Maciej Rysiewicz Maciej Rysiewicz
217
BLOG

U „Doriana Greya” w Moskwie albo Beluga Noble Vodka

Maciej Rysiewicz Maciej Rysiewicz Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 8
Jeśli Tomasz Arabski uważa, że jego spotkanie 17 marca 2010 roku w Moskwie z Jurijem Uszakowem i Igorem Sieczinem w restauracji „Dorian Grey”, mieszczącej się o „rzut beretem” od Kremla, nie było nagrywane przez FSB, to… Nie, nie, panie Tomaszu, nie mam pana oczywiście za kompletnego idiotę. Za zdrajcę, to i owszem, ale za idiotę, nigdy w życiu! I wie pan, nie nagrywali pana jacyś tam amatorzy od „Sowy i przyjaciół”, tylko prawdziwi fachowcy. I powiem panu jeszcze jedno… Na nagraniu, które zdeponowano potem gdzieś na Łubiance, słychać wyraźnie nie tylko każde słowo przez pana wypowiedziane, ale także najlżejszy oddech. To nie Tupolew, którego czarne skrzynki zamiast rozmów pilotów z generałem Błasikiem nagrywały wyłącznie ryk silników i przez pięć lat nie daje się odsłuchać nagrań, ale najlepsze profesjonalne japońskie mikrofony kierunkowe… A przecież była jeszcze kamera, która zarejestrowała, jak pot spływał panu po skroni, a lewa powieka drgała nerwowo i że nie mógł pan nad tym zapanować. „Kelnerzy” z „Doriana Greya” nie spartaczyli tej roboty, nie ma mowy.

Pamięta pan, jak w pewnej chwili Sieczin (a może Uszakow), poluzowawszy krawat, bo druga wódka leciutko rozgrzewa i dodaje wigoru, zaproponował panu brudzia? – Nu, gospodin Arabski, a szto ty takoj napriożennyj. Wsio budiet haraszo. Wasz „prezydent gdzieś poleci i to się wszystko zmieni” – i śmiał się od ucha do ucha. Ja wiem, tego brudzia już nie dało się odmówić. Przecież wtedy, panie Tomaszu, pan wykonywał zadanie frontowe. A pierwsze spotkanie z Uszakowem i Grininem, jeszcze w Warszawie 25 lutego 2010 roku, dodało panu pewności siebie. Było, nie było działał pan wtedy na własnych śmieciach. Nie taki diabeł straszny jak go malują – myślał pan – tych Ruskich da się i rozegrać, i wykorzystać. Ale w Moskwie zaczęła panu dokuczać samotność. A samotność rodzi strach i krople potu. Donald oczywiście nie mógł panu towarzyszyć, ani Radek. Ech, z nimi byłoby raźniej – próbował pan zagłuszyć w sobie tę coraz większą niepewność. Trzeba przyznać, że rzucili pana na głęboką wodę, a pana czujność zawiodła. Trudno do pana mieć jednak pretensje. Przecież w NZS-ie, czy „Dzienniku Bałtyckim” taka czujność do niczego właściwie nie była potrzebna!

Wiem, wiem, panie Tomku, teraz nie może pan zapomnieć tego chichotu Sieczina. Takich rzeczy nie da się wyrzucić z pamięci. Roznosi się panu ten śmiech po głowie, że obłędu można dostać w tym Madrycie.

Ale to już nie minie, panie Tomaszu, tak już będzie do końca.

W sumie, to jednak głupio wyszło. Nie sądzi pan, panie Tomku? Chyba nie tylko Grześka Michniewicza żal. Donek rzadko dzwoni z Brukseli, a jak dzwoni, to jakiś taki nieswój, niepewny swego, jak nigdy. A Radek z Bronkiem, to nawet kompletnie zamilkli. Na dodatek rodziny smoleńskie czepiają się pana w sądzie za organizacje lotu, który przecież Sieczin z Uszakowem zorganizowali, a nie pan. No dobra, swoje dwa grosze pan jednak do tego dorzucił. No, choćby u „Doriana Greya”, gdzie raczył się pan Belugą. Ekstra wódka, prawda? Drugiej takiej ze świecą szukać po całym świecie. Jeszcze w Moskwie Uszakow (albo Sieczin) wręczyli panu butelkę Belugi dla Donka, ale sprawy od 10 kwietnia toczyły się tak szybko, że nie było kiedy tej wódki wypić. A teraz stoi ta Beluga w pana barku w Madrycie i straszy.

Potwornie straszy!

PS. Ten felieton powstał w czasach, gdy Tomasz Arabski był ambasadorem RP w Hiszpanii i Andorze. A tekst wydał mi się godny przypomnienia po "spektaklu", który pod przysięgą odegrał 23 kwietnia 2018 roku Donald Tusk przed tzw. sądem w Warszawie.

Trudne zadanie, raczej niewykonalne!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka