Witek Witek
2252
BLOG

Wyzwolenie Lwowa lipiec 1944. Kapitan Draża Sotirović

Witek Witek Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

W rocznicę operacji "Burza" we Lwowie = wyzwolenia tego miasta przez oddziały Armii Krajowej wspomagane tankami Armii Czerwonej - "Chcę podkreślić, że możemy sie cieszyć Lwowem w takiej postaci jaką widzimy dziś tam bywając dzięki AK i jest to fakt niezaprzeczalny. Otóż 22 lipca rozpoczał się bój o Lwów i niejako przypadkiem i dzięki brawurze czołgów płk. Jefimowa, które wtargnęły bez wsparcia do miasta. Czołgi pozostawione bez wsparcia piechoty mają marne szanse w mieście. Te czołgi ocalały więc dzięki pomocy bohaterów z AK"  DRY"Rocznica-burzy-we-lwowie-22-07-1944"

Zamilczane okoliczności "wyzwolenia" Lwowa - http://vn-parabellum.com/battles/lviv.html

chciałbym przypomnieć te wydarzenia przez poniższy opis walk o Lwów oraz bardzo ciekawy wywiad z żołnierzem lwowskiej AK Bronisławem Szeremetą. W nim jest wzmianka o wspaniałym Serbie, Draganie Sotiroviću - postaci wartej pomnika, książki i sensacyjnego filmu. Podczas wyzwalania Lwowa był dowódcą 14.pułku ułanów jazłowieckich AK. Dwukrotnie uciekał z niewoli niemieckiej i dwukrotnie z sowieckiej. Wyzwalał w latach 1944-45 Polaków z rąk NKVD i UB, bronił polskie wsie przed czystkami "ze znamionami ludobójstwa" ze strony UPA. Po wojnie na emigracji w Hiszpanii i Francji.

    Rano 22 lipca 1944 wzdłuż lini kolejowej z Chodorowa nieoczekiwanie uderzyła na Lwówsowiecka 29 brygada zmotoryzowana, piechota gw. płk A. J. Jefimowa z 10 korpusu pancernego gw. 4 armii panc. Wojska te prześlizgnęły się bocznymi drogami z kierunku Swirza przez Dźwigród, odcięły od południa zgrupowanie niemieckie w rejonie Winniczek-Czyszek-Winnik i nie napotkawszy oporu, wtargnęły ulicą Zieloną od płd. wsch. do miasta. Nie było to zgodne z rozkazami, które otrzymała 4 armia panc; miała ona obejść miasto od południa i pójść na Gródek Jagielloński. Dopiero w mieście Niemcy zaczęli stawiać opór. Młody żołnierz sowiecki szedł odważnie, choć jak wynikało z rozmów, zdawał sobie sprawę, że same wojska pancerne, bez wsparcia piechoty nie mogą się oprzeć Niemcom. Stąd pomoc oddziałów AK została bardzo chętnie przyjęta. 29. bryg zmot., wdzierając się do Lwowa, wysłała oddział w celu zabezpieczenia i rozpoznania terenu na północ od ul. Zielonej, w kierunku Pasiek. Tu Niemcy zaczęli organizować obronę od południa. Na pozycje niemieckie natarli natychmiast żołnierze 3 szwadronu 14 pułku ułanów AK "Osy", wspierani przez sowieckie samochody pancerne. Niemców wyparto z ich pozycji i z całego górnego Łyczakowa, tracąc zabitych i rannych. Ranny w nogę został dowodzący tu kpt. "Draża", jednak nie zszedł z pola walki. (...) Niemcy przecenili znajdujące się tu siły AK i zrezygnowali z zamiaru przebicia się do Lwowa, decydując się na stopniowe wycofanie się w kierunku południowym. W pewnym momencie dotarł do sztabu Obszaru meldunek z propozycją poddania się zgrupowania niemieckiego, pod warunkiem, że AK nie przekaże ich do niewoli sowieckiej. Odpowiedzi nie było, nie udzielono jej. Pomoc, jakiej udzieliły oddziały 14 pułku ułanów wojskom sowieckim była w ich ocenie tak istotna, że znalazła swoje odbicie w wywiadzie z płk Jefimowem, zamieszczonym w gazecie 1 Frontu Ukraińskiego "Za czest' Rodiny", z dnia 15. VIII. 1944 r. płk. Jefimow udzielił również w imieniu dowódcy I Frontu Ukraińskiego marszałka Koniewa pochwały 14 pułku ułanów AK, dziękując za "bohaterską współpracę". 
(...) Przydzielony ze sztabu AK przewodnik przeprowadził kanałami w rejon pl. Strzeleckiego obserwatora radzieckiego, który stamtąd kierował ogniem i natarciem czołgów, w celu oczyszczenia z Niemców tego rejonu, aż do wylotu na pl. Krakowski. Tymczasem w Rynku trzech młodych żołnierzy AK przedostało się do budynku Ratusza i pod ostrzałem niemieckim wywiesili na wieży ratuszowej flagę polską, amerykańską, angielską i radziecką. Dowództwo radzieckie wkrótce zarządziło ich zdjęcie, motywując to tym, że pomagają one Niemcom, obecnym jeszcze w mieście, rozeznać sytuację. Inni żołnierze Dzielnicy wywiesili flagę na tzw. Gmachu Sprechera, przy ul. Akademickiej.
    Dzielnica Północna, niemal do końca silnie obsadzona i broniona przez Niemców. Oddziały 3-ch rejonów miejskich tej dzielnicy, w sile 19 plutonów - 738 żołnierzy pod dowództwem Komendanta Dzielnicy kpt. Mariana Jędrzejowskiego "Ara", pozostawały w pogotowiu, w koncentracji. Łączność z dzielnicą utrzymywano kanałami. Jeden z plutonów rejonu III tej dzielnicy, pod dowództwem por. Zbigniewa Borzysławskiego, opanował teren Gazowni Miejskiej i wziął do niewoli całą załogę niemiecką, utrzymującą się do końca na zajmowanych pozycjach i odpierając kilka kontrataków Niemców, chcących zająć i wysadzić gazownię. Opanowanie północnej części Lwowa odbywało się stopniowo, jednak bez specjalnego wysiłku ze strony sowieckiej.
  Dokonano również wymiany oficerów łącznikowych między dowództwami, w sztabie AK przez cały czas, aż do 31 lipca, sowieckim oficerem łącznikowym był płk Piotrowski, zaś w sztabie sowieckim oficerem łącznikowym AK był rtm. Henryk Witkowski, który pod koniec walk zginął rozszarpany granatem pod oknem tego sztabu, przy ul. Św. Marka. W miarę napływania politycznych oddziałów tyłowych sowieckich, sytuacja pogarszała się. Na drugiej z kolei odprawie gen. Iwanów zaproponował, by oddziały AK złożyły różnorodną i często przestarzałą broń, zapewniając, że w zamian otrzymają nowoczesną i ręcząc za tosłowem honoru. Na trzeciej odprawie ten sam gen. zażądał jednak już kategorycznie złożenia broni przez AK. Wydano odpowiedni rozkaz i w dniu 28 lipca poszczególne oddziały złożyły broń w punktach wyznaczonych. Nie było możliwości w pełni wyegzekwować wykonania tego rozkazu, wielu żołnierzy nie chciało rozstać się z bronią i część jej często za cichą zgodą dowódców pozostawała w ukryciu.
" Lwów.home.pl/spotkania/burza.html#burza

Bartosz Sieradzki: Po Kampanii Wrześniowej, ukrywając stopień oficerski uniknął Pan śmierci w Katyniu. Jako jeńca wojennego Sowieci przewieźli Pana aż do Republiki Komi, do obozu w Kotłasie, a następnie do łagru w tajdze, Meżog 12. Pan jednak zdołał uciec stamtąd do Lwowa. Jak Panu się to udało?
Bronisław Szeremeta: Łagier znajdował się przy budowanej wówczas drodze kolejowej Kotłas-Workuta. Uciekłem z trzema kolegami. Przed ucieczką gromadziliśmy w tajdze zapasy żywności. Udało się nam również przechować mapkę oraz kompas. Podczas codziennych prac w tajdze zauważyliśmy, że obecność jeńców sprawdzana jest przez strażników tylko po ukończeniu pracy. Ponieważ dzień pracy trwał 10 godzin, mieliśmy 9 godzin na ucieczkę. Po upływie tego czasu mógł rozpocząć się pościg. Korzystając z nieuwagi strażników wymykaliśmy się pojedynczo do tajgi, zabierając ukrytą żywność. Przedzieranie się przez tajgę trwało ponad dwa tygodnie - w końcu zabrakło żywności. Dwóch kolegów, w miejscowości Piniug, zdecydowało się wyjść z tajgi do sklepu, aby kupić coś do jedzenia. Niestety nigdy już nie wrócili - zatrzymała ich milicja. Mnie z kolegą czekających na nich w tajdze nie zdradzili, dlatego mogliśmy na stacji kolejowej ukryć się w wagonie towarowym pociągu jadącego w kierunku Moskwy. Takim sposobem, towarowymi pociągami oraz na własnych nogach przez Moskwę, Mińsk i Korosteń dotarłem do Lwowa. W sumie piechotą przeszedłem conajmniej 1500 km.
B.S: We Lwowie włączył się Pan w działalność podziemną NOW-AK. Chciałbym zapytać o Pański stosunek do akcji "Burza". Dowodził Pan wtedy plutonem w dzielnicy Lwów-Sródmieście.
B.Sz.: Byłem wtedy, jak i obecnie przeciwny tej akcji, ale rozkazów musiałem słuchać. Mój pluton podczas akcji zajął budynek Poczty Głównej. Po wyparciu Niemców, wywiesiliśmy na budynku 4 chorągwie: polską, angielską, amerykańską i sowiecką. Po kilku godzinach pojawiły się wojska sowieckie, za nimi NKWD i natychmiast zdjęli wszystkie chorągwie za wyjątkiem sowieckiej. Na swoją odpowiedzialność dałem rozkaz żołnierzom nie ujawniać się i zejść do podziemia. Zaraz na drugi dzień zostało aresztowane dowództwo lwowskiej AK...
B.S: 5 marca 1945 r. w wyniku zdrady ze strony Czesława Rutkowskiego ps. "Borowik", członka konspiracji (który żyje do dzisiaj w Polsce, w Olsztynie, w czasach PRL był pułkownikiem UB, później pracował na placówce dyplomatycznej w Chinach) został Pan aresztowany przez kontrwywiad "Smiersz". Podczas nieudanej próby ucieczki zostaje pan ciężko ranny. Proszę powiedzieć o późniejszym przewiezieniu pana do Moskwy w związku z procesem Szesnastu.
B.Sz: Zanim odpowiem na postawione pytanie, zatrzymam się krótko na osobie Cz. Rutkowskiego, haniebnym zdrajcy, który był wtyczką NKWD w strukturach Armii Krajowej, najpierw w Inspektoracie Stryjskim AK, a po wypełnieniu tego zadania został przerzucony na teren Lwowa, gdzie spowodował olbrzymie szkody w konspiracji. Jeszcze dziś z pamięci mogę wymienić pseudonimy i nazwiska kilkunastu osób, które wydał w ręce NKWD. W PRL kontynuował swoją haniebną rolę. Sądzę, że dziś jako wielce zasłużony dla PRL emeryt, jest bardzo zadowolony z drogi, która zapewniła mu karierę i wygodne życie.
Teraz wrócę do zadanego pytania. 25 maja 1945 r. przewieziono mnie, jeszcze nie zupełnie wyleczonego z rany, samolotem do Moskwy. Było nas 18 zebranych ze wszystkich lwowskich więzień. Nikt z nas nie wiedział po co nas tam przywieźli. W Moskwie osadzono mnie w pojedynczej celi na Łubiance. Zdziwił mnie luksus tego pomieszczenia (biała, czysta pościel, stolik nakryty czystą serwetką). Nocą wyprowadzili mnie na przesłuchanie. Śledztwo prowadził pułkownik w obecności tłumacza - Żyda. Najpierw zadał mi standartowe pytania: nazwisko, miejsce urodzenia itp. Później podniesionym głosem zapytał: "Skolko ty ubił sowietskich sołdatow?". Odpowiedziałem po polsku, nie przyznając się do znajomości rosyjskiego, że my Polacy od momentu napaści walczyliśmy z Niemcami a nie z Czerwoną Armią - i za to jesteśmy przez was teraz więzieni. Gdy tłumacz mu to przetłumaczył, ten rozwścieczony wrzasnął : "Ty polska swołocz, po co ciebie tu przywieźli zamiast zastrzelić na miejscu we Lwowie. Zabrać go stąd!!!"
B.S: Wtedy nie wiedział Pan, że chcieli Pana wykorzystać w Procesie Szesnastu jako świadka oskarżenia, a rana miała służyć jako dowód, że walczył Pan z sowietami?
B.Sz: Nie wiedziałem nic. Na Łubiance trzymali mnie tydzień, później przewieziono mnie do tzw. Butyrek. Z początkiem lipca 1945 r. zebrano nas wszystkich więźniów ze Lwowa z jednej celi i wtedy dopiero dowiedziałem się od biorących udział w tym procesie tj. ppłk. Jansona, Komendanta Obszaru Lwowskiego AK i mjr. Zdzisława Pacaka, Komendanta Inspektoratu Stryjskiego AK, iż w czerwcu odbył się proces 16-tu Przywódców Polski Podziemnej. Zorientowałem się wówczas, że mnie rannego przywieziono do Moskwy, aby wykorzystać jako dowód walki AK z Armią Czerwoną. Po pierwszym przesłuchaniu kiedy zorientowano się, że nie uda im się przerobić mnie na posłusznego świadka oskarżenia, przewieziono mnie wraz z innymi, którzy nie brali udziału w procesie z powrotem do Lwowa. Otrzymałem wyrok śmierci przez rozstrzelanie.
B.S: Co odczuwał Pan po ogłoszeniu wyroku?
B.Sz: Mocno wierzyłem, że mimo wszystko przeżyję. Była we mnie jakaś wewnętrzna siła, do dziś nie mogę tego zrozumieć i wytłumaczyć. Bezpośrednio po wyroku, ja i mój kolega na to samo skazany roześmialiśmy się, budząc zdziwienie bolszewików. Potem przynieśli świstek papieru, abym napisał prośbę o ułaskawienie do Rady Najwyższej ZSRR. Nie napisałem.
B.S: Zatem godził się Pan na pewną śmierć? Musiał się pan liczyć z tym, że nie prosząc o łaskę napewno Pana rozstrzelają?
B.Sz: Liczyłem się z tym , że mnie zabiją, wiedziałem, co zrobili z oficerami w Katyniu. Byłem przygotowany więc na to, że podzielę los moich kolegów, którego uniknąłem kilka lat wcześniej. Miałem także świadomość, że żadna prośba mnie nie uratuje - po co miałem upokarzać się przed ludobójcami?
B.S: Potem było oczekiwanie na wykonanie wyroku w celi śmierci.
B.Sz: Było to więzienie we Lwowie przy ul. Zamarstynowskiej. Cele śmierci mieściły się w piwnicy. Po przewiezieniu mnie tam, rozebrali mnie do naga przed żelaznymi drzwiami. Gdy drzwi uchylili i wepchnęli mnie do środka, pomyślałem wtedy, że to już koniec, że strzelą mi w tył głowy. Okazało się, że znalazłem się w niewielkiej celi, wypełnionej do granic możliwości więźniami. Przykre wrażenie robiły ślady po kulach które zostawili bolszewicy, rozstrzeliwując więźniów w czasie ucieczki przed Niemcami w czerwcu 1941 r. Po dwóch miesiącach oczekiwania zamieniono mi karę śmierci na 20 lat katorgi.
B.S: W 1946 r. przewieziono pana do łagrów w Kazachstanie. Przebywał Pan w obozie w Dżezkazganie, później w Spassku koło Karagandy. Ostatnie 3 lata - w łagrze w Poćmie w Mordowskiej Republice. To ponad 14 lat... Jak udało się Panu przeżyć to wszystko?
B.Sz: W tym wszystkim pomogła mi głęboka wiara w Opatrzność Boską. Przez cały czas myślałem, że jeśli wtedy mnie nie rozstrzelali to Łaska Boża i znak, że tym bardziej teraz muszę przeżyć.
B.S: A jak Pan zniósł te lata pod względem fizycznym, zmuszany do niewolniczej pracy przy znikomych racjach żywnościowych?
B.Sz: Przeżyłem także dzięki mojemu inwalidztwu (niedowład prawej ręki) - następstwu rany postrzałowej. Gdyby nie ta okoliczność skierowano by mnie do najcięższych prac w kopalniach. Np. w Dżezkazganie były kopalnie rudy miedzianej. Zdrowy człowiek po przepracowaniu tam niedługiego okresu czasu zapadał na pylicę, później na zapalenie płuc, gruźlicę... Ja pracowałem głównie na budowach, jedną ręką nosiłem wiadra z wodą, byłem siłą pociągową w dowożeniu materiałów budowlanych wozami czterokołowymi itp. Były chwile ciężkie, beznadziejne, zdawało się, że to już koniec, szczególnie gdy przychodziła jakaś choroba. Ale mimo tego zawsze pojawiała się pomocna dłoń - często z najmniej spodziewanej strony. Opisałem takie niemal graniczące z cudem chwile w mojej książce pt. "Powroty do Lwowa".
B.S.: Chciałbym teraz zapytać o Pański stosunek do Rosji. Wybitny pisarz polityczny i katolicki ks. prof. Michał Poradowski w swojej książce pt. "Aktualizacja marksizmu przez trockizm" napisał: "Rosja stała się pierwszą ofiarą szatańskiej rewolucji Marksa i wkrótce utożsamiła się z nią, rozszerzając ją na cały świat i odtąd wszystkie ludy patrzą na rewolucję jako na "błędy Rosji". Naród polski jeśli nie chce zginąć musi opierać się tym "błędom Rosji", ale nie powinien utożsamiać ich z samą Rosją, gdyż Rosja jest tylko pierwszą ofiarą tego nieszczęścia". Czy Pan więziony na rosyjskiej ziemi w czasach stalinizmu utożsamia naród rosyjski z marksizmem?
B.Sz: Uważam, że to nie jest wina Rosjan. Bolszewizm to twór międzynarodowego kosmopolityzmu, to nie ma nic wspólnego z narodem rosyjskim, jego kulturą, wiarą i tradycją. Zgadzam się z opinią ks. prof. M. Poradowskiego.
B.S: Po powrocie do Polski poznał Pan przewodniczącego PAX-u, Bolesława Piaseckiego. Jak pan ocenia tę postać?
B.Sz: Bolesław Piasecki był niewątpliwie gorącym patriotą, człowiekiem o wysokim poziomie intelektualnym, obdarzonym wielką charyzmą. Mówię to nie dlatego, że mi bardzo pomógł po powrocie z łagrów. Wiem, że robił to w stosunku do wielu osób w podobnej sytuacji. Uratował także życie wielu żołnierzom podziemia niepodległościowego.
B.S: Powróćmy do jeszcze jednego wątku z okresu wojny - Pańskiej przyjaźni z Draganem Sotiroviciem, bohaterem dwojga narodów - Serbii i Polski. Przypomnijmy, że Serbia podobnie jak Polska broniła świat chrześcijański przed Turkami, potem bohatersko walczyła z Hitlerem, nie poddała się także dyktatowi Stalina, będąc jedynym niepodległym państwem w tzw. bloku socjalistycznym. Naród i władze jugosłowiańskie miały zawsze bardzo życzliwy i przyjazny stosunek do Polski i Polaków. Dzisiejsza Jugosławia pozostaje faktycznie jedynym, suwerennym państwem europejskim nie ulegającym hegemonistycznym naciskom Waszyngtonu. Z historią polskich walk w czasie II wojny światowej związany jest bardzo - o czym mało kto wie i pamięta - Serb, dowódca oddziałów partyzanckich 14 p. uł. lwowskiej AK, kpt. Dragan Sotirowic ps. "Draża". Jak Pan poznał "Drażę"?
B.Sz: Poznałem go w czasie konspiracji lwowskiej w 1944 r. Utrzymywałem z nim kontakt także po powrocie z obozu. Uważam, że był to wielki bohater dwóch narodów - polskiego i serbskiego. "Draża" był oficerem armii jugosłowiańskiej, później pełnił funkcję adiutanta sławnego, serbskiego gen. Draży Michajłowicia, dowódcy monarchistycznej, antykomunistycznej i antyhitlerowskiej partyzantki w okupowanej Jugosławii. Po wojnie generał został rozstrzelany z rozkazu Tito. Kpt. Dragan Sotirowic uciekł w 1944 r. z niewoli niemieckiej (trzymany był w łagrze dla jeńców w Rawie Ruskiej koło Lwowa). Później znalazł się w AK i walczył przeciw htlerowcom i bandom UPA w okolicach Lwowa. Był to zasłużony dla Polski, wspaniały żołnierz. Jako dowódca oddziałów partyzanckich w okolicach Lwowa zlokalizował dowództwo band UPA we wsi Szołomyja, a następnie przeprowadził doskonale przygotowaną akcję przeciwko tym mordercom Polaków. Po tym ustały do czasów II okupacji sowieckiej mordy i grabieże na polskiej ludności w tych okolicach. UPA dostało ostrzeżenie, że ich zbrodnie nie ujdą im bezkarnie. "Draża" uczestniczył także w akcji "Burza", podczas której został lekko ranny w nogę. Za walkę w czasie akcji "Burza" został udekorowany przez dowództwo AK Krzyżem Virtuti Militari V klasy. Po wojnie został awansowany przez gen. Andersa do stopnia majora. Nawet dowództwo Armii Czerwonej nadało mu wysokie, sowieckie odznaczenie. Nie przeszkodziło to im bezpośrednio po akcji aresztować go wraz z całym dowództwem lwowskiej AK.
B.S: Jakie byty jego dalsze losy?
B.Sz: Uciekł z więzienia we Lwowie i ukrywał się u swojej łączniczki i sekretarki "Krystyny" (Czesławy z Hnatów), która była moją kuzynką. Straciwszy wszelkie kontakty z konspiracją zwróciła się do mnie, aby mu pomóc. Przez odnowione dowództwo AK zdobyłem dla niego odpowiednie dokumenty dzięki którym mógł bezpiecznie wyjechać na tereny rzeszowszczyzny, gdzie działał w zgrupowaniu oddziałów leśnych Obszaru Lwowskiego pod kryptonimem "Warta" dowodząc, stworzonym przez siebie dużym oddziałem partyzanckim. Wtedy walczył o Polskę nie tylko z Niemcami i bandami UPA, ale i z okupantem sowieckim. Po zakończeniu wojny przedostał się wraz z kilkoma swoimi żołnierzami na Zachód. Do komunistycznej Jugosławii, gdzie mieszkała jego żona i syn, nie mógł powrócić. Zamieszkał w Monaco, tam też ożenił się po śmierci swojej pierwszej żony. Był bardzo religijny. Odwiedziłem go latem 1980 roku w Monaco. Bardzo mile wspominał Lwów i jego mieszkańców. Mjr "Draża" spotykał się ze swoim synem co roku w Salonikach w czasie odbywanej w czerwcu pielgrzymki na górę Athos. Podczas takiej pielgrzymki zmarł na zawał serca 5 czerwca 1987 r.
B.S: Ostatnie pytanie: jak Pan ocenia obecną sytuację w kraju?
B.Sz: To jest dla mnie prawdziwa tragedia. Wyprzedaż polskiej gospodarki , w tym ziemi, dobrowolne zrzekanie się suwerenności państwowej i narodowej na rzecz ponadnarodowych instytucji jest hańbą współczesnych elit politycznych. Nie o to przecież walczyłem ja, walczyli i ginęli moi koledzy. Chciałbym, aby dotarło to do tych, którzy zasłaniając się naszą historią, sprzedają Polskę tym razem zachodniemu okupantowi, niszcząc te wartości, za które oddawało życie moje pokolenie.   http://szeremeta.republika.pl/spotkania.htm

Witek
O mnie Witek

  "..kilka Twoich powstańczych tekstów pisanych w sierpniu 2009 i Twoje komentarze i interpretacja faktów w tym opis próby połączenia Starego Miasta z Żoliborzem są niesamowite. Powiem szczerze, że te Twoje teksty, wraz z książką Zbigniewa Sadkowskiego "Honor i Ojczyzna", należały do głównych motywów mojego zainteresowania się szczegółami." ALMANZOR 22.08 ..."notki Witka, które - pisane na dużym poziomie adrenaliny - raczej się chłonie niż czyta." " Prawda o Powstaniu, rozpoznawana na poziomie wydarzeń związanych z poszczególnymi pododdziałami, osobami, czy miejskimi zaułkami ma niespodziewaną moc oczyszczania Pamięci z ideolog. stereotypów i kłamstw. Wszak Historia w gruncie rzeczy składa się z prywatnych historii. Prawda na poziomie Wilanowskiej_1 jest dużo bardziej namacalna i bezdyskusyjna niż na poziomie wielkiej polityki. Spoza Pańskiego tekstu wyłania się ten przedziwny napęd Bohaterów, o których Pan pisze. I nawet ten najgłębszy sens Ofiar, czynionych bez patosu i bez zbędnych górnolotności" JES pod "Dzień chwały największej baonu "Zośka" "350 lat temu Polakom i Ukraińcom zabrakło mądrości, wyrozumiałości, dojrzałości. Od buntu Chmielnickiego rozpoczął się powolny upadek naszego wspólnego państwa. Ukraińcy liczyli że pod berłem carów będzie im lepiej. Taras Szewczenko pisał o Chmielnickim "oj, Bohdanku, nierozumny synu..." Po 350 latach dostaliśmy, my Polacy i Ukraińcy, od losu drugą szansę. Wznieść się ponad wzajemne uprzedzenia, spróbować zrozumieć że historia i geografia dając nam takich a nie innych sąsiadów (Rosję i Niemcy) skazały nas na sojusz, jeżeli chcemy żyć w wolnych i niepodległych krajach. To powrót do naszej wspólnej historii, droga oczywiście ryzykowna na której czyha wiele niebezpieczeństw(...) "Более подлого, низкого, и враждебно настроенного к России и русским человека чем Witek, я в Салоне24 не видел" = "Bardziej podłego, nikczemnego i wrogo nastawionego do Rosji i Rosjan człowieka jak Witek, w Salonie24 nie widziałem" AKSKII 13.2.2013

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura