Pamięta pan, jak w pewnej chwili Sieczin (a może Uszakow), poluzowawszy krawat, bo druga wódka leciutko rozgrzewa i dodaje wigoru, zaproponował panu brudzia? – Nu, gospodin Arabski, a szto ty takoj napriożennyj. Wsio budiet haraszo. Wasz „prezydent gdzieś poleci i to się wszystko zmieni” – i śmiał się od ucha do ucha. Ja wiem, tego brudzia już nie dało się odmówić. Przecież wtedy, panie Tomaszu, pan wykonywał zadanie frontowe. A pierwsze spotkanie z Uszakowem i Grininem, jeszcze w Warszawie 25 lutego 2010 roku, dodało panu pewności siebie. Było, nie było działał pan wtedy na własnych śmieciach. Nie taki diabeł straszny jak go malują – myślał pan – tych Ruskich da się i rozegrać, i wykorzystać. Ale w Moskwie zaczęła panu dokuczać samotność. A samotność rodzi strach i krople potu. Donald oczywiście nie mógł panu towarzyszyć, ani Radek. Ech, z nimi byłoby raźniej – próbował pan zagłuszyć w sobie tę coraz większą niepewność. Trzeba przyznać, że rzucili pana na głęboką wodę, a pana czujność zawiodła. Trudno do pana mieć jednak pretensje. Przecież w NZS-ie, czy „Dzienniku Bałtyckim” taka czujność do niczego właściwie nie była potrzebna!
Wiem, wiem, panie Tomku, teraz nie może pan zapomnieć tego chichotu Sieczina. Takich rzeczy nie da się wyrzucić z pamięci. Roznosi się panu ten śmiech po głowie, że obłędu można dostać w tym Madrycie.
Ale to już nie minie, panie Tomaszu, tak już będzie do końca.
W sumie, to jednak głupio wyszło. Nie sądzi pan, panie Tomku? Chyba nie tylko Grześka Michniewicza żal. Donek rzadko dzwoni z Brukseli, a jak dzwoni, to jakiś taki nieswój, niepewny swego, jak nigdy. A Radek z Bronkiem, to nawet kompletnie zamilkli. Na dodatek rodziny smoleńskie czepiają się pana w sądzie za organizacje lotu, który przecież Sieczin z Uszakowem zorganizowali, a nie pan. No dobra, swoje dwa grosze pan jednak do tego dorzucił. No, choćby u „Doriana Greya”, gdzie raczył się pan Belugą. Ekstra wódka, prawda? Drugiej takiej ze świecą szukać po całym świecie. Jeszcze w Moskwie Uszakow (albo Sieczin) wręczyli panu butelkę Belugi dla Donka, ale sprawy od 10 kwietnia toczyły się tak szybko, że nie było kiedy tej wódki wypić. A teraz stoi ta Beluga w pana barku w Madrycie i straszy.
Potwornie straszy!
PS. Ten felieton powstał w czasach, gdy Tomasz Arabski był ambasadorem RP w Hiszpanii i Andorze. A tekst wydał mi się godny przypomnienia po "spektaklu", który pod przysięgą odegrał 23 kwietnia 2018 roku Donald Tusk przed tzw. sądem w Warszawie.
Co o tym sądzisz?