Wilk Miejski Wilk Miejski
698
BLOG

Słowiańskie "Dziady", celtycki "Samhain" i "Wszystkich świętych", to JEDNO!

Wilk Miejski Wilk Miejski Święta, rocznice Obserwuj temat Obserwuj notkę 4



Motto:
Kiedy patrzę dziś na „halloweenowe” głupawki dzieci i młodzieży ogarnia mnie smutek. W naszej kulturze to niezrozumiałe i podłe. Jak można robić sobie zgrywy ze spraw ostatecznych? Jak nisko trzeba upaść, żeby żartować z człowieczego truchła, z największej życiowej tragedii jaką jest umieranie? Cóż jest zabawnego w oswajaniu śmierci?
Lech Makowiecki

Día de Muertos, czyli Dzień Zmarłych, to wyjątkowy festiwal. Zaproszeni? Wszyscy, szczególnie zmarli.
Ma radosny charakter - jest się w końcu z czego cieszyć! Meksykanie wierzą, że 1 i 2 listopada ich bliscy-zmarli
mogą powrócić do swoich domów, by nacieszyć się towarzystwem rodziny.
Dlatego należy pomóc duszom znaleźć drogę do domu i jak najlepiej je powitać.
http://www.national-geographic.pl

Jeśli pragniesz żyć, nie zatrzymuj swego życia dla siebie –
ono musi głaskać inne brzegi i nawadniać inne ziemie.
Michel Quoist


Wstęp
 
1. Wigilia Samhain przypadała w nocy z 31 października na 1 listopada. Był to czas szczególnych dla Celtów. Kończyły się żniwa, bydło  sprowadzano z pastwisk, gór do domostw, a część podlegało ubojowi na zimowe zapasy. Także święto kończyło rok kalendarzowy i zwiastowało nadejście zimy. Dni stawały się coraz krótsze, a noce coraz dłuższe. Ludzie zamykali się w ciepłych domach.
Podczas święta Samhain podobnie jak w Beltaine zapalano ogniska w które rzucano kości i zwierzęce resztki. Celtowie wierzyli, że w noc poprzedzającą Samhain otwierały się wrota ze świata umarłych. To z nich wychodziły dusze zmarłych, by żyć pośród ludzi przez następny rok, by znów powrócić w zaświaty. W nocy specjalnie gaszono ogniska, kaganki i pochodnie, by domy wyglądały na opuszczone i niegościnne. W ten sposób nie wskazywały drogi do domów zabłąkanym duszom. Wygaszanie było także odczytywane jako symbol odejścia, „śmierci” starego roku. Odprawiano gusła, by duchy się nimi nie zainteresowały. Wystawiano jedzenie na zewnątrz, by duchy nie czuły się zainteresowane błądzeniem po zaciemnionej okolicy. Nie wolno było zamykać drzwi, przez które zmarli przechodzili za życia, gdyż mogło to ich rozgniewać. Wodę święconą skrapiano drzwi, zwierzęta i dzieci, by nie wtargnęły w nie duchy.
Wigilia Samhain
Celtyccy druidzi wierzyli, iż w dzień Samhain zacierała się granica między zaświatami a światem ludzi żyjących, zaś duchom, zarówno złym, jak i dobrym, łatwiej było się przedostać do świata żywych. Druidzi nosili czarne stroje oraz duże maski z rzepy, brukwi, ponacinane na podobieństwo demonów. Duchy przodków czczono i zapraszano do domów, złe duchy zaś odstraszano. Sądzi się, iż właśnie z potrzeby odstraszania złych duchów wywodzi się zwyczaj przebierania się w ów dzień w dziwaczne stroje i zakładania masek.
Palono też w tym czasie ogniska i latarnie, które miały wskazywać drogę dobrym duchom, zaś złym – służyć za coś odstraszającego. Paląc chciano dodawać słońcu sił do walki z ciemnością i chłodem. Wokół ognisk odbywały się tańce śmierci. Co ciekawe – z przekazów mitologicznych wynika też, że w Samhain nie stroniono od alkoholu, a wręcz – że epizody pijaństwa były powiązane wyłącznie z tym świętem. Także w tą noc czarownice w towarzystwie czarnych kotów wróżyły i przepowiadały przyszłość.
za www.historiamniejznanaizapomniana

2. Księża egzorcyści diecezji płockiej zwrócili się z apelem do rodziców, nauczycieli oraz wychowawców dzieci i młodzieży, aby nie organizować i nie uczestniczyć w inicjatywie zwanej Halloween, która - jak podkreślają - nie jest niewinną, beztroską zabawą.
Oświadczenie księża egzorcyści diecezji płockiej wydali po swoim cyklicznym spotkaniu z bp. Piotrem Liberą. Oświadczenie zostało opublikowane na stronie kurii.
Jak podkreślono w apelu, "Halloween nie jest niewinną, beztroską zabawą, ale grozi otwarciem się na działanie złych duchów". Zaznaczono, że inicjatywa jest "obca kulturze polskiej i chrześcijańskiej" i wiąże się "ze wzrostem liczby opętań wśród dzieci, które wcześniej bawiły się w Halloween".
"Zgłaszają się do nas rodzice z prośbą o pomoc, z powodu pojawiających się problemów u dzieci, które brały udział w różnych +zabawach+, odbywających się w okolicach 31 października. Zwracamy się z apelem do rodziców, nauczycieli oraz wychowawców dzieci i młodzieży, aby nie organizować i nie uczestniczyć w inicjatywie zwanej Halloween" - zaapelowali księża egzorcyści.
Zaznaczyli, że "wejście w przestrzeń demonów", choćby dla zabawy, jest niebezpieczne.
"Kościół zawsze potępiał praktyki okultystyczne i satanistyczne. Przeciwko Halloween w 2009 roku wypowiedział się papież Benedykt XVI, określając je jako +święto antychrześcijańskie i niebezpieczne+, które +promuje kulturę śmierci+ i +popycha nowe pokolenia w kierunku mentalności ezoterycznej, magii, atakuje święte i duchowe wartości przez diabelskie inicjacje za pośrednictwem obrazów okultystycznych+" - czytamy w komunikacie.
Jednocześnie duchowni zachęcili, by Halloween zastąpić popieraną przez Kościół inicjatywą "Hollyween", w ramach której dzieci i młodzież przebrani za świętych Kościoła katolickiego, uczestniczą w marszach, balach przebierańców i czuwaniach modlitewnych.
za PAP

3. Halloween (łac. Cukierkus Psikus) – święto narodowe Stanów Zjednoczonych, obchodzone równocześnie z dniem zakończenia października. Święto to zawiera w sobie kilka aspektów. W trakcie dnia trwa przygotowywanie się do niego, gdyż jest obchodzone w nocy. Gdy już dochodzi odpowiednia godzina, dzieci i młodzież przebierają się za przedstawicieli popkultury, wśród których można wyróżnić między innymi duchy, wampiry oraz wilkołaki, i chodzą przez cały „night” po mieście w celu zbierania tego, co ich kręci. W przypadku dzieci są to cukierki, które nie powodują zmartwienia u rodziców, zaś u nastolatków, którym łakocie się już przejadły, są to różnego rodzaju używki, dla niepoznaki chowane w papierkach po cukierkach wyrzucanych przez dzieci na ulicę zamiast do kosza.
za www.nonsensopedia

Rozwinięcie

Skąd brała się (nadal bierze) odwieczna ludzka nadzieja na zmartwychwstanie, wiara w odrodzenie bogów, "wieczny powrót światów", nadzieja na odrodzenie ludzkich dusz w nowych ciałach? Zapewne stąd, że kulty umierających i zmartwychwstających bogów były związane z wegetacją roślin i cyklami przyrody. Zatem w mitycznej oprawie losy bogów przypominały, to, co się działo ze zbożami – witalnie wystrzelającymi z ziemi na wiosnę, a potem brutalnie ścinanymi ostrymi sierpami, tratowanymi i rozdrabnianymi kopytami koni lub wołów, następnie zmienianych w piecach w chleb, co jako odwieczny cykl, zapewniało także ciągłość ludzkiego życia. Następna figura metaforyczna, to posianie ziarna w ziemi,  to oczywisty symbol pogrzebu, a spoczywanie w glebie, w ciemnościach, przywołuje na myśl ideę świata podziemnego, zaś kiełkowanie nowego zasiewu zboża, to nic innego, jak właśnie zmartwychwstanie boga i nadzieja na zmartwychwstanie jego wyznawcy...

A kiedy doszło do odkrycia tego, iż "nie tylko z tego świata jesteśmy". Co było tym czynnikiem? Wykształcenie się języka, jeszcze w czasach paleolitu, miało być zdaniem etnobiologów i antropologów (mam tu zwłaszcza na myśli Torrence McKenny) procesem otwarcia na sferę ducha, doświadczenia transcendencji życia, a dokonało się na skutek spożywania przez hominidy alkaloidów psychoaktywnych pochodzenia roślinnego. Aby nie być posądzonym, że propaguję tu zakazane „otwierania wrót percepcji”, recepty stosowania halucynogenów, wyrażam dezaprobatę dla hedonistycznego, "bezdusznego" stylu używania tych substancji psychoaktywnych, zaś dorosły człowiek wiedzieć powinien, co rozszerza jego horyzonty mentalne i duchowe! Zapewne wielu czytelników wie, o jakich substancjach tu mowa, a w szczególności jednej z nich, czyli psylocybinie, niech tam, posiadającej katalityczny wpływ na wejrzenie w ludzką duchowość i rozwój umiejętności językowych. A teraz wielce istotne pytanie, co to jest język, ale nie ten służący opisaniu świata materii, ale ten, co jest opowieścią o rzeczywistości duchowej, dotykania słowem sfery symboli i archetypów? To klucz do sensu życia, wejrzenia w jego wymiar transcendentny i sakralny. Taki język cechuje skłonność do nadawania wszystkiemu znaczenia. Pod wpływem działania substancji halucynogennych, ten, który je zażył, jest wręcz zalewany słowami tworzącymi „kosmiczną opowieść”, otwierającymi panoramę świata "rzeczywistości duchowej". Owe  substancje psychoaktywne uwalniają nie tylko spontaniczność percepcji, ale i dynamikę i koloryt języka próbującego wyrazić przeżywane stany. Z wielu doświadczeń szamanów wynika, że odczuwają oni stan ekstazy tak, jakby „cały wszechświat chciał przez nich przemówić!” Zatem nazwijmy to po imieniu: to właśnie przemożna chęć wypowiedzenia tego, co wykraczało poza banalne, zwierzęce doświadczenie materialnej egzystencji sprawiło, iż uzyskaliśmy narzędzie, które przyczyniło się do rozwoju komunikacji, działalności poznawczej i doświadczenia sakralnego wymiaru życia przez naszych przodków. Antropoid stał się człowiekiem! Człowiek stał się nie tylko mieszkańcem ziemi, ale także "Dzieckiem wszechświata", tak za Hoimarem von Ditfurthem!

Nasi przodkowie, Słowianie, także mieli wgląd w sferę ducha i swój cykliczny "czas świateczny".Mieli oni kalendarz mieszany: Solarno-Lunarny. Święta wypadały trzeciego dnia po nowiu. Wierzono, że moc rosnącego księżyca dodaje mocy wszelkim magicznym obrzędom. Ich rytuały i święta zawsze odbywały się z udziałem przodków, którzy dawali żyjącym moc, bowiem oni także, jako duchy, wspólne z nimi oraz całą Przyrodą, Bogami, Boginiami i Półbogami w nich uczestniczą. Słowianie obchodzili dwa święta dedykowane zmarłym, czyli duchom przodków. Zgodnie z słowiańską koncepcją zaświatów, które dzielą się na: Zaświaty Górne, będące we władaniu bóstw niebiańskich (uranicznych) takich jak: Perun, Swarożyc, Świętowit czy Dażbóg, bóstwa solarne i Zaświaty Dolne (chtoniczne, wężowe) będące we władaniu „ciemnego boga” Welesa, zwanego też Biesem, a każde święto o odmiennym charakterze. Słowianie wierzyli także w reinkarnację, ale z tą różnicą od hinduistycznej, że człowiek odradzał się tylko w ramach swojego rodu, a dusza wracała do rodzimej wioski z zaświatów wraz ptakami: lelkami i bocianami, stąd do dziś opowieść o bocianie, co dzieci przynosi, ale już „materialnie”…

Około drugiego listopada u Słowian Zachodnich obchodzone było drugie ze świąt przeznaczonych pamięci zmarłych, a związane z dolnymi, Wężowymi Zaświatami. Święto to miało charakter domowy i jak byśmy to dzisiaj powiedzieli - było po prostu prywatnym „seansem spirytystycznym”. Nie przebłagiwano, bowiem zmarłych, ale wywoływano ich duchy po imieniu i zaopatrywano na dalszą drogę w zaświaty. W nocy z pierwszego na drugiego listopada odbywała się „Uczta Dziadowska” zwana też „Ucztą Kozła”. Uczcie tej przewodził człowiek w rogatej masce (symbolizujący Welesa, pana podziemi) i gęślarz. W obrzędowej uczcie mogli brać udział tylko ludzie starzy i żebracy, czyli będący już “jedną nogą” w zaświatach. Postacie symboliczne na uczcie reprezentują Welesa, który był tzw. psychopomposem, przewodnikiem dusz, czyli przeprowadzał dusze z Zaświatów Podziemnych do Zaświatów Górnych, Wyraju, z których to mogły one corocznie powrócić na ziemię wraz z ptakami i nowym życiem. Uczty "Dziadów", były to święta indywidualne, urządzane w domostwach, a żywi prosili „Dziadów”, ażeby imiennie wzywali zmarłych na ucztę, która to miała podczas "obiaty" zaopatrzyć dusze przodków i krewnych w energię potrzebną do udania się do „Wyraju”. W najbardziej pierwotnej formie obrzędu dusze należało ugościć sowicie mięsiwem, miodem, kaszą i jajkami, aby zapewnić sobie ich przychylność i jednocześnie pomóc im w osiągnięciu siły i sprawności w wędrówce po Zaświatach. Wędrującym duszom oświetlano drogę do domu rozpalając ogniska na rozstajach, aby nie błądziły i mogły spędzić tę noc wśród bliskich. Ten sam ogień mógł jednak również umożliwić wyjście na świat upiorom – duszom ludzi zmarłych nagłą śmiercią, samobójców, zmarłych nieświadomie. W tym celu rozpalano go zawsze na nieznanej mogile, a echem tego zwyczaju są nasze znicze stawiane na grobach…

W tę noc, czyli czas mistycznego zniknięcia podziału na sfery kosmicznej egzystencji, czyli ontologiczne piętra Kosmosu, okna i drzwi musiały być otwarte, a o zachodzie Słońca należało rozpalić ognie na miejscach pochówków, bo świec w tym czasie jeszcze nie znano! Zapobiegało to nieświadomym śmierci zmarłym, czyli upiorom - Nawi, aby wyszły na świat i zatruwały życie ludziom jeszcze na ziemi pracującym i wypoczywającym, a czującym lęk przed śmiercią. Czas rozpalania ogni nie był przypadkowy, bowiem o zachodzie słońca odbywało się także rozpalanie stosu pogrzebowego, aby zmarły mógł wraz ze słońcem, odbywającym nocną podróż, udać się do krainy Welesa. Zatem zmarli, którzy pozostawali jeszcze w Świętym Gaju (gaj pochodzi od starosłowiańskiego rdzenia goit - miejsce gojenia się duszy) mogli udać się szczęśliwie do dolnych zaświatów i tam czekać cierpliwie na dalszy etap „wędrówki dusz”, metempsychozy. Stare pieśni i ludowe zwyczaje kryją obrzędowość naszych przodków, kryją to, do czego tęsknimy i pragniemy powrócić, co jest naszą duchową spuścizna po „cieniach zapomnianych przodków”, za czym dusza płacze….

Jeszcze w XIX wieku, zwłaszcza na wschodnich krańcach Polski, na pograniczu litewskim i białoruskim, dość powszechnie odprawiane były obrzędy ku czci zmarłych, zwane “Dziadami”. To właśnie ten obrządek opisał w swoim dramacie „Dziady cz. I” nasz wielki wieszcz literacki, ale mistyk także – Adam Mickiewicz. Wyobraźnia ludowa w tym dniu, niezgodnie z naukami Kościoła, ożywiała zmarłych, tak więc stawiano na ich grobach „obiatę”. Często urządzano na grobach ucztę, w której brali udział krewni zmarłego. Resztki potraw pozostawiano zaś żebrakom… Do dziś praktykują to w Polsce Romowie, zwani popularnie Cyganami, biesiadując alkoholowo na grobach swych zmarłych, co często gorszy tradycyjnie myślących i czujących owo tabu „ziemi poświęconej” ortodoksyjnych katolików. Ale to przecież, jak nie nazwać, rodzaj współczesnej „repliki” słowiańskiego święta „Dziadów”, to tęsknota nas, indoeuropejczyków do łączności ze światem duchów przodków, ich wsparciem w trudzie życia !

Jednakże do dzisiaj na terenach wschodniej Polski, Białorusi, Ukrainy i części Rosji kultywowane jest wynoszenie symbolicznego jadła, w symbolicznych „dwójniakach”, na groby zmarłych w chrześcijańskie Zaduszki, ale dawnym, słowiańskim obyczajem. „Dziady” kultywuje też większość współczesnych słowiańskich ruchów rodzimowierczych, zwykle pod nazwą Święta Przodków. Zaduszki – współczesny odpowiednik pogańskiego święta „Dziadów” i tradycyjna nazwa katolickiego wspomnienia wiernych zmarłych, przypada na 2 listopada, w dzień po dniu Wszystkich Świętych. Tego dnia katolicy modlą się za wszystkich wierzących w Chrystusa Zbawiciela, a którzy odeszli z tego świata nie zmazawszy wszystkich grzechów, a więc przebywają w czyśćcu, aby odpokutowali i dotarli do Nieba. Współcześni rodzimowiercy słowiańscy odprawiając tradycyjne „Dziady”, składają obiaty i modlą się do Welesa, aby raczył dusze zmarłych szczęśliwie przeprowadzić z Dolnych do Górnych Zaświatów, a także te, zbłąkane duchy, które z różnych przyczyn nie mogą odnaleźć drogi do Krainy Podziemnej, a jako Nawi, upiory błąkające się po ziemi, także znalazły ukojenie i dotarły do Zaświatów. I tyle mojej „dziadowskiej opowieści”…

Na koniec trochę uzupełnień, czyli w co „Dziady” się przemieniały po chrystianizacji krajów słowiańskich. Obchody Dnia Zadusznego zapoczątkował w chrześcijaństwie św. Odylon, opat z Cluny w 998 roku, jako przeciwwagę dla pogańskich obrządków czczących dusze zmarłych. Zatem na dzień modłów za dusze zmarłych - to geneza nazwy ,,Zaduszki” – wyznaczył pierwszy dzień po Wszystkich Świętych. W Polsce tradycja Dnia Zadusznego zaczęła się tworzyć w XII wieku, a z końcem XV wieku była znana w całym kraju. Potoczna nazwa Święto Zmarłych została wypromowana w czasach PRL i była elementem prób laicyzacji społecznych obyczajów. Używanie tej nazwy szczególnie na określenie uroczystości Wszystkich Świętych (1listopada) jest w opinii Kościoła rzymskokatolickiego błędne i uporczywie korygowane. I tak ani Kościół, ani „komuna” nie lubiła tego święta, a było one popularne wśród ludu do tego stopnia, że trzeba je było chrystianizować, włączyć do kalendarza liturgicznego, podobnie jak te inne obrządki „starej daty”. Ale czyż nie jest czymś pierwotnym, archaicznym i głęboko ludzkim iść nocą cmentarną aleją, wśród morza pełgających płomieni zniczy, a z których każdy, to symbol duszy ludzkiej, co się jej czas i robak nie ima, odczuwać solidarność kosmiczną, duchowy wymiar życia, łączność z tymi, który byli i co będą na Ziemi, tak...

Zakończenie

Świąteczny czas zadumy, zwrócenia uwagi naszej i solidarności ludzkiej ku zaświatom, krainie zasiedlonej przez tych, co byli, a teraz ich nie ma, mentalna podróż w obszar naszą myślą nie obejmowalny, odświadczany intuicyjnie, mitycznie wyobrażony, to czas naszej pamięci także o tych, co oddali życie swoje za przyszłość naszej Ojczyzny, za jej pomyślność i chwałę, choć czasem ich ofiara była iluzoryczna i nadaremna, ale w swej żarliwości - wielka i chwalebna, bowiem dobro wspólne, Ojczyznę, umiłowali bardziej niż siebie, byli tymi "kamieniami rzuconymi na szaniec"! Niech mi będzie wolno dokonać osobistego wyboru…

Zaczynam, tedy listę honorową bohaterów, a będzie to mój apel poległych, zatem solennie wzywam: mych Dziadków - Antoniego i Ksawerego Karśnickich, Bohaterów Wojny Bolszewickiej 1920 i poległych na polu chwały we Wrześniu 1939, bowiem nie będę sięgał wnikliwie w głębsze zaszłości Historii Naszej, choć i tam znajdzie się wiele chwalebnych miejsc i postaci, chociażby bohaterów spod Cedyni, Grunwaldu, Orszy, Kircholmu, Kłuszyna, Połonki, Chocimia czy Wiednia, takoż tych, co życie oddali w Powstaniach Narodowych i obronie Ojczyzny, jak też żołnierzy Wojny Obronnej we Wrześniu 1939, bohaterów z Westerplatte, Mokrej, Jordanowa, Wizny, Mławy, Modlina, Kałuszyna, Bzury, Kępy Oksywskiej, Jaworowa, Kocka, Helu, niezliczone ofiary wywózki Polaków z Kresów w głąb sowieckiego interioru po napaści sowietów na Polskę 17 września 1939 roku, ofiary sowieckiego Mordu Katyńskiego 1940 i niemieckich mordów w Piaśnicy i Palmirach, zakatowanych w łagrach sowieckich i niemieckich Polaków i Polskich Żydów, wszystkich obywateli RP ofiar wojny, Powstańców i Cywili Powstania Warszawskiego '44, dalej wszystkich Żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego, co oddali swe życie w walce z niemieckim i sowieckim wrogiem, żołnierzy Brygady Podhalańskiej spod Narviku 1940, lotników Dywizjonu 303 i innych obrońców Anglii,  Żołnierzy Gen. Andersa, tych spod Tobruku, Monte Cassino, Bolonii, Ancony, „Czarnych Diabłów”, pancerniaków Gen. Maczka spod Falleis i Chambois, bohaterskich ofiar Operacji "Burza" 1944, Żołnierzy Niezłomnych, co walczyli, bo wierzyli w pomoc Zachodu, w III Wojnę i pogrom bolszewików, zwłaszcza honorowo pochowanych po ekshumacji: majora Łupaszki, sanitariuszki Inki i Zagończyka pochowanych w Gdańsku, poległych i zamordowanych Robotników Poznania i Powstańców Węgierskich 1956, Stoczniowców Grudnia '70, zapewne setek zabitych i zakatowanych (!!!), wszystkie ofiary stanu wojennego z 13 grudnia 1981, szczególnie Antka Browarczyka, Grzegorza Przemyka, Emila Barchańskiego, męczennika za wolność i godność ks. Jerzego Popiełuszkę, ofiary Katastrofy (zamachu?!) Smoleńskiej 2010, ofiary "seryjnego samobójcy" likwidującego demaskatorów tragicznych i żałosnych skutków "układu magdalenkowgo" w III RP, ofiary klęsk żywiołowych, przejechanych przez pijanych kierowców, zgwałconych i zabitych przez psychopatów, ofiary pedofilii - chłopców i dziewcząt, zatopionych na morzu, górników zasypanych w kopalniach, ofiar górskich wspinaczek i przepadłych bez wieści, dzieci uprowadzone, jako "ofiary rytualne" dla zwyrodniałych pedofilii z "politycznej wierchuszki" na całym plugawym świecie, a także wszystkie niewinne ofiary koszmaru wszelkich wojen, tych światowych i lokalnych, religijnych i ekonomicznych, a ostatnio na Bliskim Wschodzie, zwłaszcza w Syrii, także chrześcijańskie ofiary fanatyzmu islamskiego, czystek etnicznych, potworności ludobójstwa totalitarnej dyktatury, która w wydaniu komunistycznym nie została nigdy rozliczona, hańba, a wszystkim ofiarom i bohaterom wieczna pamięć i chwała!

Appendyks

Tu znajdą Państwo skrupulatny opis święta Dziadów
 https://mitologie.wordpress.com/dziady-w-tradycji-slowian/

Polskie i słowiańskie tradycje święta zmarłych - Dziadów...
https://www.youtube.com/watch?v=wNVZrpZ-wIg
https://www.youtube.com/watch?v=JPAxyvICv3A
https://www.youtube.com/watch?v=p8FgLYG2Lzw

Wilk Miejski

Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura