Poszukiwany na Ukrainie swobodnie wjeżdża i wyjeżdża z PL na Białoruś. Państwo teoretyczne

  "Donald Tusk poinformował, że służby ustaliły osoby odpowiedzialne za akty dywersji na polskiej kolei. — Ustalone osoby to dwóch obywateli Ukrainy. Działali oni od dłuższego czasu z rosyjskimi służbami.
  Jedna z nich to skazany przez sąd we Lwowie za akty dywersji na terenie Ukrainy w maju tego roku obywatel Ukrainy, przebywający na Białorusi. Drugi to mieszkaniec Donbasu. Również przedostał się do Polski z Białorusi jesienią tego roku — przekazał premier. Jak dodał,obie te osoby po dokonaniu zamachu opuściły Polskę przez przejście graniczne w Terespolu."

  Nie dziwi mnie wcale, że w 4-tym roku agresji Rosji na Ukrainę rosyjskie służby przeprowadziły atak dywersyjny na infrastrukturę kolejową w Polsce, przez którą od wiosny 2022 roku przewożone są wszystkie niezbędne do walki z tą Rosją środki. Pomoc ta, mimo że niewystarczająca do zwycięstwa nad agresorem, uniemożliwia mu już 41 miesięcy "osiągnięcie celów Specjalnej Wojskowej Operacji" ogłoszonych przez podpułkownika KGB Putina 24 lutego 2022. Dla porównanie Wielka Wojna Ojczyźniana Związku Sowieckiego z hitlerowskimi Niemcami kosztująca Rosję ponad 20 milionów ofiar trwała prawie tyle samo. Udział Rosji w I wojnie światowej był o pół roku krótszy (- 2 mln poległych żołnierzy).

  Może dziwić (i cieszyć), że Rosjanom udało się to dopiero po raz pierwszy i to z bardzo ograniczonymi skutkami - widać płaszcz ochronny od Królowej Polski "co Jasnej broni Częstochowy i w Ostrej świeci Bramie" nadal działa najskuteczniej. Przez pierwszy rok-półtora wojny wrażliwe obiekty infrastruktury jak np. mosty kolejowe były jako-tako pilnowane przez policję, potem chyba tego zaniechano.

  Zaszokowały mnie natomiast okoliczności w jaki sposób sprawcy tego pierwszego, na szczęście umiarkowanie udanego, kolejowego sabotażu trafili do Polski.
  Rosyjskie służby nie musiały werbować szantażem czy przekupstwem przebywających już w Polsce czy EU podatnych na takie próby obywateli Białorusi, Rosji czy Ukrainy.
  One po prostu wysłały z podporządkowanej im Białorusi tych ostatnich - od dawna przebywających pod parasolem rosyjskiej FSB posiadaczy legalnych ukraińskich paszportów = nie potrzebujących wiz wjazdowych do Polski! Czyli cała weryfikacja graniczna Straży Granicznej Polski (zewnętrznego kordonu Europejskiej Unii) polegała na pokazaniu swojego prawdziwego, wydanego na Ukrainie paszportu. W Polsce (i w całej EU) jeszcze nie "spalonego".

  To że jeden z tych szczęśliwych posiadaczy niebieskiego paszportu z tryzubem od maja miał na Ukrainie wydany wyrok skazujący za wojenną dywersję na rzecz Rosji, a więc poszukiwany był tam znacznie dłużej - polskim służbom granicznym dlaczegoś nie było wiadome.
  Wiadome im było jednak, że mogą tych obywateli Ukrainy wpuścić do Polski, mimo że wjeżdżali z terytorium kontrolowanej przez Rosję Białorusi, bez dodatkowych, szczegółowych kontroli, co tam robili i dlaczego władze białoruskie tak swobodnie wypuszczają ze swych łap obywateli Ukrainy, będącej w stanie wojnie z sojuszniczą Rosją.

  Jeszcze bardziej może zirytować swobodna procedura wyjazdu z Polski z powrotem na rosyjską Białoruś tych obywateli Ukrainy, którzy raczej powinni na froncie lub tyłach pomagać bronić Jej przed moskiewską nawałą, a nie podróżować między Brześciem Białoruskim a Warszawą i z powrotem!
  Jeszcze raz - strażnikowi granicznemu nie wydało się podejrzane, że obywatele walczącej z Rosją Ukrainy wpadają z prorosyjskiej Białorusi na kilka dni do wrogiej agresorom Polski, po czym wracają z powrotem.

>> "obie te osoby po dokonaniu zamachu opuściły Polskę przez przejście graniczne w Terespolu"

= Oczywiście polski strażnik graniczny nie skojarzył faktu tej dywersji na kolei z dosyć zagadkową wizytą jednego i drugiego niby Ukraińca (paszport legalny, mimo że z Donbasu, najbardziej prorosyjskiego regionu Niezależnej) w naszym kraju. Bo nie musiał.
Takie procedury państwa teoretycznego.