Witek Witek
1018
BLOG

Maj 1945 - klęska czy zwycięstwo?

Witek Witek Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 32

  Przez 44 lata PRL-u wmawiano nam, że to wielkie zwycięstwo warte jest hucznego świętowania 9-go maja i dozgonnej wdzięczności Związkowi Radzieckiego, naszemu starszemu bratu ("przyjaciół się wybiera" - wykpiwano tą nagłaśnianą więź rodzinną). Z czasem gdy Sowiety chyliły się ku upadkowi zaczęto podważać oczywistość tego zwycięstwa i oceniać jego skutki. A te skutki w latach 80-tych dla Polski nie były zbyt sympatycznie odczuwane. Po upadku soclagra i odzyskaniu niepodległości prawie mainstreamowa stała się opinia, że II wojna światowa zakończyła się dla Polski klęską gorszą niż dla jakiegokolwiek sojusznika Niemiec - zrujnowany gospodarczo kraj, przesunięcie terytorialne i strata 2 z 5 głównych miast, zamordowana większość elity intelektualnej i co najgorsze - utrata niepodległości wobec obcego kulturowo i cywilizacyjnie mocarstwa.

  Z punktu widzenia orwellowskiej kombinacji lat 1948-1984 to wszystko prawda. Jednak wszystkie, nawet najbardziej wydawało by się stabilne rozwiązania, stałymi na zawsze nie są - przecież "panta rhei". Jedne wolniej, drugie szybciej. ZSRR skoro nie zdołał opanować całego świata, jak to sobie wyobrażono w jego herbie, musiał w końcu kiedyś upaść. Jego upadek przyspieszył jeden ze skutków "zwycięskiej" dla niego II wojny - zbyt wiele narodów podbił i jak żarłoczny potwór - po prostu ich nie strawił. Takim kamieniem w żołądku stali się dla potwora sowieckiego Polacy - niezwykle jak na swoje tradycje zorganizowanie i pokojowo zbuntowali się w 1980 r. siejąc początek fermentu. Gorzej - pokazali zaciekłemu wrogowi Sowietów, jakim był właśnie wybrany Prezydent Stanów Zjednoczonych - sposób na rozłożenie socłagra. Sowiety zostały zmuszone do pieriestrojki Gorbaczowa dzięki sukcesom dwóch równoległych sojuszów Reagana - z Papieżem Polakiem i arabskimi szejkami naftowymi. Ten drugi był możliwy po zrealizowaniu się podstępnego planu Zbigniewa Brzezińskiego wciągnięcia ZSRR do konfliktu afgańskiego. Gdyby Polska nie została sowiecką satrapią w 1945 roku, to ojciec Brzezińskiego prawdopodobnie wrócił by z rodziną do Ojczyzny i ten nie został by doradcą ds. bezpieczeństwa najgroźniejszego wroga ZSRR.

   W 1989 r. mieliśmy w prawdzie zrujnowaną gospodarkę i zdemoralizowane społeczeństwo, ale też pozytywy w porównaniu z przedwojenną Polską: korzystniejsze położenie geograficzne, brak znaczących mniejszości narodowych i konfliktów granicznych z sąsiadami. To wszystko są skutki II wojny światowej i decyzji jej zwycięzców. Dodajmy do tego dumę narodową z powodu godnego przeżycia okupacji hitlerowskiej ("żadnego Quislinga, ani żadnych sojuszniczych z nazistami oddziałów wojskowych", największe powstanie, najliczniejsza podziemna armia, itd.")

   A mogło przecież być znacznie gorzej - mógł Stalin zabrać Kresy, nawet z Pieriemyśl i Chełm włączyć do Ukraińskiej SSR, Białystok do Białoruskiej, a Suwałki do Litewskieh SSR, nie dzielić się z PRL Prusami Wschodnimi i nie dać nic na zachód od granicy Rzeszy - albo z sprzed 1939, albo nawet 1939-41 z Gubernatorstwem. I co by mu kto zrobił w 1945 ? Albo później - im dalej od końca II wojny, tym był potężniejszy  - już w 1949 wyprodukowano sowiecką bombę atomową. W takim getto jakim była by PRL bez ziem zachodnich trudniej było by się radośnie i mądrze, jak w siepniu'80, buntować. Ale i rozwijać się, żyć...

Reasumując, ani zwycięstwo, ani wielką klęska, a niekorzystne dla nas rozstrzygnięcie wojny, która zaczęła się o Polskę (jako pretekst), ale mogło być znacznie, znacznie gorzej.

Uświadomiła mi to lektura książki Marcina Wolskiego "Alterland", którą mi zresztą polecił ktoś na salonie24, pod jedną z moich notek w stylu historii alternatywnej (chyba pod  "Z Hitlerem na Stalina").

________________________________________________________________________

Zupełnie poza tematem notki, w tej książce wydanej w 2003 roku był taki fragment:

"7 lipca - dokładnie w czasie, kiedy rodzina Rawskich zwiedzała Plazza San Marco w Wenecji, podchodzący do lądowania w Jałcie samolot TU-154 (model specjalny), targnięty nagłym porywem wiatru, wypadł z pasa i eksplodował. Tak przynajmniej podano w oficjalnym oświadczeniu agencji TASS. Identyczną wersję przedrukowały wszystkie dzienniki świata. W podobnym brzmieniu przekazywały wiadomość, przerywając w pół słowa programy, główne stacje telewizyjne. Bo i była to istotnie Katastrofa Stulecia., fatalnym tupolewem podróżowała bowiem całaradziecka "wierchuszka" - gensek Breżniew, premier Kosygin, ideolog Susłow, szef Armii Radzieckiej - Ustinow, wiecznie "drugi" Czernienko...

Czy był to przypadek, czy zaplanowany zamach? Speckomisja, badająca sprawę, nigdy nie ogłosiła rezultatów śledztwa. Nie wyjaśniono nawet, dlaczego, wbrew procedurom bezpieczeństwa, aż tylu członków ścisłego kierownictwa leciało jednym samolotem. Ludowa plotka uparcie powtarzała bajkę o pijanym Lońce, który osobiście uparł się zasiąść za sterami TU-154".

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj32 Obserwuj notkę
Witek
O mnie Witek

  "..kilka Twoich powstańczych tekstów pisanych w sierpniu 2009 i Twoje komentarze i interpretacja faktów w tym opis próby połączenia Starego Miasta z Żoliborzem są niesamowite. Powiem szczerze, że te Twoje teksty, wraz z książką Zbigniewa Sadkowskiego "Honor i Ojczyzna", należały do głównych motywów mojego zainteresowania się szczegółami." ALMANZOR 22.08 ..."notki Witka, które - pisane na dużym poziomie adrenaliny - raczej się chłonie niż czyta." " Prawda o Powstaniu, rozpoznawana na poziomie wydarzeń związanych z poszczególnymi pododdziałami, osobami, czy miejskimi zaułkami ma niespodziewaną moc oczyszczania Pamięci z ideolog. stereotypów i kłamstw. Wszak Historia w gruncie rzeczy składa się z prywatnych historii. Prawda na poziomie Wilanowskiej_1 jest dużo bardziej namacalna i bezdyskusyjna niż na poziomie wielkiej polityki. Spoza Pańskiego tekstu wyłania się ten przedziwny napęd Bohaterów, o których Pan pisze. I nawet ten najgłębszy sens Ofiar, czynionych bez patosu i bez zbędnych górnolotności" JES pod "Dzień chwały największej baonu "Zośka" "350 lat temu Polakom i Ukraińcom zabrakło mądrości, wyrozumiałości, dojrzałości. Od buntu Chmielnickiego rozpoczął się powolny upadek naszego wspólnego państwa. Ukraińcy liczyli że pod berłem carów będzie im lepiej. Taras Szewczenko pisał o Chmielnickim "oj, Bohdanku, nierozumny synu..." Po 350 latach dostaliśmy, my Polacy i Ukraińcy, od losu drugą szansę. Wznieść się ponad wzajemne uprzedzenia, spróbować zrozumieć że historia i geografia dając nam takich a nie innych sąsiadów (Rosję i Niemcy) skazały nas na sojusz, jeżeli chcemy żyć w wolnych i niepodległych krajach. To powrót do naszej wspólnej historii, droga oczywiście ryzykowna na której czyha wiele niebezpieczeństw (...) "Более подлого, низкого, и враждебно настроенного к России и русским человека чем Witek, я в Салоне24 не видел" = "Bardziej podłego, nikczemnego i wrogo nastawionego do Rosji i Rosjan człowieka jak Witek, ja w Salonie24 nie widziałem" AKSKII 13.2.2013

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (32)

Inne tematy w dziale Kultura