sprawom natury politycznej. Otóż jak napisał niedawno znany rosyjski analityk Dmitri Trenin, bynajmniej nie zwolennik Putina i polityki Kremla, podsumowując rosyjską politykę zagraniczną w kończącym się roku – Syria to niewątpliwy sukces zarówno Rosji, jak i osobiście Putina. Zacytujmy zresztą, co napisał: „Oczywistym sukcesem zakończyła się podstawowa faza operacji wojennej w Syrii.  Na przekór licznym prognozom, często formułowanym jesienią 2015 roku, Moskwa nie ugrzęzła w „bliskowschodnim Afganistanie”, nie skompromitowała się w boju, nie dostała się w szczęki imadła konfliktu sunnicko – szyickiego, nie poniosła ciężkich strat w technice i ludziach, nie stała się ofiarą masowych ataków terrorystycznych a przy tym nie utraciła zdolności organizowania procesu pokojowego między skonfliktowanymi stronami.” Jednym słowem sukces. Na marginesie warto odnotować, że Trenin zupełnie inaczej ocenia politykę Kremla wobec Ukrainy i konfliktu w Donbasie. Tu według niego, z politycznego punktu widzenia jest całkowita klapa. Ale wróćmy do Syrii. Pytanie tylko, co dalej? Rosja z pewnością nie ma takich zasobów, aby przyczynić się, czy choćby rozpocząć, odbudowę zniszczonego wojną kraju. Proces pokojowy też buksuje. Planowane w Soczi obrady, w których uczestniczyliby zarówno zwolennicy Asada jak i jego przeciwnicy, i które stanowiłyby zasadniczy krok w politycznym uregulowaniu konfliktu, zostały, w obliczu braku zgody odłożone na inny termin. Mówi się o dwóch – trzech miesiącach, ale ten termin też nie jest pewny. Sytuacja z Kurdami jest w zasadzie patowa. Podobnie, jeśli chodzi o amerykańskie bazy oraz strefy deeskalacji kontrolowane zarówno przez Turcję, jak i Jordanię. W stanowisku Izraela, też zaangażowanego w konflikt, nie ma żadnych zmian. Nawet Iran, który wydawał się najbliższym sojusznikiem Moskwy, w obliczu ostatnich zaburzeń nie może być traktowany jak partner, na którym można polegać niczym na Zawiszy. W sumie tych pytań jest więcej niźli odpowiedzi. W całej sprawie zastanawia też zadziwiająca pasywność Waszyngtonu, który trochę z oddalenia przygląda się całej sytuacji. Z oddalenia, ale kontrolując istotne punkty zarówno polityczne (Jordania, Kurdowie, Izrael), jak i militarne.

A jak to wygląda z militarnego punktu widzenia? Amerykanie, podobnie jak generał Gierasimow, poddali analizie rosyjskie wojskowe osiągnięcia w Syrii. Temu poświęcony jest jeden z ostatnich raportów think tanku Rand, poświęcony temu, w jaki sposób Rosja może prowadzić wojny w przyszłości.[2] Otóż zdaniem amerykańskich obserwatorów Rosja świadoma swej relatywnej słabości unikać będzie w przyszłości pełnowymiarowych konfliktów zbrojnych z przeciwnikami o porównywalnym potencjale. Raczej skłonna będzie do zastosowania szybkich wyprzedzających uderzeń przy użyciu skoordynowanych sił rażenia na odległość (lotnictwo, siły rakietowe) przy wsparciu jednostek specjalnego przeznaczenia. Działania swoje wspomagać będzie środkami asymetrycznymi, nazywanymi też hybrydowymi.

Oczywiście w amerykańskiej analizie kluczowe znaczenie ma sformułowanie „przeciwnik o porównywalnym potencjale”. W praktyce oznacza to dla nas jedno – jeżeli Moskwa nabierze przekonania, że na Zachodzie nie będzie miała do czynienia z NATO, to opisywana powściągliwość w jednej chwili może zniknąć. Tak jak w przypadku Syrii.



[1] Начальник Генштаба Вооруженных сил России генерал армии Валерий Герасимов: «Мы переломили хребет ударным силам терроризма»

[2] Scott Boston and Dara Massicot, The Russian Way of Warfare. 

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka