3 września 1939 rząd brytyjski wypowiedział Niemcom niechcianą wojnę, tak samo z ociąganiem postąpili Francuzi (w wyniku niemieckiej agresji Anglia i Francja przekazały noty protestacyjne i zagroziły wojną w wypadku gdyby Niemcy nie zgodziły się na wycofanie wojsk z Polski i nie podjęły rokowań. Noty te nie zawierały żadnego terminu. Kiedy Niemcy zapytali czy noty mają charakter ultimatywny – odpowiedziano, że nie. Gabinet brytyjski zwrócił się z propozycją do III Rzeszy, iż jeżeli Niemcy wycofają się z Polski i przystąpią do rokowań to rząd brytyjski potraktuje „jakby nic się nie zdarzyło i poprze rokowania”. Była to ostatnia próba ratowania pokoju kosztem ofiary. Jednak w tym momencie zabrała głos angielska opinia publiczna i opozycja - Churchill - w parlamencie.) Spróbujmy spojrzeć w jaki sposób nasi sojusznicy postanowili wywiązać się ze swoich sojuszniczych zobowiązań wobec Polski. Pozostawmy na boku kwestię pożyczek finansowych i pomocy materiałowej w sprawie których rokowania szły bardzo opornie i które zostały tylko w niewielkim stopniu zrealizowane.
Znając treść tajnego protokołu między Ribbentropem a Mołotowem, czekali na wejście Armii Czerwonej w granice Polski. Już 12 sierpnia 1939r. sztaby Anglii i Francji uznały, że jedyną formą pomocy Polsce będzie ofensywa powietrzna (odnośne układy podpisano w Warszawie w czerwcu 1939r.). Następnie odwołano i to. Między Francją i Polską istniał układ z 19 maja 1939r. (Gamelin-Kasprzycki), który zakładał, że w razie ataku Niemiec na Francję, Polska niezwłocznie zaatakuje Niemcy. W przypadku ataku na Polskę, Francja rozpocznie akcję na lądzie i w powietrzu od zaraz, a 15 dnia od mobilizacji nastąpi ofensywa generalna. W rzeczywistości tak Anglia, jak i Francja ustaliły wcześniej defensywną strategię z jednym wyjątkiem: Francja zamierzała zaatakować Włochów w Libii. Oczywiście o swoim nowym stanowisku nie powiadomiły one Becka.
3 września zachodni sojusznicy w końcu wypowiedzieli wojnę Niemcom, Beck był w siódmym niebie, pełen entuzjastycznego napięcia wyznał : „Naród miał prawo postawić mnie pod mur i rozstrzelać, gdyby oni nie byli weszli do wojny”.
12 września 1939 w Abbeville na spotkaniu Najwyższej Rady Sojuszniczej ustalono, że Polska musi wykrwawić się sama i żadna pomoc nie będzie jej udzielona.
Czynnik sowiecki był zbyt wielką niewiadomą. Chciano Polaków zmusić do jak najdłuższego oporu po to aby Francja mogła zyskać na czasie. Postanowiono to z premedytacją nie mając zamiaru wywiązywać się ze swoich zobowiązań. Oczywiscie polski sojusznik daremnie wyczekujący ofensywy francuskiej nic o tym nie wiedział.
Zaciekłe walki w Polsce zżerały niemiecki sprzęt pancerny angażując większość ich sił (ok. 70%), alianci nie będą mieli już nigdy takiej dużej szansy aby skrócić wojnę. Za tę krótkowzroczność będą musieli drogo zapłacić. Mamy popularne obrazy niemieckich zagonów pancernych, ale armia niemiecka miała na wyposażeniu ok.600 tys koni . Szacuje się, że Niemcy w latach 1934-39r. wydały ok. $40 mld na zbrojenia, Polska ok. $ 1/2mld (t.j. 80 razy mniej!) – długoletnie apele o unowocześnienie polskiej armii Cata-Mackiewicza skutkowały wynajmowaniem przez rząd pismaków z kontrargumentami, a w ostateczności zakończyły się uwięzienie publicysty w obozie w Berezie.
Błyskotliwe przemówienie z 5 maja 1939r. o honorze, w żadnej mierze nie miało się do szybkiej ucieczki do Rumunii 4 miesiące później i opuszczenia walczących Polaków, ale jakie było lepsze wyjście? Czas pokazał, że Beck nie dopracował szczegółów tranzytu rządu polskiego ze stroną rumuńską, co i na nim się zemściło. Zarzuca mu się arogancję w stosunku do króla Rumunów Karola II oraz, że zbyt szybko zwolnił Rumunów z wypełnienia sojuszniczych zobowiązań.
Patrząc ogólnie: Niemcy rosły szybko w siłę i przy rewolucyjnej, ”rock star” dyplomacji Hitlera, oszołomiony zachód próbował go uspokoić, oswoić i skierować na wschód , Hitler jednak porozumiał się ze Stalinem próbując wydobyć się pod sieci brytyjskich gwarancji dla Polski. Ale zachód nie mógł zaakceptować dynamizmu potęgi Hitlera i wojny nie dałoby się uniknąć. Polska była tylko geograficznie koniecznym epizodem tej wojny, tak dla Zachodu jak i dla Hitlera.
Jacek K.Matysiak
http://kontrowersje.net/tresc/plk_j_beck_wzlot_i_upadek_polityka_zagraniczna_ii_rp_cz_2
Powyższe kalendarium jest kontynuacją poprzedniej notki"Co doprowadziło do 1 września 1939"
Polemika z JESem :
jes.salon24.pl/423519,jozef-beck-porazka-racjonalnego-myslenia :
"Józef Beck. Porażka racjonalnego myślenia"
Polemika rocznicowa na marginesie pracy "Dyplomacja polska wobec paktu Ribbentrop-Mołotow" *
5 czerwca mija 68 rocznica śmierci płk. Becka. Ta należąca do grupy kluczowych dla polskiej historii XX wieku postaci nie doczekała się jeszcze w wolnej Polsce monografii. Za to często wspominana jest w przyczynkarskich pracach polemicznych i oceniana w emocjonalnych, a więc niekoniecznie sprawiedliwych, pracach publicystycznych. Czy to dobrze? Pewnie przydałoby się całościowe, pozbawione nacisków cenzury i naukowe, ogarnięcie motywów i kompetencji tego polityka.
Nie tak znowu dawne posądzenia Becka o agenturalną współpracę z III Rzeszą kolportowane przez para-historyków rosyjskich są karykaturalnym śladem chorych emocji i resentymentów. Zdecydowanie wrogie oceny pojawiają się także w Polsce i we Francji już od chwili aresztowania rządu RP, po ufnym przekroczeniu granicy Rumunii, lojalnego w tym czasie sojusznika francuskiego.
Sąd nad Beckiem czyniony jest według dwu generalnych schematów. "Lewicowego" - głoszącego że Beck był ograniczonym intelektualnie legionistą, bezrefleksyjnie kontynuującym wrogą Związkowi Sowieckiemu politykę Marszałka Piłsudskiego, co doprowadziło do zerwania negocjacji sojuszniczych między ZSRS a Wielką Brytanią i w ten sposób pośrednio, spowodowało wybuch wojny. "Realistycznego" - że wobec beznadziejności sytuacji, należało po Monachium konsekwentnie zrezygnować z polityki równowagi i, w podobny do węgierskiego sposób, związać się z Rzeszą. Polskiego położenia po przegranej Hitlera na pewno by to nie pogorszyło (vide Węgry), natomiast byłoby nieporównanie mniej kosztowne.
O ile pierwsza koncepcja jest tylko echem propagandy i obecnie nie warto się nią raczej zajmować (choć jeszcze wspomnę tu o niej w pewnym aspekcie), o tyle ta druga, tradycyjnie mniej popularna, powinna być ważnym przedmiotem refleksji historycznej i politycznej.
Przed niespełna rokiem, przy okazji innej rocznicy odmianę takich rozważań opublikował w Salonie jeden z moich ulubionych blogerów, Witek. Osią jego tekstu pt. 1 września 1939 - przeznaczenie czy kaprys historii? jest oskarżenie Becka o głupotę i o nie całkiem świadome, aczkolwiek dokonywane pod wpływem pracy wywiadu (dyplomacji?) Zjednoczonego Królestwa, działanie na rzecz interesów brytyjskich. Niedawno podobne poglądy zaprezentował Piotr Zychowicz w magazynie Historycznym URz („Kto kogo wciągnął do wojny” URz Historia nr 1).
Witek wysuwa tezę, że (wobec nieuchronności starcia), w interesie brytyjskim było rozpoczęcie wojny na wschodnich granicach Rzeszy, a nie jak to początkowo planował Hitler – na Zachodzie. Dlatego dyplomaci angielscy zdecydowali się "wystawić" Rzeczpospolitą, psując zarazem rzekomo doskonałe po Monachium stosunki polsko-niemieckie.
Ponieważ (nadmiernie, jak uważam) uszczypliwa publikacja Witka zachęciła mnie do powrotu myślami do tego zagadnienia, dzięki czemu trafiłem na obszerne opracowanie Marka Kornata pt. "Dyplomacja polska wobec paktu R-M", poniższe uwagi są rodzajem polemiki z tekstem Witka, skreślone niejako na marginesie owej książki. Zainteresowanym polecam nie tylko publikację Kornata ale i tekst Witka. Mimo moich naprawdę poważnych zastrzeżeń, uważam, że warto go przeczytać, wraz z towarzyszącą mu dyskusją. Moja polemika ma oczywiście bardzo wybiórczy charakter i nie pretenduje do bycia niczym więcej jak amatorską próbą zwrócenia uwagi na moralnie i intelektualnie owocną konieczność studzenia osądów historycznych. Mam nadzieję, że krytykowany przeze mnie Autor nie uzna tego za osobisty atak.
Polityka Becka została zorganizowana wokół kilku podstawowych założeń i obudowana rozumnymi kalkulacjami, które ostatecznie, co ciekawe, bardzo dobrze się sprawdziły, tyle że chyba w najczarniejszym z możliwych wariancie. Ostatecznym wynikiem zdarzeń zapoczątkowanych brytyjskimi gwarancjami była utrata niezależności państwa, ogromne ubytki terytorialne i katastrofalne straty społeczne oraz kulturowe. Jak ocenić ministra, który wziął na siebie za to odpowiedzialność? Czy należy go traktować jak nieszczęsnego bohatera greckiej tragedii? Czy raczej byłoby to tylko unikaniem odpowiedzi?
Wydarzeniem kluczowym dla wybuchu II Wojny Światowej był oczywiście Pakt Hitler-Stalin. Hitler bez pomocy Stalina nie umiałby latem 1939 roku zdecydować się na wojnę z Polską. Zasadniczą wątpliwość rodzi pytanie, czy pakt ten w warunkach okresu po-monachijskiego był przewidywalny dla polskich służb dyplomatycznych i wywiadowczych. I czy jego przewidywanie w istotny a pozytywny sposób mogło zmienić polską politykę w ostatnich miesiącach pokoju. Kornat przekonuje, że na te pytania nie ma jednoznacznej odpowiedzi, ale raczej jest do takiej możliwości nastawiony sceptycznie. Dodatkowo podkreśla ograniczony wpływ polskiej dyplomacji na decyzje i zachowania bezwzględnych i dużo silniejszych partnerów. Wysuwa argumenty świadczące o dużych brakach rozeznania w rzeczywistej sytuacji geostrategicznej wśród polskich partnerów z Zachodu i o zdecydowanie lepszym – w Polsce.
To zasadniczo wystarczy, by pozbawić krytykę Becka waloru oczywistości. Ale dodam własny komentarz poświęcony pewnemu moim zdaniem bardzo ważnemu aspektowi tamtych wydarzeń, który jest tłem pracy Kornata.
Fundamentem polskiej polityki tamtego czasu było założenie, że nazistowska III Rzesza nie zdecyduje się na rozpoczęcie wojny na dwa fronty, ponieważ nie ma praktycznie żadnej szansy na zwycięstwo w takim, globalnym konflikcie. W polskiej dyplomacji panowało też słuszne przekonanie o dobrej świadomości tego zagrożenia wśród polityków niemieckich.
Front wschodni w realiach okresu międzywojennego mógł być utworzony (to kolejna oczywistość) albo przez Rzeczpospolitą, albo przez Związek Sowiecki, w przypadku gdyby Polska została w jakiś sposób zneutralizowana przez jedno z ościennych mocarstw.
W tym miejscu trzeba zwrócić uwagę na ambiwalentny stosunek międzywojennej opinii publicznej Zachodu i jego polityków do II Rzeczypospolitej. Po 123 latach nieistnienia, przez całe dwudziestolecie, państwo polskie nie było w świecie powszechnie postrzegane jako instytucja trwała i w tym sensie godna zaufania. Nie przez wszystkich (w tym kontekście warto n.p. wymienić pozostających w przededniu wojny poza strukturami władzy Churchilla i Edena) uznawana była za coś pożądanego z punktu widzenia interesów europejskich. Mentalne przywiązanie do porządku wiedeńskiego nie przeszło jeszcze w Dwudziestoleciu do historii. Schemat myślenia o Rosji, jako jedynym realnym na wschodzie partnerze zachodnioeuropejskiej polityki wobec Niemiec był jak najbardziej żywy, mimo gwałtownego przekształcenia Rosji w państwo totalitarne. W tym sensie pozycja Węgier była znacznie mocniejsza niż Polski; nikt tego państwa nie uznawał za twór sezonowy; było ono postrzegane jako trwały element wcześniejszego systemu, za co skądinąd zostało bardzo mocno ukarane w Wersalu. Pozostałe państwa post-habsburskie też znajdowały się w lepszej sytuacji, ponieważ najwyżej jeden podmiot zainteresowany był ich inkorporacją. I to bardzo warunkowo.
Sytuację Polski w tej mierze można porównać raczej do krajów bałtyckich, leżących w sferze zainteresowań dwóch ościennych mocarstw. Ostatecznie Węgierskie wejście w sowiecką strefę wpływów być może w ogóle byłoby niemożliwe gdyby nie ich współpraca z hitlerowskimi Niemcami.
Dobrowolna neutralizacja Polski groziła jej trudnymi do przewidzenia konsekwencjami. To zaś podbudowywało imperatyw prowadzenia niezwykle ambitnej i samodzielnej polityki. Było to intuicyjnie oczywiste dla większości aktywnej części społeczeństwa, żyjącego w cieniu oszałamiającego sukcesu wojny 1920 roku. Walka o samodzielność stosunkowo niewielkiego kraju umieszczonego między totalitarnymi kolosami stawała się wobec tego czymś nieporównanie więcej niż kaprysem nieodpowiedzialnych polityków. I to zupełnie niezależnie od racji moralnych.
Dziś możemy nie dostrzegać tego problemu, ale to właśnie dzięki temu, że polityka epigonów Marszałka tak mocno postawiła na samodzielność w przededniu II wojny światowej. Po jej zakończeniu mówić było można różnie o tym, jaka ma być Polska i jej granice, ale w żadnym razie, nie poddawano już w wątpliwość samego sensu jej istnienia. Sytuacja z 1945 pod pewnymi względami przypominała tę z 1815, tyle, że mając dużo bardziej drapieżnego wroga, jednak byliśmy per saldo w lepszej sytuacji. Jeśli przyjąć pogląd Kornata, że aktywność II RP miała bardzo ograniczony pływ na decyzje ówczesnych potęg, to na ostateczny efekt wojny koniecznie trzeba spojrzeć z większym dystansem.
Kornat przekonuje, że polscy politycy mieli w porównaniu z zachodnimi partnerami dobre rozeznanie prawdziwych intencji sowieckiego genseka i niemieckiego Führera.
Przedstawia dowody na wysoką świadomość polskiej dyplomacji w kwestii planów Stalina, których istotą było oczekiwanie na wojnę pomiędzy państwami "imperialistycznymi". Ostatnią fazą tej wojny miała być rewolucja przyniesiona na bolszewickich bagnetach wyniszczonym walką społeczeństwom Zachodu. Wywołana przez Stalina wojna miała być więc realizacją projektów wstrzymanych klęską 1920 roku. W Polsce poprawnie oceniano, że również dyplomacja III Rzeszy ma świadomość tych rosyjskich kalkulacji. Dla Stalina rzecz jasna nie była istotna początkowa konfiguracja zbrojnego konfliktu – dlatego też polski akces do Paktu Antykominternowskiego był Stalinowi podobnie na rękę, niż jego brak, tak długo, jak rzeczywiste plany Hitlera przewidywały wcześniejszą agresję na Francję niż na ZSRS. A Hitler przecież właśnie dlatego chciał jakoś po Monachium dogadywać się z RP, aby rozpocząć agresję od Zachodu. W tym świetle myślenie o możliwym zbliżeniu sowiecko-brytyjskim w przypadku zaistnienia polskiej kolaboracji z Rzeszą nabiera pełniejszego sensu.
Przyjmowano więc, że trwałe porozumienie niemiecko-sowieckie jest po prostu niemożliwe, a tymczasowe, dla Niemiec zwyczajnie nie ma sensu, bo otwiera na oścież wschodni front na mocnego i nieprzewidywalnego przeciwnika dążącego do unicestwienia Niemiec. I realnie dysponującego takimi możliwościami. Dlatego docierające do MSZ informacje o zbliżeniu sowiecko-niemieckim, inaczej niż w okresie Rapallo, uznawano za bluff.
Jakakolwiek konfrontacja zbrojna miałaby dla Rzeszy sens, gdyby jej przeciwnik występował w izolacji. W przypadku solidarnego z Polską wejścia do wojny Zjednoczonego Królestwa takiej izolacji nie zapewniał Niemcom nawet taktyczny sojusz z Sowiecką Rosją, co do lojalności której zawsze z każdej strony pozostawały ogromne wątpliwości. Celem polskiej dyplomacji po Monachium, wobec niemieckich prób jej zwasalizowania, stało się więc uzyskanie brytyjskich gwarancji na wypadek wojny i przekonanie Niemiec, że te gwarancje są poważne. Cel ten szybko został osiągnięty; być może, Brytyjczycy nie do końca jednoznacznie umieli rozeznać charakter polsko-niemieckich relacji od jesieni 1938 r., na co trochę liczyła dyplomacja polska. Być może też Brytyjczycy woleli negocjować z przewidywalną Rzeczpospolitą zamiast z niezrozumiałym i groźnym ZSRS. Zwłaszcza, że w istocie interes brytyjski i polski były w tej mierze tożsame – powstrzymywanie wojny wszelkimi rozsądnymi środkami, odwrotnie niż na linii Zjednoczone Królestwo-Rosja bolszewicka. Chamberlain zakładał, podobnie jak Beck, minimum racjonalności niemieckiej polityki, dlatego dość łatwo z Beckiem się porozumiał. Stał się w ten sposób pierwszym brytyjskim przywódcą, który naprawdę bez zastrzeżeń uznał znaczenie polityczne i prawo Polski do pełnej samodzielności – uznał bez zastrzeżeń jej partnerstwo. I również taki był sens brytyjskich gwarancji dla polskich granic. Tego nikt już później w Wielkiej Brytanii nie podważał. Wiara w racjonalizm niemiecki ostatecznie okazała się płonna - Hitler był szaleńcem, naród niemiecki – posłuszną mu trzodą. Przy trudnej do pojęcia - zupełnie nieracjonalnej indolencji Francuzów doprowadziło to do największej tragedii w dziejach świata.
Warto jednak pamiętać, że na początku nie był jeszcze przesądzony porządek, jaki wyłoni się z tego szaleństwa. Przesądzona była tylko wcześniejsza lub późniejsza katastrofa pruskiej Rzeszy. I to niezależnie od rodzaju wzajemnych relacji pomiędzy Rzeszą a II RP.
To prawda, że Polska z wojennej zawieruchy wyszła w bardzo złej kondycji.Jednak jej sytuacja geopolityczna pogorszyła się w mniejszym stopniu niż innych krajów regionu, a tego, co mogło nas czekać ze strony zwycięskiej Armii Czerwonej traktującej nasz kraj jako tereny hitlerowskiego sojusznika pewnie nawet nie do końca umiemy sobie wyobrazić, choć mamy dość wskazówek, by wiele podejrzewać. Potwierdzenie zaś dobrowolną wasalizacją RP jej efemerycznego charakteru na pewno byłoby dużym ułatwieniem dla zwycięskiego Stalina i ogłupionych lub przekupionych wrogów Polski na Zachodzie. Konsekwentna polityka polska w latach II wojny poskutkowała więc czymś jeszcze, poza gigantycznymi stratami.
Widać stąd, że polski akces do obozu antykominternowskiego rodziłby w dalszej perspektywie jeszcze większe zagrożenia niż 'antyniemiecka' polityka Becka z 1939 roku. Trudno ocenić, jakie decyzje podejmowaliby polscy politycy, gdyby spodziewali się ogromu strat, jakie przyniesie nadchodząca wojna. Wydaje się jednak, że to przekraczało możliwości wyobraźni jakiegokolwiek człowieka tamtych czasów. Wiemy jednak, że nie działali bezrefleksyjnie. Że umieli dobrze rozeznać logikę wydarzeń w perspektywie wieloletniej, jednocześnie błędnie zakładając minimum racjonalności w działaniu wrogów i sojuszników. Ale jak ocenić taką omyłkę?
Już w Rumunii Beck, komentując swą życiową decyzję polityczną charakterystycznie odwoływał się do słów swojego mistrza.
„Gdy człowiek ma przed sobą kilka dróg, gdy męczy się i waha i nie wie, którą wybrać – niech wybiera drogę honoru, ta zawsze będzie właściwsza.”
Warto poważnie przemyśleć filozofię życiową zawartą w tym aforyzmie, zanim ostatecznie oceni się postępowanie ministra. Tu nie ma nic z naiwności, wbrew może pierwszemu, powierzchownemu wrażeniu.
JES.salon24.pl/423519,jozef-beck-porazka-racjonalnego-myslenia
Moja polemika z niektórymi tezami powyższego tekstu JES-a:
- Nie wydaje się mnie się korzystnym w obronie tej postaci, tragicznej i przegranej, jaką był Józef Beck, przypominać jego słowa o honorze. Bo piękne (choć tragiczne w skutkach) przemówienie o polskim honorze z 5 maja 1939 stoi w hańbiącej sprzeczności z zachowaniem się polskiego rządu, w tym i pułkownika WP Becka 17 września 1939.
Zarówno nie wypowiedzenie wojny trzeciemu agresorowi, a co za tym idzie nie zwrócenie się o to samo do naszych sojuszników – zachodnich oraz Rumunii, która była zobowiązana do pomocy zbrojnej przeciwko Sowietom, jak i tchórzliwa ucieczka całego rządu do Rumunii.
Być może to pierwsze tchórzostwo kosztowało to życie tysiącom ofiar Zbrodni Katyńskiej, a na pewno ułatwiło Stalinowi sowietyzację Polski .
Drugie tchórzostwo – znakomicie ułatwiło usprawiedliwienie światu i historii agresji sowieckiej na Polskę 17 września, umożliwiło przez długie lata opluwanie II Rzeczpospolitej w komunistycznych opracowaniach, a co najważniejsze – w 1939 roku poważnie obniżyło morale polskiego narodu. Jakże można było wymagać od Polaków niemieckiego pochodzenia, aby nie podpisywali tzw. Volkslisty, kiedy rząd RP podjął znacznie hańbiącą decyzję…
A przecież, jak napisał mój ulubiony pisarz – „Tchórzostwo jest największą ułomnością człowieka”…
JES: > "pozycja Węgier była silniejsza niż Polski"
- Nie mogę się z tym zgodzić.
> "Węgierskie wejście w sowiecką strefę wpływów być może w ogóle byłoby niemożliwe gdyby nie ich współpraca z hitlerowskimi Niemcami.
- Bardzo wątpliwy wniosek patrząc na geografię sowieckich „wyzwoleń” – Czechosłowację z północy, Rumunię z południa, i wschodnią część Austrii (do 1955 roku Austria była okupowana przez Sowietów - http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TH/THW/austria_1955m.html) z zachodu.
> "Dlatego docierające do MSZ informacje o zbliżeniu sowiecko-niemieckim, inaczej niż w okresie Rapallo, uznawano za bluff.”
- To chyba samowyklucza prawdziwości powyższego zdania : „Kornat przekonuje, że polscy politycy mieli w porównaniu z zachodnimi partnerami dobre rozeznanie prawdziwych intencji sowieckiego genseka i niemieckiego führera." ???
>> „Nie, nie wyklucza. W polskim MSZ zdawano sobie sprawę z nieprzezwyciężalnej sprzeczności interesów pomiędzy hitlerowską III Rzeszą a ZSRS - poprawnie odczytywano tu, w odróżnieniu od Paryża (n.b. tragicznej roli Paryża w wybuchu i przebiegu II wojny, zdajesz się zdecydowanie nie doceniać) i Londynu, polityczną strategię Stalina. Panowało tu też niezłe rozeznanie w zamierzeniach Hitlera, nastawionego w pierwszym rzędzie na "rozliczenie" na Zachodzie rachunków pozostałych z ostatniej wojny, a nie na agresję ZSRS. Dlatego plan Barbarossa nie bardzo miał szansę na wcześniejsze wdrożenie. W takich okolicznościach równie dobrze można byłoby spodziewać się stalinowskiego wyprzedzenia Barbarossy, popartego solidnym amerykańskim wsparciem.
- „popartego solidnym amerykańskim wsparciem” ??? Poproszę o zdanie wyjaśnienia. Czy to tylko takie porównanie nierealności, nieprawdopodobnej możliwości?
- O tragicznej niezdolności Francji i Anglii do przeciwstawieniu się Hitlerowi pamiętam, ale spieramy się o Becka, a nie Deladier’a oraz Eden’a.
- Przecież Hitler wyraźnie napisał w „Mein Kampf”, że głównym celem jest Lebensraum [= przestrzeń życiowa]. A odegranie się i neutralizacja Francji miały być tylko zemstą oraz zabezpieczeniem tyłów.
A tym momencie okazuje się, że Polska nie będzie w tym starciu (nawet pierwszym), wbrew testamentowi swojego Największego Syna, neutralna, a wykazuje wielką chęć uderzenia w tył Niemiec „zdzierających wersalską hańbę”.
Frustracja psychopaty niezrozumieniem jest częstym objawem – tak właśnie zareagował Fuehrer w stosunku do Polaków.
Stalin – hasło „światowej rewolucji”, wielkie zbrojenia, tanki i spadochroniarze, agresja psychologiczna. Już podczas wojny domowej w Hiszpanii można było zaobserwować, jakim sprytem się posługuje – wyciągnął z niej zapasy złota, okazując umiarkowaną pomoc Republice, nie ryzykując otwartej interwencji.
Antypolskość udowodnił w 1937 r. każąc zamordować 111 tys. Polaków mieszkających w ZSRR – polski wywiad nie mógł o tym nie wiedzieć (inna sprawa czy te informacje trafiały do współpracowników Becka – silna agentura sowiecka w MSZ).
Wspólny wróg i wspólne cele potrafią zjednoczyć nieprzejednanych, z pozoru, wrogów. Przynajmniej na czas osiągnięcia danego celu.
I tak się stało.
> „W planowaniu strategicznym posługiwano się też zdroworozsądkową kalkulacją potencjałów ewentualnych uczestników konfliktu. Właśnie owe, całkowicie słuszne założenie o nieprzezwyciężalnej sprzeczności sowiecko-hitlerowskiej kazało przyjąć, że w 1939 żaden sojusz niemiecko-sowiecki nie wchodzi w rachubę.
- Zdroworozsądkowe kalkulację wobec psychopatów, który jeden stawia poza prawem i wyrzuca z państwa jedno z najzdolniejszych środowisk (np. Einstein opuścił Niemcy włąśnie w 1933 r.), a drugi na kilka lat przed przewidywaną wojną dezorganizuje swoją armię, rozstrzeliwując jej kierownictwo, jak i aparat państwowy ???
>> „Słusznym i niemal obsesyjnym dogmatem Hitlera było unikanie wojny na dwa fronty; gwarancje polsko-brytyjskie strategię "jednego frontu" czyniły nierealną, wydawało się więc, że zwiększają szansę na przesunięcie w czasie konfliktu zbrojnego.
- Było by tak, gdyby Imperium Brytyjskie dysponowało jakąkolwiek siłą na lądzie. A przecież armia brytyjska w 1939 r. była znacznie słabsza od polskiej.
Wpływ na armię francuską, zresztą mocno osłabioną nastrojami swojego dowództwa, społeczeństwa i rządu, miał rząd brytyjski, chętnie wysługujący się obcymi wojskimi, ograniczony.
I najważniejsze – już 3 sierpnia 1939 Hitler pojął, że Anglia nie ma zamiaru (ani środków) wywiązywać się ze swoich zobowiązań.
>> „Hitler dogadując się ze Stalinem i wzywając go później na pomoc w przedłużającej się niebezpiecznie wojnie z Rzeczpospolitą otworzył sobie właśnie front wschodni wzdłuż zmodyfikowanej na swoją niekorzyść linii Curzona. To jest dopiero dobra kandydatura do nagrody Darwina.”
- Nie zgadzam się. To jednak Stalin wpadł w tę pułapkę wspólnej granicy i stracił większość swoich sił pancernych i lotniczych na terenach byłej II Rzeczpospolitej (i Nadbałtycki).
Czy uniemożliwiło to upadek Moskwy? Nie sądzą, w dodatku zajęcie Moskwy nie przesądzała o wyniku operacji „Barbarossa” – kluczem do Rosji była Wołga, Kaukaz i przemysł przesunięty na Ural.
>> „Na tym polega paradoks całej sytuacji - stosowanie racjonalnej miary wobec polityki Hitlera doprowadziło Polskę do katastrofy. Być może, gdyby Beck mniej logicznie rozumował (mówiąc kolokwialnie - gdyby był podobnie głupi jak jego francuscy partnerzy), historia potoczyłaby się zupełnie inaczej. I to jest zasadniczą tezą mojej notki, zasygnalizowaną w tytule i wysnutą w oparciu o pracę Kornata.”
- Hitler był psychopatą. Z przebłyskami geniuszu, co u jednostek psychopatycznych zdarza się przecież nierzadko. Wydaje mnie się, że właśnie konsekwentna polityka wobec Hitlera mogła by być bardziej skuteczna, niż ta Becka – wspieranie i korzystanie z postępów Hitlera do marca 1939 r., a od kwietnia negacja i twarda, bezmyślna opozycja wobec jego, obiektywnie lub z pozycji niemieckich, rozsądnych żądań – Gdańsk i korytarz.
> „Jakakolwiek konfrontacja zbrojna miałaby dla Rzeszy sens, gdyby jej przeciwnik występował w izolacji”
- a we wrześniu’39 Polska nie znalazła się w izolacji?
Nawet jej rząd został internowany przez sąsiedzkie państwo, jakoby sojusznicze…
A Hitler przewidział nie ruszenie się Francji (wobec neutralności Belgii) i Anglii (nie miała czym i jak – brak granicy lądowej), bo „3 sierpnia doradca premiera Anglii, Wilson w rozmowie z niemieckim ambasadorem von Dirksen zaproponował aby Niemcy wyraziły zgodę na podpisanie deklaracji o nieagresji z Wielką Brytanią. Dodał następnie, że wówczas rząd brytyjski cofnie gwarancje udzielone Polsce, Grecji i Rumunii. Tak Hitler zrozumiał, że Anglia nie ma zamiaru wywiązywać się ze swoich zobowiązań wobec Polski.”
> „W przypadku solidarnego z Polską wejścia do wojny Zjednoczonego Królestwa takiej izolacji nie zapewniał Niemcom nawet taktyczny sojusz z Sowiecką Rosją, co do lojalności której zawsze z każdej strony pozostawały ogromne wątpliwości
- Co najmniej podobne wątpliwości musiały każdemu rozumnego człowiekowi rodzić sojusz ze Zjednoczonym Królestwem, które jak wyznał jeden z jego mężów stanu: „UK nie ma stałych sojuszników, tylko stałe interesy”
> „Przesądzona była tylko wcześniejsza lub późniejsza katastrofa pruskiej Rzeszy.”
- Oj, gdyby „Barbarossa” zaczęła się wcześniej, gdyby wsparła ją polska kawaleria i piechota (pisałem o tym kiedyś w ważnej notce "Z Hitlerem na Stalina" ), gdyby udało się do niej namówić Japonię, lub nawet tylko Turcję (oba państwa dosyć dobrze ustosunkowane do wojny, Japonia nawet zachowała stosunki dyplomatyczne z rządem RP na emigracji), gdyby na zdobytych terenach sowieckich zaproponowano politykę antysowiecką, a nie antysłowiańską, gdyby polscy lotnicy nie przeważali losów bitwy o Anglię, gdyby Franco dał się namówić do zajęcie Gibraltaru, to wynik wojny mógł by być podobny do ukazanej w książce Harrisa „Vaterland” (ekranizacja z Rutgerem Hauerem - „Vaterland - tajemnica III Rzeszy”)
Po za tym hitlerowska III Rzesza wcale nie była pruska. W Prusach – tam miała najwięcej zwolenników NSDAP , ale i w czerwonym Hamburgu, i w katolickiej Bawarii miała rzetelne NAJWIĘKSZE poparcie ze wszystkich partii i brak zdecydowanych przeciwników (prócz komunistów).
> "To prawda, że Polska z wojennej zawieruchy wyszła w bardzo złej kondycji. Jednak jej sytuacja geopolityczna pogorszyła się w mniejszym stopniu niż innych krajów regionu”
- A których??? -jeśli można spytać, za wyjątkiem 3 państewek nadbałtyckich, których z uwagi na mikroskopijność i brak tradycji państwowych (prócz Litwy) + militarna współpraca z nazistami, do Polski porównywać po prostu nie można.
> „Polski akces do obozu antykominternowskiego rodziłby w dalszej perspektywie jeszcze większe zagrożenia niż 'antyniemiecka' polityka Becka z 1939 roku”
- Zagrożenia, ale i szanse. Przypomnijmy czym się zajmowała w wielkim stopniu dyplomacja aliantów (i ZSRR) w przełomowym dla II wojny roku 1943 :
= wyciąganiem Italii, Bułgarii, Rumunii, Węgier i Finlandii z sojuszu „Osi”
+ zachęcaniem Turcji do przystąpienia do wojny przeciw Niemcom.
Oferowano przeróżne „Niderlandy” i „gruszki na wierzbie”, jednak wzmacniało to wagę tych państw, sojuszników Hitlera. Pozwoliło na przedłużenie szans na uniknięcie sowietyzacji, co udało się tylko Finlandii z uwagi na jej peryferyjne położenie i dość silną postawą propaństwową.
>> „Uważam, że trzeba było zwrócić uwagę na tego autora, bez znajomości którego omawianie polityki Józefa Becka zdaje się dziś co najmniej ryzykowne.
W polemice najważniejsza była krytyka nadmiernej jednoznaczności twojej oceny Becka. Chodzi o minimum sprawiedliwości wobec tej na pewno nie prymitywnej postaci. I o zdroworozsądkowy szacunek do ówczesnego państwa polskiego. Nie było ono co prawda rajem na ziemi, ale też, jak na warunki zewnętrzne i czas w jakim działało było czymś raczej wyjątkowym. W pozytywnym znaczeniu oczywiście. Nasza duma z niego nie powinna być bezkrytyczna, ale nierozsądne byłoby też całkowite pozbawianie się jej.”
- Z tak mądrą wypowiedzią nie zamierzam dyskutować.
Mogę tylko za nią podziękować. Kłaniam się nisko mojemu polemiście.
"..kilka Twoich powstańczych tekstów pisanych w sierpniu 2009 i Twoje komentarze i interpretacja faktów w tym opis próby połączenia Starego Miasta z Żoliborzem są niesamowite. Powiem szczerze, że te Twoje teksty, wraz z książką Zbigniewa Sadkowskiego "Honor i Ojczyzna", należały do głównych motywów mojego zainteresowania się szczegółami." ALMANZOR 22.08
..."notki Witka, które - pisane na dużym poziomie adrenaliny - raczej się chłonie niż czyta." "
Prawda o Powstaniu, rozpoznawana na poziomie wydarzeń związanych z poszczególnymi pododdziałami, osobami, czy miejskimi zaułkami ma niespodziewaną moc oczyszczania Pamięci z ideolog. stereotypów i kłamstw. Wszak Historia w gruncie rzeczy składa się z prywatnych historii. Prawda na poziomie Wilanowskiej_1 jest dużo bardziej namacalna i bezdyskusyjna niż na poziomie wielkiej polityki. Spoza Pańskiego tekstu wyłania się ten przedziwny napęd Bohaterów, o których Pan pisze. I nawet ten najgłębszy sens Ofiar, czynionych bez patosu i bez zbędnych górnolotności"
JES pod "Dzień chwały największej baonu "Zośka"
"350 lat temu Polakom i Ukraińcom zabrakło mądrości, wyrozumiałości, dojrzałości. Od buntu Chmielnickiego rozpoczął się powolny upadek naszego wspólnego państwa. Ukraińcy liczyli że pod berłem carów będzie im lepiej. Taras Szewczenko pisał o Chmielnickim "oj, Bohdanku, nierozumny synu..."
Po 350 latach dostaliśmy, my Polacy i Ukraińcy, od losu drugą szansę. Wznieść się ponad wzajemne uprzedzenia, spróbować zrozumieć że historia i geografia dając nam takich a nie innych sąsiadów (Rosję i Niemcy) skazały nas na sojusz, jeżeli chcemy żyć w wolnych i niepodległych krajach. To powrót do naszej wspólnej historii, droga oczywiście ryzykowna na której czyha wiele niebezpieczeństw (...)
"Более подлого, низкого, и враждебно настроенного к России и русским человека чем Witek, я в Салоне24 не видел"
= "Bardziej podłego, nikczemnego i wrogo nastawionego do Rosji i Rosjan człowieka jak Witek, ja w Salonie24 nie widziałem" AKSKII 13.2.2013
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura