Marek Budzisz Marek Budzisz
2610
BLOG

Ławrow w Bośni, czyli rozgrywka o Donbas wchodzi w nową fazę.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 20

Rosyjski minister spraw zagranicznych Ławrow odwiedził stolicę Bośni i Hercegowiny Sarajewo oraz Banja Lukę, stolicę Republiki Serbskiej wchodzącej w skład tego federacyjnego kraju o najbardziej, jak piszą dziennikarze Timesa, skomplikowanym systemie rządów w Europie. Jest on spuścizną pokoju w Dayton, który kończył wojnę na Bałkanach i jednocześnie starał się zbudować kruchy modus vivendi w tym podzielonym, na kantory etniczne kraju. Wizyta jest istotna z kilku powodów, o których trzeba napisać. 

    Po pierwsze to, że się odbyła i do tego na dwa tygodnie przed wyborami prezydenckimi jest wyraźnym sygnałem. Po niedawnych rozmowach Ławrowa w Berlinie pojawiły się nawet sygnały, że może zostać odwołana. Przede wszystkim z tego powodu, że zarówno dyplomacja niemiecka, jak i europejska nie patrzą z radością na aktywność Moskwy w tej części Europy. Federica Mogherini powiedziała nawet, że „Bałkany to terytorium Unii Europejskiej, i nikt nie powinien tu przychodzić”. Szefowa dyplomacji unijnej nie jest jakimś znanym rusofobem, więc jak na nią, wypowiedź ta jest niesłychanie ostra. Adresat aluzju poniał, i na konferencji prasowej rosyjski minister powiedział, że „nie mamy nic przeciwko dążeniu państw Bałkańskich, także Bośni i Hercegowiny, do Unii Europejskiej. Ale, - dodał -, takie aroganckie wypowiedzi, nawet powiedziałbym, imperialne oświadczenia, nie przynoszą Unii splendoru.”

    Przyzwolenie Rosji na dążenie państw Bałkańskich do integracji z Unią nie ma nic do rzeczy, bo niezależnie od woli Moskwy integracja następuje, choć powoli.

        Drugim elementem, na który warto zwrócić uwagę, jest to, że Moskwa dobrze się do wizyty przygotowała. Zapłaciła nawet Bośni i Hercegowinie stare jeszcze z sowieckich czasów długi. Teraz proponuje, aby Sarajewo przyłączyło się do rosyjskiej rury gazowej nazywanej Tureckim Potokiem. Jednym słowem Rosja chce być gospodarczo obecna w regionie, ale nie rewiduje swego stanowiska w sprawie aspiracji państw bałkańskich do NATO. Niedługo w niedalekiej Macedonii odbędzie się referendum w sprawie kompromisu, jaki zawarty został z Grecją w sprawie nazwy tego państwa. Wszyscy politycy, którzy tam się ostatnio pojawili (Tusk, komisarz europejski ds. rozszerzenia Jahannes Hahn, były prezydent George W. Bush) wzywają do poparcia kompromisu, bo to otwiera możliwość nie tylko akcesu do Unii, ale również do NATO. Warto zwrócić uwagę na wypowiedź generała Mattisa, amerykańskiego sekretarza obrony, który oskarżył Moskwę o to, że ta finansuje lokalne grupy ekstremistyczne, w tym kibiców, oskarżane o to, że chcą doprowadzić do zerwania zaplanowanego na koniec miesiąca referendum. Warta przytoczenia jest wypowiedź macedońskiego premiera Zaeva, który podkreślił, że uważa Moskwę za państwo przyjaźnie nastawione do jego kraju, które popiera akces Skopje do Unii, i jednocześnie jest przeciw integracji w ramach NATO, ale jak dodał „staramy się im wytłumaczyć, że z naszej perspektywy nie ma politycznej alternatywy dla integracji z Unią Europejską i NATO”. 

    Moskwa ma jeszcze dodatkowy problem w krajach bałkańskich. Otóż jak argumentuje międzynarodowa grupa dziennikarzy śledczych Bellingcat numery paszportów, którymi legitymowali się „turyści z Salisbury”, oskarżani przez Londyn o otrucie Skripala, tylko o kilka numerów różnią się od paszportu, jakim posługiwał się rosyjski agent, który próbował zainicjować zamach stanu a Czarnogórze, po to, aby uniemożliwić NATO-wski akces tego kraju. W ten sposób jak domek z kart zawaliła się lansowana przez Moskwę narracja, że dwaj „gentelmani” obfotografowani w Wielkiej Brytanii, to zwykli turyści, którzy na dwa dni wpadli do Salisbury na krótką wycieczkę, aby podziwiać zabytki miasta.

    Ławrow w trakcie wizyty w BiH odwiedził też Banja Lukę, stolicę Republiki Serbów wchodzącą w skład tego państwa. Formalnie powodem wizyty był udział w uroczystościach poświęcenia kamienia węgielnego wznoszonej tam dla upamiętnienia rosyjskiej rodziny carskiej cerkwi, ale faktycznie trzeba to odbierać, jako wyraz wsparcia dla lidera miejscowych Serbów Milorada Dodika, który kandyduje w wyborach prezydenckich. Sam Dodik, oskarżany jest o korupcję, i jak deklaruje, jeśli wygra wybory to nie zamierza przenosić się do Sarajewa, ale kierował będzie trzyosobowym ciałem rządzącym republiką, on – line, za pośrednictwem internetu. Warto zwrócić uwagę na fakt, że do Banja Luki na spotkanie z Ławrowem przybył serbski minister spraw zagranicznych, ale już nie prezydent Aleksandar Vučić. Ma to być może związek ze staraniami tegoż o rozwiązanie sporów granicznych z Kosowem. Gdyby ten niełatwy proces się powiódł, to jak powiedział niedawno Vučić nic go nie zatrzyma w uznaniu niepodległości tego nieuznawanego dziś przez Belgrad państwa, jakim jest Republika Kosowa. Rozwiązanie sporów na linii Belgrad – Priśtina byłoby z punktu widzenia Rosji nieprzyjemne z dwóch powodów. Po pierwsze kwestionuje rosyjską narrację w myśl, której zasadnicze problemy w relacjach międzynarodowych zaczęły się od chwili, kiedy wojska NATO rozpoczęły bombardowania Serbii rządzonej przez Miloševićia i arbitralnego uznania niepodległości Kosowa. Po drugie, władze sąsiedniej Albanii, będącej członkiem NATO, już zapowiedziały, że po 1 stycznia 2019 otworzą granicę między obydwoma krajami, co może być odczytywane, jako pierwszy krok na drodze połączenia obydwu państw. Gdyby to się stało, i to z jednoczesną zgodą sąsiadów, to podobny proces mógłby zostać przeprowadzony np. między Mołdawią a Rumunią. Ale Moskwa, niezależnie od sloganów o współpracy, przeciwna jest też wzrastającej roli Ankary na Bałkanach. Musi mieć w pamięci niedawną, przedwyborczą wizytę Erdogana w Sarajewie, gdzie był entuzjastycznie witany przez miejscowych Muzułmanów. Nie mogła też nie zauważyć demonstracyjnego zachowania deputowanych mniejszości tureckiej w bułgarskim parlamencie, którzy wyszli, kiedy miano głosować wniosek o upamiętnienia wojny rosyjsko – tureckiej, która doprowadziła do powstania w XIX wieku, niepodległej Bułgarii.

    W tym kontekście deklaracje Ławrowa, mówiącego w Sarajewie, o tym, że Moskwa nadal uznaje pokój w Dayton za najlepszą formułę rozwiązania problemów w tej części Bałkanów, trzeba traktować w kategoriach dążenia do zakonserwowania status quo, bo jakiekolwiek zmiany, będą prowadziły do zmniejszenia rosyjskich wpływów, teraz jeszcze bardziej zagrożonych po tym jak zaognił się spór między Konstatntynopolem a Moskwą na tle autokefalii dla ukraińskiej Cerkwii. W tym ostatnim wydarzeniu – spodziewanego wydania przez patriarchę Bartłomieja, tomosu z uznaniem dla niezależności Cerkwii na Ukrainie Moskwa upatruję intrygę amerykańsko – turecką. Rosyjskie media przypominają w tym kontekście nie tylko to, że mianowani przez Konstantynopol specjalni wysłannicy na Ukrainę, którzy mają przygotować wejście w życie nowych regulacji wywodzą się z kościołów prawosławnych w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych, ale również powołują się na tajemnicze spotkanie, jakie zaraz po niedawnych wyborach prezydenckich, odbyło się między Erdoganem a patriarchą Bartłomiejem.

    Oświadczenia Ławrowa dotyczące rozwiązań z Dayton, przede wszystkim tego, że federacyjny status państwa sprawdza się w praktyce, mają oczywiste odniesienia do sytuacji na Ukrainie. Jak w wywiadzie radiowym powiedział wczoraj minister Klimkin, trwające negocjacje w sprawie „pchnięcia z miejsca” formatu mińskiego dotyczą trzech spraw. Po pierwsze obecności w Donbasie międzynarodowych sił rozjemczych i na to ponoć Moskwa już się zgadza. Przy czym nie chodzi tylko o obecność na linii rozgraniczenia walczących stron, jak zawsze proponowała rosyjska dyplomacja, ale o kontrolowanie granic całego terytorium, w tym i granicy z Rosją. Dodatkowym elementem jest obecność międzynarodowych sił policyjnych na terytorium Donbasu, których celem miałoby być pilnowanie porządku publicznego, a to oznacza przecież rozbrojenie miejscowych formacji. I trzecim wreszcie, najciekawszy chyba obecnie dyskutowanym „tematem” jest ustanowienie w miejsce obecnych władz rządzących „republikami ludowymi” międzynarodowej administracji, rozwiązanie trochę przypominające rolę, jaką właśnie w Bośni i Hercegowinie odgrywa biuro Wysokiego Przedstawiciela ONZ. Ponoć Moskwa stanowczo oponuje przeciw punktowi nr 2 i 3. Jest to zrozumiałe, bo w gruncie rzeczy pozbawia to ją możliwości rozgrywania konfliktu na wschodzie Ukrainy. I dlatego, jak można przypuszczać Ławrow z takim uznaniem wypowiada się o sytuacji z w BiH. Po co jakiś nadzór międzynarodowy, kiedy przyjęte rozwiązania federalistyczne funkcjonują dobrze. Jeśli chcecie wiedzieć jak Moskwa wyobraża sobie pokój na Ukrainie – zobaczcie, jaką rolę odgrywa prezydent republiki Serbów Bośniackich Dodik, który często powtarza i uczynił z tej deklaracji swój polityczny oręż, że jego „państwo” jest jedynym gwarantem tego, że Bośnia i Hercegowina nie wejdzie w skład NATO.

Ps. Tekst ten dedykuję tym polskim publicystom, którzy twierdzili, że niedawne rozmowy niemiecko – rosyjskie to powtórzenie Rapallo, a nawet preludium do nowego Paktu Ribentrop – Mołotow.


Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka